Punktualnie o siódmej Marcel wyszedł na przystanek autobusowy. Daniela wypiła kawę do końca, później usiadła przy komputerze, w pokoju syna. Przeglądała kulinarne strony internetowe. Miała nadzieję, że znajdzie przepis na wyjątkowe danie. Miała w planach tego dnia zaprosić Szymona i Nikodema na kolację.
Minęło sporo czasu zanim znalazła przepis na domową pizzę na cienkim cieście. Starannie spisała na kartce listę potrzebnych składników. Ubrała się w czerwony, wełniany płaszczyk, szyję owinęła granatowym kominem. Wsunęła czarne, skórzane kozaki na wysokim obcasie. Wyszła z domu około dziewiątej rano.
Lubiła robić zakupy w małych, prywatnych sklepikach. Unikała dużych hal sprzedażowych. Kupiła świeże drożdże, ser, brokuły, oliwki i szynkę.
Wracając do domu przyglądała się wystawom sklepowym. Poubierane manekiny wydawały się obserwować ją zza oszklonych witryn. Zatrzymała się przy salonie sukni ślubnych. Z podziwem wejrzała na długie, białe suknie pięknie prezentujące się na sklepowej wystawie.
Na dworze było mroźno. Ucieszyła się, gdy w końcu weszła do swojego bloku. Nie miała ciężkich zakupów, toteż szybko podążała na drugie piętro.
Serce stanęło jej w gardle, gdy ujrzała stojącego pod jej drzwiami Marka Sołeckiego. Wysoki mężczyzna dostrzegł ją w mgnieniu oka. Nie zdążyła nawet się odwrócić, gdy poczuła uścisk jego ręki na swoim ramieniu. Pobladła.
- Witaj Daniela, nie przywitasz się ze mną? - rzekł z wyrzutem.
- Cześć Marek - odpowiedziała po chwili.
- Nie zaprosisz mnie do domu?
- Czego chcesz ode mnie? - spytała.
- Jeszcze się pytasz? Jak mogłaś nie powiedzieć mi, że mam z tobą syna?!
- Ciszej - powiedziała ze złością. - Wejdź - dodała pokonując ostatnie kilka schodów. Ręce jej się trzęsły. Nie mogła trafić kluczem do dziurki od drzwi.
Oboje weszli do przedpokoju. Rozpięła płaszcz. Nie zamierzała wpuszczać mężczyzny do pokoju. Planowała jak najszybciej pozbyć się go ze swojego mieszkania i życia.
- Kto ci naopowiadał takich bzdur? - spytała.
- Bzdur?! Nie wydaje mi się, żeby to były bzdury. Widzę tu kapcie jakiegoś dzieciaka, a na twoich palcach ani śladu obrączki! - rzekł patrząc jej w oczy. - Daniela, dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Marek, ja naprawdę nie wiem, o czym mówisz - westchnęła spuszczając wzrok. - To prawda, że mam syna. Ale nie ty jesteś jego ojcem...
- Jakoś ci nie wierzę. Pokaż mi jego zdjęcie.
- Nie pokażę! Daj nam spokój...
- Czyli to prawda - szepnął. - Tak, widzę to w twoich oczach.
- Wcale nie.
- Do której szkoły chodzi?
- Nawet nie próbuj!
- Chcę go poznać. Co mu o mnie naopowiadałaś? Że was zostawiłem?
- Nie...
- Więc co?! Odpowiedz!
Daniela poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Wiedziała, że za chwilę wybuchnie płaczem.
- Myśli, że nie żyjesz...
- Co?!
Usłyszawszy te słowa mężczyzna złapał się za głowę, po czym oparł się plecami o drzwi. Na moment oboje zamilkli.
- I niech tak zostanie - powiedziała Daniela półszeptem.
- Nie. Nie zgadzam się.
Z oczu Danieli potoczyły się łzy. Otarła je. Mężczyzna utkwił wzrok w podłodze.
- Pójdę już! Daj mi chociaż swój numer telefonu. Nie będę nachodził cię w domu.
- Dobrze - szepnęła przez łzy. Wyciągnęła notes z torebki, wyrwała z niego kartkę, po czym zapisała dziewięć cyfr. - Proszę.
Marek spojrzał na nią z głębokim żalem, po czym wyszedł z jej mieszkania. Daniela natychmiast przekręciła klucz w drzwiach. Weszła do dużego pokoju, usiadła na kanapie, przytuliła się do poduszki. Głośno płakała.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...