Budzik zadzwonił punktualnie o szóstej rano. Szymon usiadł na kanapie. Momentalnie poczuł silny ból głowy. Przetarł ręką oczy.
- Już wstałaś? - zwrócił się do siedzącej przy stole Danieli.
- Tak. W łazience na automacie masz uszykowany ręcznik i czystą bieliznę. Wyprasowałam ci koszulę i spodnie.
- Dzięki, jesteś wspaniała - odparł wstając z kanapy.
Poszedł prosto do łazienki. Daniela zabrała się za robienie kanapek. Wstawiła wodę na herbatę. Poszła obudzić chłopców. Obydwaj niechętnie zeszli na dół.
Szymon spędził w łazience dwadzieścia minut. Wyszedłszy, usiadł przy stole.
- Głowa mi pęka - rzekł spoglądając na zegarek.
- Proszę, smacznego - powiedziała Daniela stawiając na stole talerz wypełniony kolorowymi kanapkami.
Szymon wstał z krzesła. Zajrzał do szafki w poszukiwaniu Aspiryny.
- Tato, żałuj, że wczoraj siebie nie widziałeś - rzekł Nikodem. - Byłeś taki piany, że jak ciocia wyjmowała klucze od domu z twojej kieszeni to prawie się obaliłeś - zaśmiał się.
- No i? - rzekł Szymon z powagą.
- No i nic - odparł chłopiec.
- Jedz śniadanie i nie gadaj. Lusia, a ty dlaczego nie jesz? - spytał po chwili.
- Bo nie jestem głodna - odparła.
- Nie życzę sobie dzisiaj żadnej kartkówki - odezwał się Marcel.
- Szkoła to nie koncert życzeń - odparł Szymon.
Usiadł na kanapie, uruchomił laptop.
- Mogę spytać, co robisz?
- Tata będzie grał w Minecrafta - zaśmiał się Nikodem.
- Sprawdzam, kto ma dziś okienko na drugiej i trzeciej lekcji - odparł.
- Hura! - zawołał Marcel. - Nie mamy dzisiaj matmy! Tato, jesteś wielki!
- Raczej nieodpowiedzialny - odparła Daniela.
- Zastępstwa mamy już z głowy. Jeszcze jedna rzecz...
Chwycił leżące na parapecie kluczyki od auta. Z uśmiechem spojrzał na Danielę.
- Co mam z tobą zrobić, co? - odezwała się biorąc kluczyki do ręki. - Oj, Szymon, Szymon... Chłopcy najedzeni? To myć zęby i zbieramy się.
- Lusia, jeszcze czas... Jest dopiero za piętnaście siódma.
- Szymon, ja nie jeżdżę autem tak pewnie jak ty. Poza tym skoro zostajesz dziś w domu, zostawimy samochód u ciebie na podwórku.
- Bez przesady. Będziecie szli pieszo do szkoły? - zdziwił się.
- Przecież to pięć minut marszu...
- Jak tam chcesz.
- Chłopaki, myjemy ząbki i jedziemy do Torunia! - zakomunikowała.
Obaj poszli do łazienki. Szymon zbliżył się do Danieli. Już nie było od niego czuć alkoholu. Pocałował narzeczoną w usta.
- Pięć dni - szepnął jej do ucha. Daniela uśmiechnęła się. Spojrzała na zaręczynowy pierścionek, który z dumą nosiła na palcu. Nie docierało do niej to, że za kilka dni będzie żoną Szymona. Nie mogła doczekać się dnia ślubu. Wiedziała, że to będzie wyjątkowy i niezapomniany dzień. Oboje spojrzą sobie w oczy i obiecają sobie miłość i wierność. Na samą myśl o tym ogarniała ją niesamowita radość.
Dokładnie rok temu głowę miała pełną zmartwień. Marcel przysparzał jej mnóstwa problemów. Bił się z chłopakami z podwórka. Każdego tygodnia była wzywana do szkoły z powodu jego nagannego zachowania. Jak to dobrze, że zmieniła miejsce zamieszkania i, że przeniosła Marcela do innej szkoły! Gdyby nie to, nie poznałaby Szymona!
- Lusia, będę mówił do ciebie "żono" - zaśmiał się.
- Już przestała cię boleć głowa? - odparła.
- Nie...
- Weź swoją skórzaną torbę i marsz do auta!
Szymon uśmiechnął się. Bez dyskusji wykonał polecenie narzeczonej. Chwilę później czarny sedan ruszył w stronę Torunia.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...