Karnisz

3K 109 14
                                    

Daniela uchyliła okno w sypialni. Natychmiast poczuła jak do niewielkiego pomieszczenia napływa powiew świeżego powietrza. Usiadła na świeżo posłanym łóżku. Mimowolnie spojrzała na wyświetlacz swojego smartfonu. Już tak dawno nikt do niej nie dzwonił, nikt nie napisał nawet krótkiego smsa. Rzuciła telefon na drugi koniec łóżka.
Nie zastanawiała się nad tym, co zamierza zrobić. Podeszła do narożnikowej szafy, po czym zaczęła wyciągać z niej swoje ubrania.
- Nie będę tego nosić - szepnęła pod nosem. - Różowa... ble! Jak mogłam kupić coś takiego? Od dzisiaj przerzucam się na odcienie szarości, czerni. Bordowy sweter zostaje. Mój bordowy sweterek... Ale co ja robię? Po co to robię?
Gdy tylko usłyszała dzwonek do drzwi, natychmiast wsunęła ubrania z powrotem do szafy.
Po chwili stała już w przedpokoju. Mocno nacisnęła mosiężną klamkę. Po drugiej stronie stał Szymon. Oczy miał promienne, jasne, błękitne. Ciemna, krótka grzywka opadała mu na prawą stronę czoła. Daniela przez moment wpatrywała się w niego z uwagą. Miała silne wrażenie, że mężczyzna wygląda inaczej niż zwykle.
- Hej - powiedziała. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Zastanawiało ją, co sprowadza Szymona do jej domu w sobotnie przedpołudnie. - Wejdź, proszę.
Szymon skinął głową. Był nieco zamyślony. Daniela próbowała wyczytać coś z twarzy mężczyzny. Z uwagą patrzyła mu w oczy.
Oboje weszli do dużego pokoju.
- Daniela, - powiedział drapiąc się po głowie - chciałbym ci coś powiedzieć. Od naszego ostatniego spotkania minęło trochę czasu...
- Tak, trzy dni - odparła natychmiast. - To znaczy, około trzy dni.
Szymon podniósł wzrok.
- Tak, raczej trzy dni... Ym, to znaczy... Może dwa i pół dnia - dodał z namysłem.
Daniela patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziała, co sprowadza do niej Szymona a z rozmowy jak dotąd nic nie wynikało.
- Może - przytaknęła. - I?
- I właśnie, coś nie daje mi spokoju... Wciąż jedna myśl chodzi mi po głowie. Dlatego przyszedłem.
- Pewnie chodzi o tę pralkę. Poszukałam w Internecie namiary do fachowca. Mówił, że na miejscu tego nie naprawi... No więc, - dodała nieco zmieszana - zabrał ją do warsztatu...
Wtem oboje usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Do pokoju wbiegł zdyszany Marcel. Na widok nauczyciela, zatrzymał się w futrynie.
- Co tam, synku? - odezwała się Daniela. - Gdzie byłeś?
- Nigdzie - odparł.
- Hej, Marcel - odezwał się Szymon.
- Siema - odparł chłopiec bez szacunku. - Zgolił pan brodę? - dodał.
Szymon uśmiechnął się. Daniela natychmiast przyjrzała się uważnie gościowi.
- Tak jest ci korzystniej - odparła.
- To ja idę! - zawołał chłopiec.
- Ale chwila - odparła Daniela podnosząc się z kanapy. - Wbiegłeś jak wariat do domu, to chociaż powiedz, czy coś się stało.
- Przy nim nic nie powiem - rzekł Marcel.
Szymon bez słowa przysłuchiwał się rozmowie matki z synem. Żal było mu Danieli. Z drugiej strony korciło go, żeby zabrać głos i ustawić dzieciaka do pionu.
- Jak ty się zachowujesz? Prędko przeproś pana nauczyciela! - zawołała Daniela podążając za synem.
- Sorry i nara! - odparł chłopiec wychodząc z mieszkania. Oboje usłyszeli ponowne trzaśnięcie drzwiami. Daniela schyliła głowę na dół.
- Tak mi wstyd - powiedziała. - Przepraszam cię. Nie mam na niego siły.
- Nie obwiniaj się. Wyrośnie z tego - rzekł Szymon starając się ją pocieszyć. W jego głowie już powstawał plan wychowawczy, którym zamierzał objąć Marcela. - Znałem wielu urwisów, z których wyrośli naprawdę wartościowi ludzie - dodał. Wiedział jednak, że aby tak było w wypadku chłopaka, trzeba się za niego wziąć jak najszybciej.
- Ale chciałeś mi coś powiedzieć - odezwała się Daniela. - Słucham cię.
- Tak... To prawda... Chciałem ci powiedzieć, że od naszego ostatniego spotkania jedna myśl nie daje mi spokoju...
- Jaka myśl? - szepnęła Daniela patrząc rozmówcy głęboko w oczy. Czyżby czuł to samo co ona? Czy i on wieczorami rozmyśla o tym, jakby to było, gdyby dali sobie szansę? Danieli wstyd było przyznać przed sobą, że zauroczył ją wychowawca jej syna. Z drugiej strony to uczucie, które zdawało się wypełniać ją całą, było tak rozweselające, tak tchnące nadzieją, że Daniela chciała je w sobie czuć, choćby miało nigdy do niczego między nią a Szymonem nie dojść.
- Jaka myśl? - powtórzyła w oczekiwaniu na odpowiedź.
Szymon spojrzał w dół. Już nie wpatrywał się w jej brązowe, ciemne oczy, ani w jasną twarz o pięknych rysach.
- Ten karnisz wisi krzywo - odparł nie wierząc w to, co mówi. Gdy siebie usłyszał, na obydwu jego policzkach pojawiły się rumieńce. Daniela oniemiała. Czyżby tylko po to odwiedził ją Szymon? Chciał z nią porozmawiać na temat karnisza wiszącego w dużym pokoju? - Mógłbym go poprawić - dodał po chwili kierując w końcu wzrok na rozmówczynię.
Daniela uśmiechnęła się. Wstała ze skórzanego fotela i usiadła obok Szymona na kanapie. Ciemne włosy opadały jej na czoło i na policzki. Zdjęła z nadgarstka gumkę i spięła nią bujne loki. Niepewnie spojrzała na Szymona. Do tej pory widziała w nim silnego i pewnego siebie mężczyznę. Teraz dostrzegła, że jest nieco zagubiony - albo nie jest pewny swoich uczuć albo boi się odrzucenia z jej strony. Ale czy to możliwe, by niemalże idealny facet bał się przyznać do tego, co dzieje się w jego głowie? Przecież na pewno nie przyszedł tutaj, by przybić karnisz jak należy. Musiało kierować nim coś innego.
- Wiesz Szymon, - rzekła Daniela - ja czuję to samo co ty...
Zaryzykowała. Zdobyła się na odwagę. Ale co będzie dalej? - zastanawiała się.
- Też widziałaś, że krzywo wisi? - rzekł zaciskając zęby.
Danielę zamurowało. Nie mogła uwierzyć, że Szymon nie pojął jej słów. Jak można być aż tak niedomyślnym? Kobieta postanowiła, że nie odpowie na to pytanie. W milczeniu utkwiła wzrok w jego błyszczących oczach.
- Przepraszam - rzekł po chwili. - Daniela, oczywiście nie chodzi o ten głupi karnisz. Ja go poprawię. Ale nie o to chodzi.
Daniela uścisnęła jego dłoń. Mężczyzna otulił ją swoim ramieniem. Po chwili pocałował czubek jej głowy.
- Włosy pięknie ci pachną - szepnął. - Danielo, tracę dla ciebie głowę - wyznał wreszcie.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz