Łódź

2.6K 82 10
                                    

Delikatny wietrzyk poruszał gałęziami drzew strącając z nich pożółkłe liście. Chociaż niebo było niemalże bezchmurne, a słońce świeciło w całej okazałości, Daniela poczuła chłód. Wpatrzona w Szymona spytała:
- Dokąd mnie prowadzisz?
- Wytrzymaj jeszcze chwilę - odparł chwyciwszy kobietę za rękę. Daniela mocno ją ścisnęła. Uwielbiała to uczucie, które pojawiało się w jej sercu, ilekroć Szymon trzymał jej dłoń. Nabierała wtedy przekonania, że przy nim nic jej nie grozi, że może czuć się bezpieczna, kochana - że ma przy sobie mężczyznę, który zawsze będzie obok niej.
- Tu jest pięknie! - zawołała Daniela rozglądając się na wszystkie strony. Wokół rosło dużo drzew, między innymi wierzby płaczące. Szli wąską ścieżką. Im bardziej posuwali się naprzód, tym krajobraz stawał się piękniejszy.
- Lusia, zatrzymaj się - odezwał się Szymon w pewnym momencie.
Kobieta przystanęła. Mężczyzna wciąż trzymał ją za rękę.
- Chciałbym cię o coś prosić - rzekł patrząc jej prosto w oczy. Zaśmiała się w głos. Uwielbiała to jego wyraziste spojrzenie. Zawsze, gdy patrzył na nią w ten sposób na jej twarzy pojawiał się uśmiech. - Zamknij oczy - rzekł.
- Już zamykam! - odparła.
Po chwili Szymon totalnie ją zaskoczył. Wziął Danielę na ręce.
- Co robisz? Wariat z ciebie! - zawołała.
- Nie otwieraj oczu! Obiecaj mi to! - odparł niosąc swoją "dziewczynę".
- Mam zamknięte!
Po kilku minutach i wielu krokach, Szymon postawił Danielę z powrotem na ziemię. Wciąż miała zamknięte oczy. Korciło ją, by je otworzyć, ale postanowiła być posłuszna. Poczuła, jak mężczyzna kładzie swoje ręce na jej biodrach. Czule pocałował ją w usta.
- Możesz otworzyć oczy - szepnął jej do ucha.
- Nie - odparła Daniela. - Chcę, aby ta chwila nigdy się nie skończyła. Tak mi z tobą dobrze!
Szymon z czułością przytulił Danielę. Delikatnie gładził ją palcami po policzku. - Zmarzłaś - powiedział.
Pośpiesznie zdjął swoją kurtkę i okrył nią plecy i ramiona ukochanej.
- Przeziębisz się - szepnęła.
- Wcale nie! - odparł.
Dopiero teraz Daniela oderwała wzrok od Szymona i spojrzała w dal. Jej oczom ukazało się wielkie jezioro niejako ukryte wśród krzaków i drzew.
- Jak tu pięknie! - powiedziała szczerze. - Wyjątkowe miejsce!
- Podoba ci się?
- Bardzo! - krzyknęła. - Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś!
Przy brzegu jeziora stała stara, obdrapana z farby łódź. Była przymocowana łańcuchem do jednego z konarów płaczącej wierzby.
- Wejdziemy tam? Proszę! - powiedziała odruchowo chwytając Szymona za rękę.
Oboje udali się do miejsca, w którym stała łódź. Weszli do środka. Usiedli naprzeciw siebie. Mężczyzna chwycił Danielę za ręce. Próbował je rozgrzać. Były chłodne, zmarznięte.
- Skąd znasz to miejsce? - spytała rozglądając się wokół.
- Gdy byłem dzieckiem przyjeżdżałem tu z rodzicami - odparł.
- Pewnie spędziłeś tu piękne chwile - westchnęła.
- Tak. Chcę, abyś i ty spędziła tu piękne chwile.
Powiedziawszy te słowa Szymon wyszedł z łodzi. Wyciągnął z kieszeni spodni klucz, po czym szybko oswobodził łódź z łańcucha. Z całej siły pchnął ją do wody.
- Ale się kołysze! - krzyknęła Daniela.
Szymon zdjął buty i skarpety, podwinął nogawki spodni, po czym wszedł do zimnej wody.
- Nie! Przeziębisz się! - zaprotestowała.
- Nic mi nie będzie, skarbie - odparł wskakując do łodzi. Chwycił wiosła w obydwie ręce. Daniela z rozkoszą przyglądała się ukochanemu. Patrzyła, z jaką swobodą wiosłuje po jeziorze.
- Jesteś bardzo silny - powiedziała. - Chodzisz na siłownię?
- Nie! Skąd ten pomysł? - odparł uśmiechając się.
Wypłynęli na środek jeziora. Szymon przestał wiosłować.
- To, co? Skaczemy do wody? - zażartował.
- Chyba bym zamarzła - odparła.
- Zaraz się rozgrzejesz - rzekł wyciągając spod siedzenia butelkę czerwonego wina. - Gdzieś tu powinny być i kieliszki - rzekł wprawiając towarzyszkę w zdumienie.
- Nie wierzę! - zawołała. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
Szymon otworzył wino. Daniela trzymała kieliszki. Ręce jej się trzęsły.
- Dziękuję, że zgodziłaś się zabrać cię w to miejsce - rzekł mężczyzna z błyskiem w oczach.
- Nigdy nikt nie dał mi takiego prezentu, jak ty mi dzisiaj dałeś - powiedziała Daniela. - To niesamowite! Wszystko tu jest jakby z innego świata, to miejsce, ty... Nawet ja czuję się kimś innym. Wiesz, o czym mówię?
- O tym, że jesteś szczęśliwa ze mną - odparł puszczając do niej oko.
- Jesteś niemożliwy!

Popłynęli na drugi brzeg. Szymon wszedł do wody. Sprawnie przytwierdził łódkę do wystającej z ziemi rury.
Wziął na ręce Danielę, po czym przeniósł ją na brzeg.
- Coś ci pokażę - rzekł z namysłem.
Wśród wysokich drzew stał dom z bali. Szymon zaprowadził tam Danielę.
- Gdzieś tu powinien być klucz - rzekł grzebiąc w kieszeni spodni. Po niespełna minucie oboje weszli do domu.
Daniela zamarła. Z podziwem oglądała mieszkanie. Podobały jej się szerokie, drewniane parapety, na których można było swodobnie usiąść. Przestronny salon połączony był z kuchnią. W oknach wisiały jedwabne firanki zdobione złotą nicią. Daniela obchodziła salon wzdłuż i wszerz. Nie mogła się nadziwić pomysłowości projektanta tego domu.
- Jak się domyślam, należy do ciebie? - spytała podchodząc do Szymona. Mężczyzna rozpalał ogień w murowanym kominku.
- To własność moich rodziców - wyznał uśmiechając się szczerze. - Za chwilę będzie ciepło. Chodź, przyłóż dłonie do ognia. Rozgrzejesz się - powiedział cicho. - Ja zmienię spodnie. Te są całe mokre.
Rzeczywiście, po niedługim czasie w domu zrobiło się ciepło. Szymon zamówił pizzę w miejscowym barze. Dostawca zjawił się w samą porę. Oboje byli już bardzo głodni.
- Czyli lubisz oliwki - odezwała się Daniela nabijając zielony owoc na widelec.
- Nie przepadam. Chyba, że ty siedzisz obok. Wtedy wszystko mi smakuje.

Zbliżała się siedemnasta. Najwyższy czas wracać do domu. Ponieważ na dworze było już naprawdę chłodno, a poza tym robiło się już szaro, Szymon postanowił, że sam popłynie łódką na drugi brzeg, wsiądzie w samochód i podjedzie po Danielę.
Kobieta z początku nie chciała się na to zgodzić. W końcu jednak uległa.
Gdy Szymon wyszedł z domu Daniela usiadła przy kominku i z podziwem przyglądała się błyskającym iskrom ognia.
Minęła godzina. Kobieta niecierpliwiła się. Co rusz spoglądała na zegarek, podchodziła do okna. Na zewnątrz było już całkiem ciemno.
- Szymon, odbierz! - powiedziała trzymając przy uchu smartfon. - No pięknie! Telefon zostawił w spodniach.
Odchodziła od zmysłów. Po ponad dwóch godzinach usłyszała czyjeś kroki. Szymon wszedł do domu cały zdyszany.
- Jestem, Lusia! - zawołał stając w progu.
- Długo cię nie było. Martwiłam się - powiedziała Daniela pośpiesznie podchodząc do mężczyzny. - To co? Wracamy do domu? Mój Marcel pewnie się niecierpliwi.
- Luśka, muszę ci coś powiedzieć. Tylko proszę, nie denerwuj się - odparł niepewnie. Z obawą spojrzał na ukochaną. Daniela domyśliła się, że coś jest nie tak.
- O co chodzi? - spytała.
- Nie wrócimy dziś do domu... - rzekł nieśmiało.
- Że co, proszę? - odparła patrząc mu głęboko w oczy. - To żart, prawda?
- Skarbie, daj sobie wyjaśnić.
Daniela czuła, jak potęguje się w niej złość.
- Słucham. Wyjaśniaj.
- Pamiętasz, jak parkowałem auto, a ty powiedziałaś, żebym nie stawał na poboczu?
- Tak - odparła. - Pamiętam.
- Powinienem był cię posłuchać - powiedział spuszczając głowę na dół. - Nie sposób stamtąd wyjechać. Podkładałem gałęzie pod koła, ale to na nic.
- Nie wierzę! Szymon, zostawiłam w domu dziecko bez opieki. Muszę wrócić do domu!
- Marcel da sobie radę. A ja jutro z samego rana coś wymyślę. Pójdę do jakiegoś gospodarza. Może ciągnikiem wyciągnie mi auto z rowu. No, nie gniewaj się, skarbie.
- Szymon, nie gniewam się na ciebie - wyznała. - Tylko sam wiesz, jaki jest Marcel. Boję się, że wysadzi dom w powietrze, albo co gorsza, coś mu się stanie.
- Jeśli chcesz, poproszę rodziców, żeby podjechali do niego i sprawdzili, czy wszystko jest w porządku. Mogliby nawet wziąć go do siebie na noc. Na pewno chętnie się na to zgodzą.
- Zrobiłbyś to dla mnie? Byłabym spokojniejsza.
- Oczywiście. Zadzwonię do rodziców, a ty pogadaj z Marcelem.
- Dobrze.

Szymon wprowadził Danielę do sypialni. Kobieta zaniemówiła na widok wielkiego, małżeńskiego łoża pokrytego jasnobłękitną narzutą. Na ścianie wisiał obraz przedstawiający potężny wodospad. Przy dwuskrzydłowym oknie stała sosnowa komoda z okrągłymi, marmurowymi uchwytami. Szymon zapalił lampkę.
- Tak będzie dobrze - odparł. - Skarbie, gdybyś czegoś potrzebowała, będę za drzwiami - rzekł półszeptem, po czym pieszczotliwie ucałował ukochaną w odsłonięte ramię. - Kocham cię - powiedział.
- Ja ciebie też kocham - wyznała.
- Dobranoc skarbie.
- Dobranoc.
Daniela położyła się do łóżka. Wciąż czuła na swoim ramieniu dotyk ust Szymona. To było takie przyjemne uczucie! Uśmiechając się, zasnęła.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz