Gołębie

1.8K 60 0
                                    

Był wczesny ranek. Daniela siedziała na łóżku. Miała na sobie czerwoną tunikę i czarne legginsy. Włosy sięgały jej niemalże do pasa. Przełożyła je na lewy bok. Spięła wsuwkami.
- Hej skarbie - szepnął Szymon wchodząc do niewielkiego pokoju. - Jak pięknie wyglądasz.
- Hej - odparła. - Wcześnie przyjechałeś... Nie spakowałam jeszcze Marcela.
- Właściwie to dobrze - odparł siadając obok niej. - Nie pojedziemy do Zajezierza.
- Nie? - zdziwiła się.
- Pojedziemy do twoich rodziców.
Daniela schyliła głowę. Zamyśliła się.
- Gdzie mieszkają? Sprawdzimy, ile to kilometrów od Torunia - rzekł Szymon wyjmując telefon z kieszeni.
- W Poznaniu - odpowiedziała smutnym głosem. - Szymon, pojedziemy tam kiedy indziej - dodała błagalnie.
- Nie ma takiej opcji. Marcel!
Chłopiec momentalnie stanął w drzwiach.
- Jak matma? Uczyłeś się jeszcze?
- Bardzo śmieszne - odparł chłopiec.
- Marcelek, zawiozę cię do moich rodziców. Nikodem już tam jest. Z mamą pojedziemy w pewne miejsce. Okej?
- Okej - odpowiedział chłopiec. - A o której przyjedziecie po mnie?
- Jakoś po obiedzie... Marcel, kupimy tobie i Nikodemowi coś fajnego, ale warunek jest taki, że musicie być grzeczni. Macie też zakaz podchodzenia do uli. Rozumiemy się?
- Tak - odpowiedział malec.
- Trzymam cię za słowo.
- Spoko.
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał chłopca po głowie. Malec pobiegł do drugiego pokoju. Spakował do plecaka swój tablet i ładowarkę. Po chwili wszyscy wyszli z domu.

Dzień był słoneczny. Mieszkańcy okolicznych domów robili wiosenne porządki w swoich ogródkach. Również Danuta zabrała się za grabienie pozostałych po jesieni liści.
Marcel i Nikodem siedzieli przy stole w salonie. Obydwaj grali na swoich tabletach. Ani przez myśl im nie przeszło, by wyjść na dwór.
Około dziesiątej do salonu weszła Danuta. Miała na sobie jeansowe ogrodniczki i koszulę w kratę. Wyglądała śmiesznie. 
- Potrzebuję dwóch ochotników do pomocy w ogródku - powiedziała siadając do stołu.
- Może dziadek jest chętny - odparł Nikodem ani na moment nie odrywając wzroku od tabletu.
- Raz, dwa! Odkładamy na bok te zabawi! Zaraz wam dam ciekawsze zajęcie.
- Tata powiedział, że mamy być grzeczni. To jesteśmy - rzekł Nikodem nie reagując na wezwanie babci.
Danuta wzięła do ręki tablet wnuka. Nikodem spojrzał na nią z byka. Marcel bez słowa odłożył swoje mobilne urządzenie na parapet.
- A teraz proszę ubrać buty, kurtki i zapraszam na dwór.
Chłopcy niechętnie weszli na korytarz.
- Patrz i się ucz - szepnął Nikodem. - Ała! - krzyknął przeraźliwie. Położył się na podłodze. Po chwili w korytarzu pojawiła się Danuta.
- Co się stało? - zawołała.
- Poślizgnąłem się... Ała, bardzo boli. Chyba skręciłem sobie nogę.
Danuta zbladła. Pomogła chłopcu usiąść na ławeczce. Nikodem bardzo kulał.
- Pokaż tę nogę - powiedziała. - W którym miejscu boli?
- Kostka, babciu - szepnął zmuszając się do płaczu.
Danuta delikatnie zdjęła skarpetkę ze stopy chłopca. Dokładnie obejrzała jego nogę.
- Z nogą jest wszystko w porządku. Proszę na dwór!
- Kiedy mnie naprawdę bardzo...
- Nikodem! - przerwała mu. - W tej chwili na dwór! Obydwaj!
Chłopcy wyszli na podwórko. Usiedli na schodach. Popatrzyli na siebie. Po chwili podeszła do nich Danuta. Dała Marcelowi grabki do ręki. Zaprowadziła obydwu na ogródek.
- Trzeba zgrabić całą tą zeschniętą trawę i liście...
- Dobrze - odpowiedział Marcel.
Nie miał chęci do pracy. Wolałby zostać w domu i grać na tablecie. Mimo to, postanowił, że będzie grzeczny i pomoże babci Nikodema.
Nikodem przyprowadził taczkę z szopy. Ładował na nią wszystko to, co zgrabił jego równieśnik. W mgnieniu oka ogródek został wysprzątany. Danuta postanowiła nagrodzić chłopców za ich pracę. Poszła do domu po kompot truskawkowy i blok czekoladowy.
Po kilku minutach wyszła na schody. Spostrzegła, że na ogródku stoi taczka, ale nigdzie nie widać ani Marcela ani Nikodema.
- Nikodem! - zawołała. Wzruszyła ramionami.
- Franek! Nie widziałeś dzieciaków? Nie było ich tutaj? - spytała wchodząc do salonu.
- Nie - odpowiedział mężczyzna wstając z fotela. Prędko podszedł do okna. - Na łące ich nie ma. Pewnie zaraz się znajdą.
Rzeczywiście, kilka minut później do domu wbiegli rozentuzjazmowani chłopcy. Uśmiech nie schodził z twarzy ani jednemu ani drugiemu.
Danuta odetchnęła z ulgą.
- Gdzieście byli? Co? - spytała.
- Nigdzie - odparł Nikodem z uśmiechem.
- Macie na stole kompot i coś słodkiego.
- Dzięki babciu - szepnął Nikodem biorąc do ręki grubą kostkę bloku czekoladowego.
- Marcel, śmiało. Nie wstydź się - powiedziała Danuta.
- Nie, dziękuję - odpowiedział.
- Wypij chociaż kompot.
- Nie.
Danuta usiadła do stołu. Chłopcy wzięli swoje tablety, usiedli na kanapie. Grali aż do obiadu.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz