Pierścionek

1.9K 62 0
                                    

Marcel i Nikodem jak zwykle siedzieli w ostatniej ławce pod oknem. Nauczycielka czytała na głos długie, nudne opowiadanie. Jasnowłosy chłopiec zmuszał się do słuchania. Marcelowi, co innego było w głowie.
- Wyobraź sobie taką scenę - szepnął Nikodemowi do ucha. - Twój tata klęcze przed moją mamą, wyperfumowany, wystrojony, włosy na żel...
- Jasne, mój tata i włosy na żel - zaśmiał się Nikodem.
- Cicho... Patrzy się.
Nauczycielka oderwała na chwilę wzrok od książki. Spojrzała na szepczących do siebie uczniów. Obaj, zamilknęli momentalnie. Pani Zofia kontynuwała lekturę.
- No więc, on klęcze... muzyka, wiesz bajery... Oświadcza jej się. Ona cała happy... A on otwiera pudełko, a tam zamiast pierścionka jest zawleczka po Tymbarku. Czaisz?
Nikodem spojrzał na Marcela z zażenowaniem.
- Jesteś nienormalny - szepnął.
- Zobacz, co mam... - odparł Marcel szeptem. Wyciągnął z kieszeni spodni złoty pierścionek z mieniącym się brylantem. Nikodem zaniemówił.
- Skąd go masz? - spytał po chwili.
- Wyjąłem twojemu tacie z torby, gdy byliśmy w Zajezierzu.
- Marcel, oddaj mi go. Wsunę go z powrotem. Przecież jak tata zobaczy, że pierścionek zniknął, będzie na mnie.
- Nie panikuj dziewczynko - zaśmiał się Marcel.
Nauczycielka ponownie przestała czytać.
- Chłopcy, czy ja wam przeszkadzam? - spytała.
- Nie, proszę pani - odpowiedział Nikodem. - Przepraszamy.
Pani Zofia uśmiechnęła się. Dalej głośno i wyraźnie czytała dzieciom opowiadanie. Nikodem wziął głęboki oddech. Myślał nad tym, co zrobić. Chciał odzyskać pierścionek ojca.
- Daj mi go, Marcel - szepnął najciszej jak potrafił. Wobec milczenia kolegi, trącił chłopca w łokieć. - Marcel, to nie są żarty - dodał.
- Gadasz, jak Szymon.
- Marcel, wiesz, ile taki pierścionek kosztuje?
- Nie wiem i mało mnie to obchodzi - wypalił.
Nikodem nie wytrzymał. Chwycił w obydwie ręce dłoń Marcela i próbował wyjąć z niej pierścionek. Kromulski ni stąd ni zowąd ugryzł zębami Nikodema w rękę.
- Jesteś nienormalny! - syknął Nikodem.
- Chłopcy, który raz zwracam wam uwagę? - odezwała się nauczycielka.
- Proszę im wpisać uwagi do dzienniczków - odezwała się Julia.
Zarówno Nikodem jak i Marcel ze złością spojrzeli na koleżankę. Dziewczynka wytknęła na nich język.
- Tak właśnie zrobię. Dzienniczki proszę.
- Patrz i się ucz - szepnął Marcel do kolegi z ławki. - O nie, zapomniałem dzienniczka. Pewnie został w kuchni na stole, bo mama podpisywała mi rano oceny!
- W takim razie wpisuję uwagę do dziennika. Ty też nie wziąłeś dzienniczka? - zawróciła się tym razem do Jasińskiego.
Chłopiec pobladł. Postanowił zastosować inną technikę niż Marcel.
- Ja przepraszam - odparł. - Obecuję, że do końca lekcji nie odezwę się ani słowem - dodał spuszczając wzrok.
- On się boi, bo jego tata jest dyrektorem w tej szkole - odezwała się Julia.
- Stul się, głupia! - wrzasnął Marcel.
- Już, spokój! To było ostatnie ostrzeżenie. Następnym razem wpiszę wam obu uwagi.
Nikodem popatrzył z byka na kolegę.
- No co? - odparł ciemnowłosy chłopiec wzruszając ramionami.
Przez kilka minut Nikodem udawał, że słucha nauczycielki. Chciał w ten sposób uśpić czujność Marcela. Ale syn Danieli miał się na baczności. Kątem oka zauważył, jak Nikodem bierze do ręki cyrkiel.
- Co chcesz zrobić? - szepnął Marcel.
- Wbiję ci to w nogę - odparł Nikodem bezpardonowo. - Oddaj pierścionek. Mówię serio.
Marcel uśmiechnął się. Wciąż mocno dusił w dłoni zaręczynowy pierścionek Szymona. Nikodem przydusił szpilkulec cyrkla do uda kolegi, przebijając nim jego jeansy. Marcel odruchowo wyrwał metalowy przedmiot z ręki Nikodema. Chłopcy zaczęli się szarpać.
- Nie! Dość tego! - krzyknęła nauczycielka. - Obaj dzienniczki! Marcel podniósł się z krzesła.
- Jak już mówiłem...
W tym momencie Nikodem kopnął go w piszczel. Marcel podskoczył.
- Jesteś chory! - wrzasnął. O dziwo pierścionek wypadł mu z ręki. Nikodem czym prędzej wlazł pod ławkę. Odetchnął z ulgą, gdy tylko ujrzał leżący pod kaloryferem złoty pierścionek. Chwycił go w obydwie ręce, po czym wsunął do kieszeni spodni.
- Wyjdź spod tej ławki! - rozkazała pani Zofia. - Nie będę się z wami męczyć. Oboje do dyrektora! Proszę bardzo!
Nikodem westchnął głęboko. Marcel walnął ręką w stół.
- I widzisz, co dobrego narobiłeś? - zwrócił się do Jasińskiego.
- Ja? Chyba ty...
- Koniec tej rozmowy!
Nauczycielka podeszła do ostatniej ławki. Wyprowadziła obydwu chłopców na korytarz.

Szymon siedział w swoim gabinecie. W związku z zakończeniem pierwszego semestru, miał sporo papierkowej roboty.
Czas wlókł się niebywale. Miętowa herbata, którą zaparzył sobie dwie godziny temu, dawno już wystygła.
Odłożył duży, niebieski segregator na regał. Wtem usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę! - odparł Jasiński natychmiast.
- Panie dyrektorze, - odezwała się pani Zosia, młoda polonistka - przyprowadziłam do pana dwóch uczniów. Przez całą lekcję przeszkadzali, rozmawiali, szarpali się. Zdaje się, że jeden z nich to pański syn.
Szymon zaniemówił. Z namysłem spojrzał na nauczycielkę. - Są tutaj? - spytał.
- Tak. Mam im kazać wejść do pana?
- Tak.
Szymon wstał z fotela. Napił się zimnej herbaty.
- Proszę bardzo! Pan dyrektor prosi was do swojego gabinetu! - odparła nauczycielka z tryumfem.
Marcel i Nikodem weszli do ponurego pomieszczenia. Stanęli pod ścianą. Szymon popatrzył na nich z namysłem.
- Proszę wracać na lekcję. Porozmawiam sobie z nimi i odeślę ich z powrotem do klasy - rzekł zwracając się do nauczycielki.
- Dobrze.
Powiedziawszy te słowa pani Zosia wyszła z gabinetu dyrektora. Chłopcy popatrzyli na siebie w oczekiwaniu tego, co za chwilę usłyszą.
- Co wyrabialiście na polskim? - spytał wychowawca.
Nikodem utkwił wzrok w podłodze. Marcel wzruszył ramionami.
- Odbija jednemu i drugiemu? - kontunuwał Szymon. - No słucham! Nikodem, tłumacz się.
Chłopiec podniósł głowę. Spojrzał na ojca dużymi, błękitnymi oczami. Nie wiedział, co powiedzieć. Po chwili, bez słowa ponownie spuścił wzrok.
- To wszystko, co masz do powiedzenia? Marcel, jak się zachowywaliście na lekcji?
- Normalnie, dopóki Nikodemowi nie odbiło - odparł złośliwie.
- Co? Ty jesteś nienormalny - rzekł młody Jasiński.
- Dowiem się, o co tutaj chodzi?
- Gadaliśmy na lekcji i pani się zdenerwowała - odparł Nikodem.
- I dlatego przyprowadziła was tutaj? Bo gadaliście na lekcji? Tak?
- No... Serio, tato.
- Wiecie co? Mam dużo pracy, a przed dwunastą muszę być w kuratorium. Wracajcie do klasy i zachowujcie się porządnie. Okej?
- Okej, tato.
- Marcel, okej? - powtórzył Szymon.
- Tak. Pewnie - oświadczył chłopiec.
- To już, zmykajcie.
Chłopcy pobiegli korytarzem prosto do klasy. Usiedli w ostatniej ławce. Przez resztę lekcji nie odezwali się do siebie ani słowem.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz