20. Solniczka

2.2K 74 9
                                    

Minął dzień od ostatniej konfrontacji Marcela z Szymonem. Chłopiec nie chciał iść do szkoły. Nie jadł śniadania. Daniela odprowadziła go na autobus, aby mieć pewność, że chłopiec nie pójdzie nie wiadomo gdzie.
Gdy nauczyciel matematyki oświadczył, że tego dnia będzie pytał z ułamków, Marcel był pewien, że wróci do domu z pałą w dzienniczku. Zdziwił się, że Jasiński nie wywołał go do odpowiedzi.
Po ostatniej lekcji, Marcel migiem przeniósł się do ostatniej ławki. Nikodem usiadł obok niego.
- Co ci? Coś się stało? - spytał Nikodem.
- Nie.
- Przecież widzę. Powiedz. Nikomu nie wygadam.
- Okej. Wiesz, że twój tata i moja mama chodzą ze sobą?
- Wiem - odparł Nikodem szeptem. - Porażka, nie?
- Serio tak myślisz? - uśmiechnął się Marcel.
- Od kiedy się spotykają, tata wciąż zostawia mnie u dziadków. Lubię tam siedzieć, ale ile można? - zwierzył się Nikodem.
- A co ja mam w domu? Nie chciałbyś wiedzieć.
- Chłopaki, robicie lekcje? - odezwał się Szymon z drugiego końca sali.
- Tak - odpowiedzieli obydwaj.
Nauczyciel skończył przepisywać oceny do dziennika. Pochował wszystkie przedmioty, które znajdowały się na biurku. Wyciągnął z torby swój smartfon. Odczytał wczorajszą wiadomość, którą przysłała mu Daniela.
"Hej, Szymon! Marcel się uspokoił, ale nie pójdzie dziś do szkoły. Ostatni raz tak na niego nawrzeszczałeś!"
Mężczyzna odłożył telefon, po czym podszedł do ostatniej ławki.
- Gdzie macie zeszyty? - spytał. - Co to za koalicja?
- Dzisiaj nic nie mamy zadane - odparł młody Jasiński.
- No dobrze. Marcel, odwieziemy cię z Nikodemem do domu. Muszę porozmawiać z twoją mamą.
- Po co? Przecież mama pana wygoniła.
- Nie wygoniła, tylko... Nieważne! Bierzcie plecaki, idziemy!

Daniela otworzyła drzwi. Ujrzała przed sobą Szymona trzymającego bukiet czerwonych róż. Z jego prawej strony stał Marcel, a z lewej Nikodem. Uśmiechnęła się na widok kwiatów.
- Proszę - rzekł Szymon wręczając ukochanej róże. Pocałowała go w policzek.
- Wejdźcie - szepnęła wpuszczając przybyszów do środka. - Zaraz podgrzeję obiad. - Chłopcy, umyjcie rączki.
- Ja też mam umyć rączki? - spytał Szymon.
- Też. I chodźcie do kuchni. Zapraszam!
Kalafiorowa była mało słona. Daniela liczyła się z tym, toteż położyła solniczkę na środku stołu. Każdy mógł sam doprawiać swoją porcję według własnego podniebienia.
- Nikodem, chodzisz do jednej klasy z Marcelem? - spytała Daniela.
- Tak - odparł chłopiec. - Siedzimy nawet w jednej ławce.
- O, proszę! To pięknie, że się tak lubicie.
Szymon popatrzył na chłopców z uśmiechem. Przypomniał sobie, jak półtora tygodnia temu obydwaj błagali go o to, by ich rozsadził. Do zakończenia eksperymentu zostały jeszcze dwa dni - czwartek i piątek. Jak na razie chłopcy pięknie wywiązywali się z umowy. Codziennie po lekcjach siedzieli razem w klasie i odrabiali prace domowe. Szymon zauważył, że przez ten okres Marcel załapał sporo dobrych ocen.
- Zrobiła pani bardzo dobrą zupę - rzekł Nikodem. - Mój tata nie umie gotować - dodał spoglądając kątem oka na Szymona.
- Co takiego? - zaprotestował mężczyzna.
- Tata zawsze przypala makaron. A później skrobie widelcem dno garnka.
- Co ty wygadujesz? Zmyśla! - odparł Szymon z namysłem przyglądając się synowi.
- Moja mama też nie umie gotować - wtrącił się Marcel. - Nigdy nie doprawi jak należy.
- Bzdura! Marcel, jedz i się nie odzywaj, tak? - powiedziała Daniela.
- Mój tata - ciągnął dalej Nikodem - nie potrafi nawet napalić w piecu.
- Dość! Jeszcze słowo. Ostrzegam cię, Niko.
Chłopiec zamilknął. Marcel uśmiechnął się.
- Kochanie, zrobiłaś bardzo dobrą zupę - rzekł Szymon.
- Dziękuję.

Po obiedzie dzieciaki poszły do pokoju Marcela. Nikodem z zaciekawieniem przyglądał się zabawkom kolegi. Podobały mu się jego gry planszowe.
- To jeszcze nic! W dużym pokoju mam konsolę. Spytam mamę, czy pozwoli nam pograć.
Marcel wszedł do kuchni. Daniela w bluzce na naramkach zmywała naczynia, a Szymon trzymał ją za biodra i całował po szyi. Śmiała się w głos.
- A tutaj lubisz? - szepnął Szymon cmokając ją w odsłonięte plecy.
- Lubię - odparła odwracając się przodem do mężczyzny. Chciała objąć go i pocałować. Ujrzała jednak stojącego w oddali Marcela. Chłopiec był wzburzony.
- Co kochanie? - odezwała się podchodząc do chłopca. - Miałeś być w pokoju z Nikodemem.
- Chcieliśmy spytać, czy możemy wziąć konsolę do gier - odparł chłopiec zaciskając dolną wargę.
Szymon popatrzył na malca ze współczuciem. Dopiero teraz pojął, dlaczego chłopiec się tak zachowuje.
- Tak. Oczywiście - powiedziała Daniela. - Chodźcie do dużego pokoju. Zaraz wam podłączę konsolę.
Daniela wyszła z kuchni. Marcel stał bez ruchu. Z odwagą spojrzał Szymonowi w oczy. Chłopiec kiwnął głową dając mu znak, że właśnie wkroczyli na wojenną ścieżkę.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz