Marcel i Nikodem leżeli na dryfującej po jeziorze tratwie. Patrzyli w bezchmurne, rozświetlone słońcem niebo. Syn Danieli trzymał w ręku kociaka. Bezustannie głaskał go po miękkim futerku.
- Wiesz, że jakby ci ten kot wpadł do wody, to pewnie by się utopił - rzekł Nikodem. - A ja, jak będę mieć psa to będę mógł z nim pływać w jeziorze.
- Ale z psem nie będziesz łaził po drzewach, prawda Pysiulku - odparł Marcel nie odrywając wzroku od kotka. - Płyniemy do brzegu? Spytamy mamę, czy możemy popływać w jeziorku...
- Nie musisz o to pytać - rzekł Nikodem. - Tata pozwolił nam się kąpać.
Marcel uśmiechnął się. Zdjął koszulkę, tenisówki i spodnie, po czym usiadł na krawędzi tratwy. Łódź zakołysała się.
- To wchodzę... - rzekł Marcel wskakując do wody.
Chłopiec przepłynął kilka metrów, po czym odwrócił się w stronę tratwy.
- Nikodem! Chodź! Wiesz, jaka fajna woda?! - zawołał.
- Bez zgody taty?! Jeszcze nie zwariowałem! - odparł Nikodem wybuchając śmiechem.
Marcel prędko podpłynął z powrotem do tratwy. Wszedł na pokład. Spojrzał w stronę brzegu. Nie dostrzegł ani mamy ani Szymona.
- Czemu taki jesteś? - spytał wkładając koszulkę na mokre plecy.
- Jaki?
- Jeszcze się pytasz? Powiedziałeś, że tata pozwolił nam się kąpać...
- Bo pozwolił! - odparł Nikodem.
- Ja już nie wiem, kiedy ty ściemniasz, a kiedy mówisz prawdę...
- Pozwolił. Serio. Ale powiedział, że nie mamy za bardzo oddalać się od brzegu.
- Pozwolił? - powtórzył Marcel z niedowierzaniem.
- No tak... Przecież mówię.
Marcel ponownie spojrzał w stronę brzegu. Upewnił się, że nikt go nie obserwuje, po czym uderzył Nikodema pięścią w szczękę. Nim jedenastolatek zdążył zareagować, Marcel ściągnął mu koszulkę i wepchnął go do wody.
- Odbiło ci?! - zawołał Nikodem machając rękoma we wodzie.
- Zaraz powiem tacie, że pływasz w jeziorze bez jego zgody! - powiedział Marcel prowadząc tratwę w stronę brzegu.
- To ja powiem, że to ty mnie wepchnąłeś!
- Gadaj, co chcesz! I tak uwierzy mi a nie tobie!
Nikodem dotarł do brzegu jako pierwszy. Znalazł pod jednym z drzew dwumetrową gałąź. Ukrył się w krzakach. W skupieniu wypatrywał Marcela.
Syn Danieli nie spodziewał się ataku. Gdy Nikodem wyskoczył zza krzaków z kijem w ręce, Marcel wybuchnął śmiechem.
- Myślisz, że się ciebie, golasie, boję?! - zawołał kładąc kota na trawie. - Coś ci pokażę... Jak chcesz się bić, to zamiast spróchniałej gałęzi, lepiej weź taką oto witkę... - dodał zrywając cieńką gałązkę dzikiego bzu.
- Następnie dokładnie obrywasz wszystkie listki... Sprawdzasz sprężystość - rzekł uderzając witką swoją lewą dłoń. - Ała... Czyli jest okej - dorzucił zmierzając w stronę Nikodema.
Jedenastolatek wyrzucił wielką gałąź, po czym wszedłszy w krzaki próbował znaleźć odpowiednią witkę.
Marcel podbiegł do brata. Z całej siły zaczął smagać go kijem po łydkach. Nikodemowi łzy stanęły w oczach.
- Ała! Marcel, przestań! - wrzeszczał na całe gardło.
- Co przestań?! - odparł chłopiec zadawając bratu kolejne razy. - Chciałeś się bić, to się bij! - dodał, po czym pchnął brata wprost na krzak dzikiej róży.
Nikodem upadł. Ostre kolce pokłuły mu ręce i plecy. Chłopiec zacisnął zęby. Nie zważając na ból zerwał gałąź dzikiej róży. Niespodziewanie zaczął bić nią Marcela gdzie popadło.
Dziesieciolatek wziął nogi za pas. Wybiegł z krzaków. Chwyciwszy w obydwie ręce kota, pobiegł w stronę jeziora.
Usiadł na piasku. Spojrzał na swoje pokaleczone ręce. Do oczu napłynęły mu łzy.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...