Marzenie

1.7K 49 0
                                    

Rozpadało się. Deszcz nieprzerwanie uderzał o zewnętrzny parapet. Marcel i Nikodem siedzieli w oknie. Przyglądali się ulewie.
- Chciałbym tu mieszkać - westchnął Marcel. - A ty, Niko?
- Ja też - odpowiedział chłopiec.
Szymon zapalił lampkę. Zgasił górne światło. Położył się na kanapie obok Danieli. Dyskretnie wsunął swoje palce pod jej bluzkę. Połaskotał ją po brzuchu. Zaśmiała się.
- Nie mogę się doczekać wiesz, czego - szepnął jej do ucha.
- Nie wiem, co masz na myśli - odparła głaszcząc go dłonią po policzku.
- No, jasne... Chłopaki, chodźcie tu do nas. Chcę was o coś spytać - rzekł Szymon opierając plecy o twardą poduszkę.
Zarówno Nikodem jak i Marcel zerwali się z parapetu. Migiem usiedli na rozłożonej kanapie.
- O co chodzi, tato? - odezwał się Nikodem.
- Zróbmy sobie taki wieczór marzeń - rzekł mężczyzna. - Każdy z nas po kolei powie, o czym marzy... Okej?
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Wszyscy zamykamy oczy... Najmłodsza osoba zaczyna... Marcel...
- Tato, ty zacznij - odparł chłopiec.
Daniela uśmiechnęła się. Poraz pierwszy w jej obecności Marcel nazwał Szymona "tatą". Zrobiło jej się ciepło na sercu.
- Dobrze.... No więc zamykam oczy... Moje największe marzenie... Chciałbym, żeby Marcel poprawił wszystkie pały, które ma w dzienniku - odparł z uśmiechem.
- Twoje niedoczekanie! - odparł chłopiec.
- Tato, powiedz prawdziwe marzenie - odezwał się Nikodem. Chłopiec wziął do ręki niewielką poduszkę. Położył ją Szymonowi na brzuchu, po czym się do niej przytulił. Ojciec głaskał go ręką po jasnych włosach.
- Prawdziwe marzenie... Nie wiem, Luśka, zacznij ty...
- Ja mam całą głowę marzeń - odparła natychmiast. - Chciałabym...
- Hej! - przerwał jej Szymon. - Nie oszukuj! Musisz mieć zamknięte oczy.
- Okej, już zamykam... No więc, - zaczęła od nowa - chciałabym mieć męża, który będzie mnie kochał... To po pierwsze. Po drugie, chciałabym mieć dużo, dużo dzieci.
- Na przykład dwoje? - spytał Szymon.
- Nie... Co najmniej trójkę - odparła.
- To ci dopiero - szepnął sam do siebie.
- Nie przerywaj mi, Szymon.
- No właśnie, tato! Nie przerywaj cioci - odezwał się Nikodem.
- Chciałabym mieszkać daleko od miasta, mieć psa w domu i huśtawkę na podwórku... Może niewielki ogródek na warzywa...
- Na truskawki, mamo! - zawołał Marcel.
- Właśnie, na truskawki - przytaknęła.
Szymon chwycił ją za rękę. Bawił się jej palcami. Nie przypuszczał, że Daniela marzy o tym, by mieć z nim dziecko. Dotychczas nie brał takiej opcji pod uwagę.
- Tato, teraz ty powiedz swoje marzenie - szepnął Nikodem spoglądając na ojca dużymi, błękitnymi oczyma.
- Chciałbym kupić sobie lepsze auto... Może sportowe Audi A7.
- Tato, po co ci takie auto? - spytał Nikodem.
- A po co ci tablet? - odparł Szymon.
- Do grania... No właśnie... Jak już jesteśmy przy tablecie, to ja chciałbym iPhone'a i nowy rower. Chciałbym też własny stacjonarny komputer i to w swoim pokoju - rzekł chłopiec spoglądając na tatę.
- Coś jeszcze? - spytał Szymon.
- Tak. Chciałbym jeszcze dostawać większe kieszonkowe... To znaczy sto złotych miesięcznie i chciałbym...
- Twój limit marzeń właśnie się wyczerpał - rzekł Szymon przerywając chłopcu w połowie zdania.
- Tato, cicho... Chciałbym jeszcze psa, ale o tym wiesz i nowe słuchawki, bo te stare mi się niedługo na pewno zepsują.
- Marzenia a lista zakupów to dwie różne rzeczy - rzekł Szymon.
- No, nie wiem - szepnął Nikodem.
- Marcel a ty, co się nie odzywasz?
- Myślę, co tu mądrego powiedzieć i nic nie przychodzi mi do głowy - powiedział chłopiec. - Chociaż, mam jedno marzenie, ale nigdy się nie spełni - westchnął ze smutkiem.
- Jakie? - spytał Nikodem.
- Nie powiem, bo pewna osoba będzie na mnie zła - westchnął.
- Nie będę zły - odparł Szymon.
- Jasne.
- Marcel, powiedz...
- No, dobra, powiem. Sam tego chciałeś - odparł chłopiec uśmiechając się. - Moje marzenie jest takie... Wrzucić Głowackiemu do plecaka podpaloną petardę!
- Nie no, chyba żartujesz - odezwał się Szymon.
- Tato, każdy ma prawo do własnych marzeń... Poza tym, najważniejszym, chciałbym jeszcze co najmniej raz w tygodniu chodzić do skateparku i, żeby Nikodem robił za mnie lekcje...
- A ten Głowacki to kto? - odezwała się Daniela.
- No Mateusz, któremu Marcel wybił szybę w oknie - odparł Nikodem nieświadomy tego, że Daniela nie zna tej historii.
- Co takiego? - zdziwiła się. Prędko podniosła się z łóżka. Ze zdumieniem spojrzała na syna. - Wybiłeś komuś szybę w oknie?
- Skarbie, to było dawno temu - wtrącił się Szymon.
- Nie! Ty wiedziałeś o tym i nic mi nie powiedziałeś? - spytała wzburzona.
- Nie gniewaj się. Ta sprawa jest już uregulowana, zamknięta. Lusia, jejku!
Szymon podniósł się z łóżka. Stanął przy narzeczonej. Dokładnie jej się przyjrzał. Chwycił ją za ręce. Poczuł, że obydwie dłonie trzęsą jej się z nerwów.
- Chłopaki, idźcie na górę - szepnął. Obydwaj prędko pobiegli na poddasze. - Idziesz jutro do pracy? - spytał.
- Nie - odparła.
- Po szkole zawiozę Marcela do moich rodziców. Pojedziemy do lekarza - rzekł patrząc jej w oczy.
- Szymon, miałam prawo się zdenerwować - odparła natychmiast.
- Skarbie, ty nie umiesz się denerwować. Ty cała chodzisz z nerwów. Spójrz na swoje dłonie.
- Za chwilę się uspokoję - szepnęła.
- Dobrze, ale to nie zmienia faktu, że jutro pojedziemy do lekarza. Znam świetnego psychologa. Sam kiedyś korzystałem z jego pomocy - wyznał.
- Serio? - zdziwiła się.
- No, tak...
Daniela spojrzała na narzeczonego z niedowierzaniem.
- No, co tak się patrzysz? Narodziny dziecka, za chwilę śmierć żony, do tego studia dzienne. Multum nauki... Egzaminy... Młody Szymon nie ogarniał tego wszystkiego naraz...
- Też byłeś nerwowy? - spytała.
- Nie... Raczej załamany - wyznał. - Spałem po kilka godzin dziennie. Mało jadłem. W zasadzie jadłem tylko to, co przynosiła mi mama... No i któregoś dnia wracając z uczelni przysnęło mi się za kierownicą - wyznał. - Całe szczęście, że nic nie jechało z przeciwka. Walnąłem autem w drzewo.
- Nie wierzę - szepnęła Daniela. - Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny? Szymon! - oburzyła się.
- No co? - wzruszył ramionami. - Ktoś wezwał pomoc. Trzy stłuczone żebra, wstrząśnienie mózgu. Kilka dni spędziłem w szpitalu. Mama postarała się, aby tam odwiedził mnie psychiatra. Myślała, że ten mój wypadek to jakaś próba samobójcza... Bzdura kompletna! Ale faktycznie, byłem podłamany... A teraz, jak widzisz, jest okej.
- No, widzę... - szepnęła.
- To co? Przekonałem cię?
- Tak - odparła przytulając się do ukochanego. - Ale wejdziesz tam ze mną.
- Oczywiście - rzekł kiwając głową. - Coś ci powiem, Luśka - dodał po chwili. - Kocham cię i chcę, żebyś była szczęśliwa - szepnął czule tuląc do siebie ukochaną.
- Też cię kocham, skarbie - wyznała wpatrując się w jego jasnobłękitne, błyszczące oczy.
Zegar wskazywał dwudziestą. Najwyższy czas wracać do Torunia.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz