Moneta

2.9K 104 9
                                    

Rozległ się dzwonek. Koniec lekcji. Dzieciaki w pośpiechu zaczęły pakować do plecaków książki i przybory. Syn Danieli przerzucił niezapięty tornister przez ramię. Chciał wybiec z klasy jako pierwszy.
- Marcel, zaczekaj - rzekł nauczyciel. - Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Spóźnię się na autobus - odpowiedział chłopiec.
- To nie potrwa długo. Siadaj.
- Postoję.
- Siadaj!
Chłopiec rzucił z nerwami plecak na podłogę. Usiadł na swoim krześle. W milczeniu, zaciskając zęby obserwował, jak jego rówieśnicy wychodzą z sali lekcyjnej. W końcu, w dużej klasie zostali tylko Szymon i siedzący w pierwszej ławce Marcel.
- Przejrzałem sobie dzisiaj twoje oceny - zaczął wychowawca. - Masz dwie jedynki z języka polskiego - dodał wertując stronice Dziennika. - Z angielskiego kolejne dwie jedynki.
- Mam też trójkę z anglika - odezwał się Marcel. - A z polaka pani się na mnie uwzięła.
- Tak, z pewnością - odparł Szymon nieco ironicznie. - Marcel, przyroda, jedynka. Matematyka...
- To moja wina, że mam takie oceny? - przerwał chłopiec. - Trzeba było zamiast pały wstawić mi piątkę - dodał ze złością.
- Trzeba było napisać na sprawdzianie coś więcej niż tylko swoje imię i nazwisko. Marcel, koniec żartów. Posłuchaj uważnie tego, co ci teraz powiem. Daję ci siedem dni na poprawienie wszystkich jedynek.
- A jeśli tego nie zrobię to co się stanie?
- Uprzykrzę ci życie - odparł wychowawca nie na żarty.
- Inni też dostają jedynki a pan ich jakoś nie terroryzuje - burknął Marcel z niezadowoleniem.
- Ich strata.
- Mogę już pójść?
- Autobus masz za godzinę, siadaj.
- Koledzy na mnie czekają.
- Nikt na ciebie nie czeka. Nie masz w klasie kolegów.
Wtem zaskrzypiały drzwi. Do sali lekcyjnej wszedł Nikodem.
- Przepraszam - odparł robiąc krok do tyłu. - Myślałem, że...
- Synek, jeszcze momencik - rzekł Szymon. - Trzymaj kluczyki - dodał rzucając jasnowłosemu chłopcu czarną, skórzaną saszetkę.
Nikodem wyszedł z klasy bez słowa. Szymon zamyślił się przez chwilę.
- Jeszcze jedno ci powiem, chłopcze - rzekł nauczyciel. - Będę w twoim domu częstym gościem. Jeszcze raz usłyszę, że zwracasz się do mamy bez szacunku, pyskujesz jej albo wychodzisz gdzieś bez jej zgody, to nie chciałbym być w twojej skórze. Czy się zrozumieliśmy?
Marcel zaniemówił. Głęboko przełknął ślinę. Nie spodziewał się tak konkretnego ostrzeżenia. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Ale, że co? - zająknął się.
- Ja tu zadaję pytania, nie ty. Dzisiaj wrócisz do domu i przeprosisz mamę za to, że trzaskasz drzwiami, krzyczysz, pyskujesz i przynosisz do domu jedynki. Jasne?
- Nie. Nie lubię przepraszać - odparł chłopiec ku zdumieniu wychowawcy. Tym razem to Szymon wziął głęboki oddech.
- To polubisz. Jutro jest sobota. Odwiedzę was z samego rana i spytam mamę, czy ją przeprosiłeś. Więc dobrze się zastanów, czy wolisz przeprosić sam, czy z moją pomocą. Jasne?
- Jasne - odpowiedział Marcel. - Czy mogę już pójść do domu?
- Idź.

Chłopiec wyszedł ze szkoły. Chwiejnym krokiem minął boisko. Doszedł do parkingu, na którym wszyscy nauczyciele zostawiali swoje auta. W czarnym BMW, na przednim fotelu siedział Nikodem. Marcel domyślił się, że chłopak siedzi w samochodzie Jasińskiego. Dyskretnie wyciągnął z kieszeni spodni złotówkę. Zbliżył się do auta, po czym z całej siły przycisnął monetę do drzwi pojazdu. Kierując się w stronę przystanku autobusowego przerysował bok auta.
Nikodem prędko wyskoczył z samochodu. 
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął ze zdumieniem patrząc na głęboką rysę ciągnącą się wzdłuż pojazdu.
Marcel rozejrzał się na wszystkie strony. Ani śladu człowieka! Chwycił Nikodema za kołnierz od koszuli, po czym mocno popchnął go na ziemię. Chłopiec upadł. Szybko jednak się podniósł. Strzepnął piasek ze spodni. Marcel pobiegł w stronę przystanku. Pięć minut później nadjechał autobus.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz