Encyklopedia

1.2K 41 0
                                    

Nie do wiary, jak szybko minęło te kilka dni wolnych od szkoły. W środę wieczorem Szymon odwiózł Danielę i Marcela do domu. Niełatwo było mu rozstać się z narzeczoną. Do ślubu zostały już tylko dwa tygodnie.
W środę po lekcjach Szymon zabrał chłopaków i Danielę do centrum handlowego. Kupił wszystkim specjalne buty do chodzenia po górach oraz kijki trekkingowe. Do Marcela dotarło, że naprawdę pojedzie na wycieczkę do Zakopanego.
- Tato, wejdźmy do Empika! - zawołał Nikodem na siłę ciągnąc Szymona do ulubionego sklepu. Chłopiec podszedł do działu z grami. Z przejęciem przyglądał się nowościom.
- O, coś dla ciebie - szepnął Szymon wyjmując z regału grubą książkę. Podał ją Danieli do ręki.
- Kolorowanka dla dorosłych? - zdziwiła się.
- Tak... Zamiast melisy uspokajającą kolorowanka... Kupię ci.
- Szymon, przestań... Ile to kosztuje? Szkoda pieniędzy...
- Daj spokój... Kupię ci - odparł wkładając kolorowankę do koszyka na zakupy.
Kątem oka spojrzał na stojącego samotnie Marcela. Chłopiec patrzył na przybory szkolne. Podobały mu się grube zeszyty o niespotykanych formatach i kołonotatniki.
Po chwili malec podszedł do Danieli.
- Mamo, pożyczysz mi dwadzieścia pięć złotych? W domu ci oddam - rzekł chłopiec patrząc na matkę błagalnym wzrokiem.
- A co sobie upatrzyłeś? - spytała.
- Taki super zeszyt - odparł.
- Zeszyt za dwadzieścia pięć złotych? Żartujesz sobie?
- Mamo, nie bądź taka, no!
- Marcel, trzymaj - rzekł Szymon wyjmując z portfela pięćdziesiąt złotych.
Na ponurej twarzy chłopca momentalnie pojawił się uśmiech.
- Dzięki tato - odparł. Prędko poszedł kupić upragniony zeszyt. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu będzie mógł w nim rysować.

Około osiemnastej Daniela otworzyła drzwi swojego mieszkania. Prędko wstawiła wodę na kawę. Szymon i dzieciaki wnieśli do korytarza duże torby z zakupami.
- Tato, pokazać ci swój zeszyt? - spytał Marcel wchodząc do kuchni.
- No, pokaż.
Chłopiec podał Szymonowi do ręki swój zakup. Zeszyt miał plastikową okładkę i kilka kolorowych zakładek.
- Jest świetny... Będziesz w nim rysować? - spytał mężczyzna. uśmiechając się do Marcela.
- Tak.
- A co będziesz rysować?
- Zwierzęta... - padła odpowiedź.
- Aha, tak też myślałem.
Szymon schylił się do torby znajdującej się tuż pod stołem. Wyciągnął z niej Wielką Encyklopedię Zwierząt. Książkę tę podał Marcelowi do ręki. Daniela uśmiechnęła się. Nie wiedziała, że jej narzeczony kupił małemu prezent.
- Proszę. To dla ciebie - rzekł Jasiński.
Chłopiec zaniemówił. Nie spodziewał się, że dostanie od Szymona coś takiego.
- Dziękuję - rzekł nieśmiało.
Mężczyzna pociągnął go ku sobie. Wziął chłopca na kolana. Otworzył książkę mniej więcej na środku.
- Tylko spójrz... - rzekł. - W tej książce opisano zwierzęta z całego świata... Jest tu dużo, dużo fotografii. Będziesz mógł czerpać stąd pomysły na nowe rysunki...
- Ale dziwne zwierzę - rzekł Marcel przeglądając encyklopedię. - Gekon ogonolistny...
- W wakacje zabiorę całą naszą rodzinę do Poznania do Zoo.
- Serio? - ucieszył się chłopiec.
- Pewnie, że tak.
- Tato, dzięki ci za tą książkę. Jest świetna. Na pewno ją całą przeczytam... Nigdy nie dostałem od nikogo książki w prezencie - wyznał chłopiec.
- Cieszę się, że ci się podoba...
- Jest okej.
Marcel nieśmiało zsunął się z kolan Szymona. Wziął w obydwie ręce wielką encyklopedię.
- Tato, a czy te pięćdziesiąt złotych to ty mi dałeś czy pożyczyłeś? - spytał po chwili.
- Pożyczyłem - odparł Szymon.
- Aha, okej.
Marcel wyszedł z kuchni. Po dwóch minutach wrócił. Podał Szymonowi pięćdziesięciozłotowy banknot, po czym odwróciwszy się o sto osiemdziesiąt stopni ruszył w stronę drzwi.
- Marcel... - rzekł Szymon po chwili.
- Co?
- Weź te pieniążki. Podziel się z Nikodemem po połowie. Okej?
- Okej - odparł chłopiec. - Czyli do mnie cztery dychy a do Nikodema dycha? - zaśmiał się.
- A może na odwrót, co? - odezwała się Daniela. - Weźcie się z Nikodemem za lekcje, bo już prawie dziewiętnasta... Szkoda, jakby przed końcem roku wpadła ci jakaś jedynka za brak pracy domowej...
- Z polaka nic nie było... A z matmy mam spoko gościa... Na pewno nie będzie mi sprawdzał lekcji - rzekł Marcel puszczając Szymonowi oko.
- Będzie, będzie... I to zaraz! - rzekł mężczyzna z uśmiechem.
Marcel wymknął się z kuchni. Wspólnie z Nikodemem podłączył do telewizora konsolę do gier. Obaj chłopcy byli przekonani, że skoro Szymon i Daniela zostali sami w kuchni, z pewnością tak szybko stamtąd nie wyjdą.
Tymczasem, po niespełna piętnastu minutach, w dużym pokoju pojawiła się Daniela. Z niedowierzaniem spojrzała na grających na konsoli chłopaków.
- Zrobiliście lekcje? - spytała.
- Mamo, nie teraz! Nie widzisz, że gramy? - rzekł Marcel natychmiast.
- Nikodem, zrobiliście lekcje? - kontynuowała.
- Nic nie było zadane - odparł ani na chwilę nie odrywając wzroku od telewizora.
Wtem do pokoju wszedł Szymon. Rozsiadł się wygodnie na kanapie.
- Nie zrobili lekcji - westchnęła Daniela spoglądając na narzeczonego.
- Niko, masz zrobione lekcje?
Chłopiec momentalnie odłożył dżojstik na podłogę. Z obrazą przeszedł obok Szymona. Zmierzył ojca wzrokiem. Po chwili był już z powrotem w dużym pokoju. Trzymał w rękach swój plecak. Usiadł przy ławie naprzeciw Szymona.
- Marcel, do lekcji!
Chłopiec wziął głęboki oddech. Wstał z podłogi.
- Tak właściwie to ja powinienem siedzieć w domu, a nie chodzić do tej głupiej szkoły... Do piątku mam zwolnienie lekarskie - wymamrotał.
- Tak właściwie, to przynieś swój plecak... I siadaj tu, koło mnie... Zaraz sprawdzimy, czy nauczyłeś się wzorów na pola figur płaskich...
- No, na pewno się nauczył - westchnęła Daniela.
- Mamo, nie denerwuj mnie - burknął chłopiec.
- Dobrze, już się nie odzywam.
Marcel wyciągnął z plecaka zeszyt od matematyki i piórnik. Zabrał Nikodemowi spod nosa zbiór zadań.
- Marcelek, spokojnie... Nie ma się czym denerwować... - rzekł Szymon. - Zrobicie lekcje, to będziecie mogli do wpół do dziewiątej pograć w te swoje gry...
- Okej - szepnął Marcel. - To szybko robimy lekcje... Tato, jaki jest wzór na pole prostokąta?
- Nie, Marcel. Ty masz zrobić lekcje, nie ja.
- Masz, przepisz sobie... - rzekł Nikodem podając swój zeszyt Marcelowi do ręki.
- Chłopaki, no!
- No co? Niech sobie odpisze te wzory... Tato, no! Jest już prawie ósma... Daj nam żyć...
Szymon zamyślił się. Ze zdumieniem spojrzał na chłopców.
- Mogę? - spytał Marcel błagalnie wpatrując się w Jasińskiego.
- No, dobrze. Możesz, ale przed snem nauczysz się tych czterech wzorów... Okej? - rzekł Szymon.
- Okej. Dzięki tato. Jesteś super...
Marcel prędko spisał pracę domową od Nikodema. Zajęło mu to dwie minuty. Po chwili obaj chłopcy siedzieli na dywanie i grali na konsoli.
Szymon i Daniela wyszli do kuchni. Po cichu zamknęli za sobą drzwi.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz