Niełatwo było wyjechać z Zakopanego, zostawić za sobą piękne widoki i miłe wspomnienia. Szymon siedział w aucie. Ustawiał nawigację. Uśmiechnął się na widok podchodzącego do niego Marcela.
- Tato, za ile minut wyjeżdżamy? - spytał chłopiec.
- Jak wszyscy będą gotowi - odparł mężczyzna. - A co chciałeś?
- Pewnie wiesz... Tak bym chciał, żeby Nikola jechała z nami autem... Tato, zgódź się na to. Tak bardzo cię proszę...
Mężczyzna zastanowił się przez moment. Marcel wpatrywał się w niego bystrymi oczami. Miał nadzieję, że ojciec tym razem pójdzie mu na rękę.
- Marcelek, dobrze. Zgadzam się - rzekł Szymon.
Chłopiec podskoczył z radości.
- Dzieki tato! Jesteś super! - zawołał. - Idę powiedzieć o tym Nikoli.
- Idź, idź. Marcelek, powiedz Nikodemowi i Nikoli, żeby przynieśli swoje bagaże. Okej?
- Okej!
Marcel pobiegł w stronę góralskiej chaty. Szymon oparł się plecami o przedni fotel samochodu. Poprawił wszystkie lusterka.
Wtem usłyszał, że dzwoni do niego telefon. Prędko odebrał połączenie. Okazało się, że matka Nikoli uległa nieszczęśliwemu wypadkowi w wyniku którego znalazła się w szpitalu i najprawdopodobniej będzie miała operację. Szymon obiecał kobiecie, że zawiezie jej córkę do niej do szpitala.
Gdy tylko zakończył rozmowę, do samochodu wsiadła Daniela. Miała na sobie czarne legginsy, zwiewną tunikę i wygodne, sportowe sandały.
- Hej skarbie. Co taki zamyślony? Coś cię martwi? - odezwała się. Chwyciła męża za rękę i spojrzawszy mu w oczy, uśmiechnęła się do niego.
- Nikoli mama jest w szpitalu - odpowiedział po chwili.
- Tak? A co się stało?
- Stała na łóżku i powieszała firanki. Łóżko się złożyło. Upadła. Złamała sobie nogę w kilku miejscach - wyjaśnił.
- O jejku... Biedna... - westchnęła Daniela. - Mówiłeś o tym Nikoli?
- Nie jeszcze... Skarbie, Nikola pojedzie z nami autem. Zawieziemy ją do jej mamy, do szpitala.
- Oczywiście - odparła Daniela. - Kochanie, chodź ze mną do domu. Pomógłbyś mi znieść torby.
- Lusia, nasze torby są już w bagażniku.
- Mówisz serio? Kiedy je przyniosłeś?
- Kilka minut temu... Byłaś w łazience. O, idą nasi trzej pasażerowie.
Dzieciaki wrzuciły swoje plecaki do bagażnika.
- Już mamy wsiadać? - spytał Nikodem.
- Tak.
Szymon wysiadł z auta. Podszedł do stojącego w oddali Michała Konarskiego. Zamienił z nim kilka słów, po czym podszedł do swojego BMW. Wszedłszy do auta, jeszcze raz ustawił nawigację.
- Kto nie ma zapiętych pasów? - spytał spoglądając we wsteczne lusterko.
- Ja. Już zapinam - odparł Nikodem. - Tato, dałbyś mamie trochę pokierować! - dodał z uśmiechem na twarzy.
- No właśnie, tato! - przyłączył się Marcel.
- Chłopaki, dajcie spokój - odparła Daniela odwracając się w stronę dzieciaków.
Szymon nic nie powiedział. Doskonale wiedział, że Daniela za nic w świecie nie da się namówić na to, by zamienić się z nim miejscami.
Ruszyli. Marcel trzymał na kolanach swój mały plecaczek. W pewnym momencie odpiął plastikowy suwak.
- Mam coś dla ciebie - szepnął spoglądając na Nikolę.
Dziewczynka uśmiechnęła się. Z niecierpliwością wpatrywała się Marcela. Ten wyciągnął z plecaka włochatą małpę. Dał ją Nikoli do rąk.
- Ale śliczna małpka! - ucieszyła się. - Dziękuję Marcel.
Chłopiec zarumienił się. Po chwili poczuł całusa na swoim lewym policzku. Poczerwieniał jeszcze bardziej.
- Marcel dostał buziaka - rzekł Nikodem.
- O, to ci dopiero! - odezwała się Daniela.
Marcel spuścił głowę na dół. Zawstydził się. Po chwili nieśmiało spojrzał na swoją dziewczynę. Ta wpatrywała się w lśniące oczy brązowej, włochatej małpki.
- Kiedy się zatrzymamy na siku? - spytał Nikodem.
- Niko, nie żartuj sobie. Jeszcze nie wyjechaliśmy z Zakopanego - rzekł Szymon.
- No dobrze. Nic nie mówię przecież. Tylko pytam.
- No dobrze - odparł mężczyzna. - Ja tylko odpowiadam.
Nikodem przytulił się do zwiniętego w rulon koca. Ułożył się na boku. Zamknął oczy. Planował przespać całą podróż do domu.
- Niko, będziesz spać? - spytał Marcel.
- Tak. A co? - odpowiedział.
- Nic. Tato, mogę związać Nikodemowi ręce i nogi?
- Marcel, co ci znowu przyszło do głowy? Co? - odparł Szymon.
- Znając życie, Nikodem jak zaśnie to będzie się rzucał. A nie chcę, żeby pobił i pokopał Nikolę - wyjaśnił chłopiec.
- Niko, będziesz spać spokojnie czy Marcel ma cię związać? - zaśmiał się Szymon.
- Choćby chciał, nie ma czym. Ładowarki są w bagażniku - odparł Nikodem zamykając oczy. - Proszę mnie nie budzić - dodał.
Marcel uśmiechnął się do siedzącej obok niego Nikoli.
- No i zostaliśmy sami - szepnął. Po chwili zajrzał do plecaczka. Oprócz małej butelki wody i herbatników znajdowała się tam przygotowana specjalnie na tę okazję paczka żelków.
- Zobacz, co dla nas mam - rzekł z błyskiem w oczach.
- Żelki? - zdziwiła się Nikola. - Nie jem żelków. Od nich zęby się psują - wyjaśniła.
Marcel zaniemówił. Szymon uśmiechnął się do Danieli. Oboje usłyszeli głośno wypowiedziane przez Nikolę słowa.
- Co tam jeszcze masz w tym plecaku? - spytała Nikola.
- Pastę do zębów i nici dentystyczne! - zaśmiał się Marcel.
- O co ci chodzi?
- O nic. Nie znasz się na żartach?
Nikola zrobiła obrażoną minę. Uraziły ją dokuczliwe słowa Marcela. Chłopiec otworzył zębami paczkę żelków. Wyciągnął z niej jednego czerwonego, galaretowatego misia.
- Żelku, jesteś dobry? - spytał z uśmiechem. - Tak. Jestem owocowy - odpowiedział śmiesznym głosem za misia Haribo. - A czy popsujesz zęba Nikoli? Nie. Ja nie psuję zębów, tylko je naprawiam. Słyszałaś? To jedz!
Powiedziawszy te słowa Marcel wepchnął żelka do ust Nikoli. Dziewczynka nie spodziewała się tego.
- Marcel! - krzyknęła zaraz po tym, jak połknęła misia. - Marcel, nie można tak!
- Ale o co ci chodzi, Nikola? Przecież dał słowo, że nie popsuje ci zęba! - zaśmiał się chłopiec.
- Spadaj, Marcel!
Powiedziawszy te słowa Nikola przytuliła się do włochatej małpki. Zamknęła powieki.
- Obraziłaś się? - rzekł chłopiec.
- Nie. Ale będę spać. Nie budź mnie, Marcel. Okej?
- Okej - odpowiedział odwracając wzrok w stronę bocznej szyby.
Nikola prędko zasnęła. Marcel patrzył na góry. Wiedział, że za chwilę znikną z pola widzenia. I nie prędko je zobaczy.
- Tato, a przyjedziemy tu jeszcze kiedyś? - spytał zamyślony.
- Pewnie tak - odparł Szymon. - Dobrze jest chociaż raz do roku tu przyjechać... Człowiek zapomina o wszystkim... Prawda, skarbie? - zwrócił się do Danieli.
- Prawda, skarbie - odpowiedziała spoglądając przez szybę na piękne widoki.
- Luśka, ty nie patrz na góry, tylko na drogę. Głowa mnie boli. Od Krakowa ty prowadzisz auto - rzekł na serio.
- Zaraz ci poszukam jakaś tabletkę - szepnęła Daniela wyjmując spod siedzenia torebkę.
- Luśka, przygotuj się psychicznie, bo naprawdę ci tym razem nie odpuszczę.
- Szymon, tobie naprawdę to lepiej wychodzi... Zrobimy postój. Weźmiesz tabletkę i po sprawie - odparła.
Marcel uśmiechnął się. W milczeniu wziął do ust któregoś z kolei misia.
- Chcecie po żelku? - spytał.
- Nie - odpowiedzieli obydwoje.
- Nie to nie. Będzie więcej dla mnie - szepnął chłopiec.
Wciąż spoglądał przez szybę. Jednak nie patrzył już na góry. Wypatrywał znaku drogowego z napisem KRAKÓW.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...