Rodzice

1.9K 59 1
                                    

Szymon podjechał pod blok Danieli. Marcel szykował się do wyskoku z auta. Mocno pociągnął klamkę.
- Drzwi są zamknięte. Otwórz - rzekł natychmiast.
- Zostajesz w aucie. Zaraz twoja mama przyjdzie i pojedziemy do moich rodziców - oświadczył Szymon.
- A po co? - spytał chłopiec.
- Powiemy im, że się zaręczyliśmy. A tobie, młody człowieku, radzę zachowywać się porządnie. Rozumiemy się?
- Tak - odpowiedział Marcel posłusznie.
Gdy tylko Szymon ujrzał wychodzącą z bloku Danielę, prędko wysiadł z auta. Przytulili się do siebie, chwilę porozmawiali.
- Mama, jaka umalowana! - zaśmiał się Marcel, gdy Daniela siedziała już na przednim fotelu pasażera. Wyjechali z parkingu.
- Coś się nie podoba? - odparła kobieta.
- Nie no, ładnie - przyznał.
- Jak w szkole? Jakieś oceny? - spytała odwracając się w stronę chłopaków.
- Nie - odpowiedział Nikodem. - Nie dostaliśmy żadnych ocen.
- Marcel dostał uwagę - odezwał się Szymon.
- On mi wpisał!
- Kolejna uwaga? Szymon, opanuj się trochę z tymi uwagami - westchnęła.
Mężczyzna zaniemówił. Skupił się na drodze. Dziesięć minut później dojechali na miejsce. Chłopcy wybiegli z samochodu.
- Pokażę ci podwórko babci! - zawołał Nikodem. Po chwili, Szymon gestem ręki przywołał go do siebie.
- Co? - spytał chłopiec podbiegając do ojca.
- Zabraniam zbliżać się do uli - rzekł konkretnie.
- Tato, bez przesady! - oburzył się chłopiec.
- Co bez przesady? W tej chwili do domu. Obydwaj! - odparł Szymon bezapelacyjnie.
Mężczyzna nacisnął dzwonek, po czym otworzył szeroko drzwi. Cała czwórka weszła do mieszkania.
- Dzień dobry! - zawołała Danuta wyłaniając się z głębi domu. - Wchodźcie, wchodźcie! Zapraszamy. Obiad już na stole.
Goście pośpiesznie powiesili kurtki w korytarzu.
- Siadajcie do stołu - powiedziała Danuta.
Marcel rozejrzał się po jadalni. Na środku przestronnego pomieszczenia stał duży stół. Daniela poczuła się onieśmielona wieloma pięknie podanymi potrawami. Niepewnie podeszła do siedzącego na krześle Franciszka. Przywitała się z nim. Mężczyzna życzliwie się do niej uśmiechnął.
- Macie państwo piękny dom - powiedziała szczerze.
- A dziękujemy - odparł Franciszek. - A ty, co? - zwrócił się tym razem do Nikodema. - Nie przywitasz się z dziadkiem?
Chłopiec niechętnie podniósł się z krzesła. Przybił dziadkowi piątkę.
- A ty, Marcel, przywitasz się ze mną?
Chłopiec podszedł do ojca Szymona. Podali sobie ręce.
Wszyscy zasiedli do stołu. Szymon spostrzegł, że Daniela jest zdenerwowana. Ścisnął pod stołem jej dłoń.
- Smacznego - odezwała się Danuta.
Daniela ostrożnie nałożyła na swój talerz dwa ziemniaki, kotlet mielony i łyżkę surówki. Uważała przy tym, aby nie ubrudzić białego obrusu.
- Spokojnie - szepnął Szymon widząc, jak trzęsą jej się ręce.
- Babciu! Zrobiłaś te dobre pierogi ze szpinakiem! - zawołał Nikodem z uśmiechem. - Marcel, weź spróbuj!
- Nie! - wrzasnął chłopiec. - Zjem coś innego.
Marcel długo nie mógł się zdecydować, co zjeść. W końcu, nałożył sobie schabowego.
- Bardzo dobrze pani gotuje - odezwała się Daniela.
- Dziękuję - odparła kobieta z uśmiechem.
Zapanowała niezręczna cisza. Tego właśnie obawiał się Szymon. Pośpiesznie wymyślił temat do rozmowy.
- Tato, jak taty gołębie?
- Siedzą w klatkach. Za dwa tygodnie może je wypuszczę. Zobaczymy, czy odfruną jak te poprzednie czy nie.
- Nie rozumiem po co ojcu te gołębie? Żadnego pożytku nie ma z tego ptactwa, a trzeba przy tym chodzić... Nie podoba mi się ten pomysł, Franek - powiedziała Danuta.
- A mi się podoba - odparł mężczyzna puszczając oko do Nikodema.
- Dziadek! - zawołał po chwili chłopiec. - Opowiedz cioci o tym, jak tata przez trzy dni siedział w stogu siana!
- Trzepnąć cię? - odezwał się Szymon z powagą spoglądając na syna.
- Dziadek, opowiedz!
- Był z niego urwis. Największy na okolicę! - powiedziała Danuta. - No co się tak patrzysz? Powiedz może, że nie było jak mówię? - zwróciła się do syna. - Mało razy ojciec szukał cię po mieście? A to u jednego kolegi, a to u drugiego, a to przy sadzawce, pięć kilometrów za miastem! Ile miałeś wtedy lat? Dziesięć? Zamiast do szkoły to chodził nad tę sadzawkę, ryby łowił!
- Lepiej niech mama powie, jak zrobiła te klopsiki - odezwał się Szymon.
- Tata się wykąpał w tej sadzawce, a jak wyszedł z wody, to się okazało, że ktoś mu zabrał ubrania! - zaśmiał się Nikodem.
- Nie za wesoło ci? - odezwał się Szymon.
- Nie właśnie! I tata...
- Nikodem!
- Szymon, daj mu dokończyć - odezwała się Daniela. - Ciekawi mnie, co było dalej.
- Już mówię. Tata bał się wrócić do domu, bo nie miał ubrań. Miał same gacie!
- Jo?! - zawołał Marcel odrywając wzrok od schabowego.
- No, powaga! Schował się w stogu siana i siedział tam trzy dni! - odparł Nikodem. - Szukała go policja!
- Miał takiego jednego kolegę, który donosił mu jedzenie - kontynuowała Danuta. - W końcu jeden policjant poszedł jego tropem i znalazł naszego Szymusia!
- Nigdy nie opowiadałeś, że taki był z ciebie łobuziak? - odezwała się Daniela.
- Przez osiem lat szkoły podstawowej mieliśmy z nim takie przeboje, że głowa mała!
- Mamo, już naprawdę wystarczy - rzekł Szymon. - Dziękuję za obiad - dodał odsuwając od siebie talerz. Objął ramieniem narzeczoną. Popatrzył na rodziców. - Zmieniamy temat. Ja i Daniela zaręczyliśmy się - wypalił ni z gruszki ni z pietruszki.
- Wiedziałam! - zawołała Danuta. - Mówiłam, że stale jeżdżą do tego Zajezierza i coś wypłatają! Kochana, który to miesiąc? - zwróciła się do Danieli.
- Mamo! Daniela nie jest w ciąży - rzekł Szymon nieco zirytowany.
- Nie? - zdziwiła się. - A, gdyby nawet! Oboje jesteście dorośli...
- Kiedy wesele? - wtrącił się Franciszek.
- Jeszcze nie wiemy, kiedy - odparł Szymon.
- To ci dopiero. Mój syn się żeni! Córeczko, pokaż pierścionek!
Danuta w mgnieniu oka stanęła przy przyszłej synowej. - Piękny! - zawołała oglądając zaręczynowy pierścionek. - Powiedz kochana, jak ci się oświadczył?
- Mamo, to nie najlepszy moment. Są tu chłopaki. Nie muszą wszystkiego wiedzieć - rzekł Szymon.
- Możemy iść na podwórko - zakomunikował Nikodem.
- Nie, nie, nie! Proszę grzecznie siedzieć przy stole. Tu chociaż mam was na oku.
- W takim razie opowiem jeszcze, jak tata w podstawówce...
- Nikodem, dość tego! - przerwał mu Szymon. - Jeszcze słowo!
- No dobra, już nic nie mówię - szepnął chłopiec pod nosem.
Po chwili obydwaj chłopcy odeszli od stołu. Usiedli na kanapie w drugiej części salonu. Gdy tylko Szymon spostrzegł, że dzieciaki pękają ze śmiechu, od razu domyślił się, że Nikodem opowiada Marcelowi śmieszne historie z jego dzieciństwa.
- Zrobię kawę - powiedziała Danuta spoglądając w stronę kuchni.
- Ja zrobię - odezwał się Szymon. - Lusia, standardowo, melisę?
- Kawę poproszę - odparła przekornie.
Nikodem i Marcel wykorzystali chwilę nieuwagi Szymona i wyszli na dwór. Prędko obeszli całe podwórko dookoła. Nikodem nie mógł się powstrzymać od pokazania koledze gołębi dziadka. Wbrew wyraźnemu zakazowi, zaprowadził Marcela na niewielką łąkę, znajdującą się pół kilometra za domem. Stało tam pięć uli.
Marcel wziął do ręki patyk.
- Wyciągnę kilka pszczół - rzekł podekscytowany.
- Nie, pogryzą cię! - powiedział Nikodem natychmiast. - Nie widziałeś nigdy w filmie, jak chmara pszczół atakuje kogoś, kto się w nie zaczepiał?
- Nie. Nie widziałem.
- Mnie raz pszczoła użądliła. Wiesz, jak to strasznie boli? Potem trzeba jeszcze wyjąć żądło.
- Nie wiedziałem. Niko, wracajmy do domu, bo jak twój tata zauważy, że wyszliśmy na dwór, to będzie po tobie.
- I po tobie! - odpowiedział Nikodem.
Obaj pobiegli w stronę domu. Gdy weszli do salonu, Szymon zmierzył ich wzrokiem od góry do dołu. Nic nie powiedział.
Chłopcy usiedli na kanapie. Szeptali do siebie. Obaj zdziwili się gdy pięć minut później Szymon odszedł od stołu i usiadł między jednym a drugim.
- I co mi powiecie? - spytał. - Marcel, podobały się ule?
Chłopiec zawahał się.
- Tato! Nie pokazałem mu uli. Słowo! - zawołał Nikodem niemalże natychmiast.
- Marcel, to prawda, co mówi Nikodem?
- Tak - odpowiedział chłopiec kierując wzrok w lewą stronę. Mężczyzna od razu rozpoznał, że Marcel skłamał, by chronić Nikodema.
- Wszystko jasne! - rzekł Szymon podnosząc się z kanapy.
Zbliżała się siedemnasta, gdy Szymon zdecydował, że najwyższy czas pożegnać rodziców i odwieźć Danielę i Marcela do domu. Cieszył się, że ma już to spotkanie za sobą.
- Niko, zostajesz u babci czy jedziesz z nami? - rzekł Szymon ubierając buty.
- Jadę! - odpowiedział chłopiec.
Po chwili on i Marcel siedzieli już w samochodzie. Przez całą drogę powrotną chłopcy wygłupiali się, obkładali się pięściami, kopali się po nogach. W końcu dotarli na miejsce.
- Wejdziecie? - spytała Daniela, gdy tylko Szymon zatrzymał samochód przed jej blokiem.
- Kochanie, jutro wpadnę po szkole. Dzisiaj już nie, bo muszę jeszcze odbyć poważną rozmowę z synem. Poza tym Nikodem nie ma jeszcze zrobionych lekcji.
- Plecak mam w aucie przecież. Mogę zrobić lekcje z Marcelem - szepnął chłopiec.
- Ale ja nie mam mocnego paska przy tych spodniach a muszę ci jeszcze dzisiaj porządnie przetrzepać tyłek.
Chłopiec zarumienił się na obydwu policzkach.
Daniela i Szymon wysiedli z samochodu. Chwilę rozmawiali. Pocałowali się w usta na pożegnanie.
Nikodem tym razem nie przesiadł się na przedni fotel. Przez całą drogę powrotną nie odezwał się do ojca ani słowem. Gdy tylko dojechali na miejsce, chłopiec pośpiesznie wysiadł z samochodu. Z niecierpliwością czekał aż Szymon otworzy drzwi od domu.
Prędko wszedł do swojego pokoju. Usiadł przy biurku. Zabrał się za odrabianie prac domowych.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz