Torba

2.5K 88 1
                                    

Dzieciaki dawno już rozeszły się do swoich domów. Szymon siedział za biurkiem, sprawdzał prace domowe uczniów. Był tak skupiony, że nie zauważył nawet, kiedy do klasy wszedł Marcel.
- Dzień dobry, jeszcze raz - rzekł chłopiec.
- A witaj. Znów uciekł ci autobus?
- Nie. To znaczy, chciałem się z panem rozmówić. To może chwilę potrwać więc autobus pewnie i tak mi uciekanie...
- Hm. No to słucham - odparł Szymon odkładając na bok zeszyt, który właśnie sprawdzał. Skierował wzrok na chłopca.
Marcel wiedział, że aby nauczyciel potraktował go poważnie, musi widzieć, że chłopak ma charyzmę i wie, czego chce. Dziesięciolatek wyprostował się, uniósł głowę do góry. Pewnym siebie głosem, rzekł:
- Chodzi o to, że ja nie chcę siedzieć w jednej ławce z Nikodemem. Nie lubię go. On mnie też nie lubi!
- Marcel, rozmawiałeś z nim chociaż raz?
- Tak. Kiedy próbował mi wyrwać z ręki linijkę. Mówiłem mu, żeby ją puścił, bo pożałuje! To była nasza rozmowa. Boję się, że jak będziemy siedzieć razem, to prędzej czy później zrobię mu krzywdę!
Szymon zamyślił się przez chwilę. Cała ta sytuacja z Nikodemem i Marcelem nie dawała mu spokoju. Chciał, żeby chłopcy się polubili, zwłaszcza teraz, kiedy on i Daniela zostali parą. Wiedział, że nawet jeśli rozkaże im podać sobie ręce na zgodę, nic to nie zmieni. Dlatego nawet nie próbował w ten sposób postąpić. Nie miał pomysłu, co zrobić.
- Proszę pana, - usłyszał głos Marcela - proszę pozwolić mi nie siedzieć w ławce z Nikodemem. Bardzo o to proszę.
- Zgoda. Przemyślę to - rzekł Szymon. - Ale zrobię to tylko dlatego, że zdobyłeś się na odwagę, aby ze mną na ten temat porozmawiać.
- Kiedy da mi pan odpowiedź?
- Jutro po lekcjach - odparł. - A, Marcel! Jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju!
- O co chodzi? - spytał chłopiec.
- W zeszłym tygodniu ktoś zrobił na moim aucie grubą rysę. Wiesz coś na ten temat?
- Nie - odparł Marcel, mając nadzieję, że wychowawca za chwilę utnie tę rozmowę.
- Tak też myślałem - rzekł Szymon z namysłem. - Chłopcze, wiem, że ty to zrobiłeś - dodał po chwili.
Marcel zamilkł. Postanowił, że nie przyzna się to tego czynu, bez względu na to, co za chwilę usłyszy z ust nauczyciela. Chłopiec był pewien, że to Nikodem doniósł na niego. Marcel, chociaż był porywczy, czasem złośliwy i niegrzeczny - nigdy nie skarżył na kolegów.
- Nie będę robił z tego afery, - powiedział Szymon - choć może i powinienem. Mama nie byłaby zachwycona, gdyby się dowiedziała o twoich pomysłach. Prawda?
- Nie wiem, o czym pan mówi - szedł w zaparte.
- Nie wiesz... Marcel, to bezsensu. Przyznaj się. Przecież obydwaj wiemy, jak było.
- Nie wiem, co ktoś panu nagadał. Nic nie zrobiłem. Do widzenia! - wrzasnął Marcel ruszając w stronę drzwi. Stał już w drewnianej futrynie, gdy usłyszał zasadniczy głos wychowawcy.
- Hej! W tej chwili z powrotem. Ale już!
Marcel cofnął się. Niepewnym krokiem podszedł do nauczyciela.
- Co? - spytał z nerwami.
Szymon kiwnął głową z niezadowoleniem.
- Jak chcesz wrócić do domu? Pieszo?
Chłopiec wzruszył ramionami. Usiadł w drugiej ławce. W ciszy przyglądał się temu, jak wychowawca pakuje do skórzanej torby, niesprawdzone jeszcze zeszyty.
- Oj, Marcel, Marcel - westchnął Szymon. - Niezłe ziółko z ciebie...
Nauczyciel wyciągnął spod biurka pęk kluczy. Wstał z krzesła. Przerzucił torbę przez ramię. - Idziemy! - zakomunikował.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz