Porachunki

2.2K 72 3
                                    

Dzieciaki stały pod klasą. Była minuta po dzwonku. Marcel pobiegł do szkolnej toalety. Miał nadzieję, że uda mu się wrócić przed nauczycielką.
Chciał zamknąć za sobą drzwi od ubikacji, gdy spostrzegł, że ktoś podkłada mu nogę. Nie zdążył zareagować. Upadł na podłogę. Wtem zza drzwi wyłonił się Mateusz. Chwycił Marcela za bluzę, po czym przywołał do siebie Kornela.
Marcel wpadł w zasadzkę. Próbował się podnieść, ale wtedy poczuł dwa mocne kopnięcia w brzuch. Zajęczał, zgiął się wpół.
Chłopcy zawlekli go pod okno. Śmiali się przy tym głośno i dyskutowali.
- Przygotuj się, Marcelku - mówił Mateusz.
- Puść mnie, debilu! - krzyknął Marcel próbując bić chłopaków zaciśniętymi pięściami. Jednak oprawcy mieli przewagę liczebną. Marcel poczuł kolejne dwa kopnięcia, tym razem w plecy. Opadł z sił.
- Otwórz okno, szybko! - nakazał Mateusz. Kornel posłusznie wykonał polecenie kolegi. Gdy okno było już otwarte na oścież, chłopaki chwycili Marcela za ręce, po czym usiłowali przerzucić go przez okno.
- Zostaw mnie! - krzyczał Marcel próbując wyrwać się z uchwytu Mateusza.
- Trzymaj go za nogi, Kornel!
- Puść mnie!
Wykrzyknąwszy te słowa, Marcel poczuł uderzenie w policzek.
- Zamknij w końcu ryj! - wrzasnął Mateusz.
Wtem do ubikacji weszła pani woźna. Gdy tylko ujrzała jak Kornel i Mateusz próbują wypchnąć przez okno Marcela, zarówno wiadro jak i mop wypadły jej z rąk. Czym prędzej odgoniła dręczycieli.
- W porządku? - rzekła pomagając Marcelowi podnieść się z podłogi.
- Tak - odparł otrzepując spodnie.
- Zaprowadzę cię do dyrektora. Ci dwaj chodzą z tobą do klasy?
- Tak, to znaczy nie znam ich - odparł Marcel spuszczając wzrok.

Marcel nigdy dotąd nie był w gabinecie dyrektora. Nie wiedział, że aby tam dotrzeć, trzeba przejść przez sekretariat. Nie miał ochoty stawać twarzą w twarz z Szymonem, ale pani woźna była nieugięta.
Gabinet pełen był regałów zapełnionych skoroszytami i segregatorami. Na długim parapecie leżało kilka stert papierów i teczek. Na środku stało duże biurko, a za nim siedział wychowawca Marcela. Czytał coś na swoim laptopie.
- Co się stało? - spytał, gdy tylko ujrzał woźną wprowadzającą Marcela. - Co przeskrobałeś?
- Nic panie dyrektorze - odezwała się woźna. - Weszłam do ubikacji chłopaków, żeby przetrzeć tam podłogę. Dwóch chłopaków próbowało wyrzucić tego oto przez okno!
- Co takiego? - odparł Szymon wstając z wygodnego fotela. W mig znalazał się przy Marcelu. - Zna pani nazwiska tych chłopców?
- Nie, ale to dzieciaki z czwartej klasy - odparła.
- Dobrze, zajmę się tym.
Woźna wyszła zamykając za sobą drzwi. Szymon pytającym wzrokiem spojrzał na Marcela. Chłopiec nic nie powiedział, spuścił tylko głowę.
- Nazwiska - rzekł wychowawca na poważnie.
- Sam się z nimi policzę - szepnął chłopiec nie podnosząc głowy.
- Nie, Marcel, masz mi w tej chwili podać nazwiska tych chłopaków.
Dziesięciolatek przegryzł dolną wargę. Szymon chwycił go za ramię. - Marcel, to nie są żarty! Nie, tak nie będziemy rozmawiać!
Szymon wyprowadził Marcela z gabinetu. Obaj szli długim korytarzem w stronę klasy. Gdy weszli do środka nauczycielka rysowała akurat wykres na tablicy. Zmieszała się na widok zdenerwowanego dyrektora.
Szymon stanął pod tablicą. W klasie nastała idealna cisza. Słychać było jedynie tykanie wskazówki zegara.
- Marcel, siadaj do ławki - rzekł wychowawca rozglądając się po klasie. Chłopiec szybko zajął miejsce w ostatniej ławce obok Nikodema.
- Pani Zosiu, ktoś spóźnił się na pani lekcję? - spytał.
- Tak. Dwóch uczniów - odparła. - Mateusz Głowacki i Kornel Młodziński - dodała spoglądając w dziennik.
Chłopcy struchleli.
- Zapraszam panów! - rzekł dyrektor patrząc na Kornela surowym wzrokiem. Obaj momentalnie podnieśli się z krzeseł. Wraz z wychowawcą wyszli z klasy.
- Taki cyrk o głupie spóźnienie? - szepnął Nikodem.
- Skopali mnie i prawie wywalili przez okno.
- O, to godzinę wychowawczą mamy z głowy.

Wychowawca wszedł do klasy równo z dzwonkiem. Dzieciaki siedziały już w ławkach. Kornel obgryzał paznokcie w oczekiwaniu na to, co za chwilę się wydarzy.
Szymon sprawdził obecność. Później wpisał dwom uczniom uwagi do dziennika. W tym czasie, nikt nie śmiał nawet pstryknąć długopisem.
- Kornel i Mateusz! Pod tablicę, proszę! - rzekł wychowawca odrywając wzrok od dziennika. Obaj stanęli we wskazanym miejscu. - Młodziński! Słuchamy, co chciałbyś powiedzieć?
Chłopak spuścił głowę. Podobny gest wykonał Mateusz. Widać jednak było, że tylko Kornel szczerze żałuje tego, co zrobił. Gdyby mógł cofnąć czas nie dałby się namówić na tę akcję. Ogarniał go strach na samą myśl o tym, że wychowawca poinformuje o całej sytuacji jego rodziców.
- Przepraszam cię, Marcel - rzekł chłopiec.
Kromulski spojrzał na Kornela z namysłem. Nic nie odpowiedział. Tymczasem Jasiński ciągnął dalej.
- Mateusz, twoja kolej!
- Przepraszam - rzekł chłopak patrząc w podłogę.
- Marcel, chcesz coś powiedzieć?
- Nie - odparł chłopiec trzymając w ręku ołówek. - A zresztą! Widzimy się po lekcjach. Jeszcze będziecie błagać mnie o litość - dodał Marcel wprawiając wychowawcę i całą klasę w zdumienie.
Szymona kompletnie zamurowało. Nie wierzył własnym uszom. Przez chwilę z niedowierzaniem popatrzył w bystre oczy chłopca. Nie wiedział, jak to skomentować.
- Chłopaki, podajcie swoje dzienniczki - zwrócił się do Mateusza i Kornela.
Wpisał im po naganie. - Na jutro widzę podpisy obojga rodziców. A z tobą, Marcel, porozmawiam sobie na przerwie.
- Okej!

Po dzwonku zarówno Marcel jak i Nikodem podeszli do Szymona.
- Marcel, masz im odpuścić - rzekł wychowawca. - Dobrze ci radzę.
- Kornelowi może jeszcze bym odpuścił, ale Mateusz na pewno dostanie za swoje!
- Po lekcjach będziesz czekał grzecznie przy moim aucie. Odwiozę cię do domu.
- Na pewno nie! Mam inne plany.
- Na pewno tak, Marcel! I nie dyskutuj ze mną. Nikodem, po lekcjach oboje macie czekać przy aucie. Zrozumiano?
- Tak - odparł Nikodem.
- Mogę iść na przerwę? Chce mi się siku - rzekł Marcel uśmiechając się do nauczyciela.
- Idź.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz