Nikodem

1.8K 58 0
                                    

Tego dnia Marcel wrócił do domu autobusem. Był bardzo dumny z tego, w jaki sposób ośmieszył Szymona przed całą klasą. Postanowił opowiedzieć o tym mamie.
- Co się tak podśmiechujesz? - spytała Daniela podając chłopcu talerz rosołu.
- Słowo, że nie powiesz Szymonowi? - odparł wesoły.
- Słowo - odpowiedziała.
- No, dobra. To ci powiem. Wylałem mu na krzesło całą konewkę wody. No i wiesz, to wszystko wsiąkło w materiał... Dlaczego się nie śmiejesz? - przerwał.
- Słucham cię.
- No, okej. No i on przyszedł do klasy i usiadł na tym i całe spodnie miał mokre!
- I uważasz, że to jest śmieszne? Tak? - spytała poważnie.
- No, tak! Nawet bardzo. Klasa pękała ze śmiechu! Spalił takiego buraka, że myślałem, że nie wyrobię z niego!
- Marcel, brak mi słów na ciebie. Szymon wie, że ty to zrobiłeś?
- Nie, ale nie martw się. Nikt z klasy mnie nie wyda. Ty chyba też nie?
- Nie, Marcel. Nic mu nie powiem.
Uśmiechnęła się sama do siebie.
Chłopiec pochylił się nad talerzem. Zjadł obiad.
Dwie godziny później ktoś zapukał do drzwi. Marcel był pewien, że to Szymon. Był zdecydowany nie przyznać się do akcji "Konewka".
- Hej - rzekł chłopiec wpuszczając Jasińskiego do mieszkania.
- No, hej.
- Nikodem się znalazł?
- Tak. Był u dziadków - odparł mężczyzna.
- Okej. Mamo, masz gościa!
- No co tak stoisz? - odezwała się Daniela. - Wchodź!
Oboje poszli do kuchni. Kobieta zrobiła kawę.
- Nikodem nie chciał przyjechać? - spytała kładąc na stół cukiernicę.
- Nie. Obraził się na mnie.
- Prosiłam cię, żebyś go nie bił. Nie chciałeś słuchać.
- Właśnie, że cię posłuchałem. Odbyłem z nim wczoraj wieczorem długą rozmowę...
- Co mu powiedziałeś?
- No, sporo mu nagadałem. Zacząłem od tego, że jest mi przykro, że kolejny raz mnie okłamał. Wiesz, najgorsze jest to, że on jak kłamie to patrzy człowiekowi prosto w oczy i niemalże przysięga, że mówi prawdę. Mniejsza z tym... Potem spytałem go o to, dlaczego to zrobił. Zaczął się tłumaczyć, że nie chciał, że samo tak jakoś wyszło, że przeprasza i tak dalej. Stała śpiewka.
- Może on faktycznie nie chciał...
- Słyszysz ty to, co mówisz? Lusia, nie ma dnia, żeby mnie nie okłamał. Przypomnij sobie, co było w Zajezierzu...
- No, tak... Te podpisy, które widzieliśmy na molo ewidentnie świadczą o tym, że chłopaki tam byli, a przecież im zabroniłeś.
- Nie o tym mówię... Ostatnio byli w tym całym pałacu. Pamiętasz, co powiedział Nikodem? Że bawili się koło domu i Marcel wrzucił go do jakieś dziury... No, przecież to żałosne!
- Mów ciszej, Szymon. Marcel jest w pokoju obok - szepnęła Daniela.
- Okej.
- Ja to widzę tak, że on się po prostu ciebie boi. Kłamie, żeby uniknąć kary... Nie wiem sama...
- Gdyby choć trochę się mnie bał, zwyczajnie byłby usłuchany...
- Też prawda.
- Wczoraj przy obiedzie u rodziców sprawiał wrażenie, że się mnie boi? Ile razy mu mówiłem, że ma przestać opowiadać tę głupią historię sprzed lat?
- No, faktycznie... Kilka razy zwracałeś mu na to uwagę - odpowiedziała z namysłem.
- Dzisiaj w trakcie lekcji wyszedł niby do ubikacji... Polazł do domu moich rodziców. I masz sposób na takiego?
- Jakoś ci się wytłumaczył z tego?
- Powiedział, że brzuch go rozbolał. Nie wiem, jak z nim postępować.
- Może on próbuje zwrócić na siebie twoją uwagę. Szymon, może Nikodem jest zazdrosny o mnie i o Marcela. Zawsze miał tylko ciebie, a teraz musi się tobą z nami dzielić... Nigdy nie zapomnę, jak kilka miesięcy temu Marcel wykrzyczał ci prosto w oczy, że zawsze miał tylko mamę a ty mu ją zabierasz... Może teraz Nikodem przechodzi podobny okres...
- Faktycznie, trochę go zaniedbałem ostatnio. Może coś w tym jest - rzekł z zastanowieniem.
Wtem do pokoju wszedł Marcel. Z uśmiechem popatrzył na Szymona.
- Czemu zmieniłeś spodnie? Tamte były okej! - odparł chłopiec.
- To był cios poniżej pasa, Marcel! - odparł Szymon.
- Mamo, powiedziałaś mu? - oburzył się chłopiec. - Obiecałaś, że mnie nie wydasz!
Szymon się zaśmiał.
- Chodź, Luśka, przejdziemy się na spacer - rzekł mężczyzna wstając z krzesła.
- Mogę z wami? - spytał Marcel.
- Lekcje masz zrobione? - odparł Szymon.
- No, nie jeszcze... - przyznał chłopiec.
- To masz odpowiedź.
Powiedziawszy te słowa Szymon chwycił Danielę za rękę. Ucałował jej dłoń, po czym oboje weszli na korytarz. Ubrali półbuty i wiosenne kurtki. Wyszli z mieszkania.
Było słoneczne popołudnie.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz