Ojciec

2.4K 72 1
                                    

Najłatwiej byłoby po prostu nie wracać po szkole do domu! Pójść na boisko, usiąść na trybunach i przeczekać. Marcel zrobiłby tak, gdyby nie to, że na dworze był mróz. W dodatku padał śnieg.
Chłopiec z obawą wszedł do domu. Tym razem nie trzasnął drzwiami. Nie rzucił też plecaka na podłogę, lecz pomału położył go przy komodzie. Na palcach podszedł do drzwi od dużego pokoju.
Odetchnął z ulgą, gdy spostrzegł, że w jego mieszkaniu nie ma jeszcze Marka. Daniela siedziała w kuchni i patrzyła w okno. Nie spostrzegła nawet, że Marcel wrócił już do domu.
- Hej, mamo - rzekł chłopiec siadając do stołu.
- O, Marcel, już jesteś. Zaraz ci podam obiad.
- Nie jestem głodny - rzekł chłopiec. - Za ile minut on przyjdzie?
- Nie wiem, mówił tylko, że będzie po południu.
- Ile godzin ma popołudnie?
- Marcel, nie wiem. Idzie!
Chłopiec wstał od stołu. Pędem wbiegł do swojego pokoju. Przysunął biurko pod drzwi.
- Marcel, co ty wyprawiasz?
- Powiedz, że nie ma mnie w domu, że musiałem zostać po lekcjach w szkole! Mamo, wymyśl coś, proszę! - wrzasnął Marcel.
Daniela stała jak wryta. Totalnie zaskoczył ją nagły atak paniki Marcela.
- Miejmy już to za sobą - szepnęła podchodząc do drzwi.
Po chwili zadzwonił dzwonek. Chociaż dobrze wiedziała, że to Marek, bezwiednie spojrzała przez wizjer. Zdziwiło ją, że ojciec Marcela trzyma w ręku bukiet kwiatów. Wzięła głęboki oddech, po czym otworzyła drzwi.
Marek był wyższy od niej o całe pół głowy. Gdy tylko wszedł do mieszkania, podał Danieli żółte tulipany przyozdobione złotą wstążką.
- Cześć. To dla ciebie - rzekł drżącym głosem.
- Dziękuję, ale naprawdę... niepotrzebnie... - wymamrotowała pod nosem. - No, wejdź. Napijesz się czegoś?
- Może być herbata - odparł siadając na kanapie.
- Okej. Właśnie woda się gotowała. Poczekaj tu momencik.
Daniela zamknęła gościa w salonie, po czym podeszła do drzwi od pokoju syna. Zapukała w miarę cicho.
- Marcel - powiedziała naciskając na klamkę. - Nie wygłupiaj się. Słyszysz mnie? Hej.
Chłopiec nie odezwał się ani słowem.
- Otwórz, mówię do ciebie - powtórzyła próbując na siłę przepchnąć drzwi. Po chwili machnęła ręką. Wróciła do dużego pokoju. Podała mężczyźnie herbatę i cukier.
- A gdzie mój syn? - spytał Marek uważnie przyglądając się Danieli.
- Chodzi o to, że on... - zawahała się. - Nie ma go w domu - skłamała.
- Jak to? Przecież umawialiśmy się, że dzisiaj go poznam. Poza tym widziałem w przedpokoju szkolny plecak.
- No więc, - szepnęła Daniela - Marcel jest w domu, ale prosił mnie, żebym ci powiedziała, że go nie ma. Zamknął się w swoim pokoju.
Mężczyzna zaniemówił. Spojrzał na Danielę pytającym wzrokiem.
- A ty co myślałeś? Że po dziesięciu latach przyjedziesz a on rzuci ci się na szyję i może jeszcze będzie mówił do ciebie "tato"?
- To nie moja wina, że nie powiedziałaś mi, że mamy syna - odparł mężczyzna z wyrzutem.
- Gdybyś był inny, może i bym ci powiedziała.
- Co masz na myśli? - spytał.
- Nic.
- No, powiedz! Śmiało!
- W głowie ci były tylko imprezy i alkohol. Nie chciałam, żeby moje dziecko miało takiego ojca...
- Może zmieniłbym się, gdybym dostał od ciebie szansę. Ale nie! Lepiej było zmienić numer i wyjechać! Szukałem cię jak głupi, a ty co? Zapadłaś się pod ziemię.
- Kto ci powiedział o Marcelu? Michalina?
- Tak.
- Miałam ją za przyjaciółkę... Nie do wiary! I od niej masz mój adres, tak?
- Tak.
Mężczyzna zamyślił się.
- Zawołaj go, chcę do poznać - rzekł po chwili.
- Daj mi spokój. Sam sobie go wołaj - odparła, po czym wzięła do ust tabletkę od bólu głowy i wypiła jednym ciurkiem pół szklanki wody.
- Daniela, mam prawo się z nim widywać!
- Ja ci nie bronię! Proszę bardzo, wstań, wejdź do przedpokoju. Po lewej stronie masz drzwi. Zapukaj. Może cię wpuści.
- Żebyś wiedziała, że tak zrobię.
Marek wstał z kanapy. Wziął głęboki oddech. Niepewnym krokiem zbliżył się do drzwi od pokoju Marcela. Zapukał.
- Hej, synku! To ja. Twój tata. Mogę wejść? - rzekł głośno i wyraźnie.
W przedpokoju nastała całkowita cisza. Daniela stała oparta o lustro. Ręce miała skrzyżowane. Przyglądała się Markowi, który po chwili zdecydował się ponownie zapukać.
- Marcel, otwórz! - rzekł naciskając klamkę. - Zatarasował? - powiedział po chwili pytająco spoglądając na Danielę. Kobieta kiwnęła głową.
- Daj mu trochę czasu - szepnęła Daniela. - Chyba nie jest jeszcze gotowy na to spotkanie.
- Nie ma mowy. Nie po to jechałem taki szmat drogi, żeby nawet go nie zobaczyć - odparł Marek na siłę popychając drzwi.
Udało mu się przesunąć biurko o kilkanaście centymetrów. Marcel w mig zdał sobie sprawę z tego, że ojciec prześlizgnie się przez szparę. Wybiegł spod biurka i wślizgnął się pod łóżko. Starał się oddychać najciszej jak to możliwe.
Stało się. Marek wszedł do pokoju syna. Przesunął biurko tak, by i Daniela mogła się tam dostać. Oboje popatrzyli na siebie z rezerwą.
- To jest właśnie pokój Marcela - powiedziała kobieta siadając na łóżku. - Rozgość się - dodała rozbawiona całą tą sytuacją.
- Co cię tak śmieszy? - rzekł Marek.
- A co cię tak drażni? - odparła.
Mężczyzna podszedł do dużej szafy na ubrania. Otworzywszy ją zajrzał do środka. Ani śladu chłopca. Przeszedł się po pokoju. Marcel spod łóżka dokładnie widział każdy krok mężczyzny. Wystraszył się, gdy spostrzegł, że Marek pochyla się ku podłodze.
- Tu się schowałeś - rzekł mężczyzna wsuwając ręce pod łóżko. - No już... Wychodź stamtąd - dodał próbując chwycić malca.
Marcel nie zamierzał tak łatwo się poddać. Prześlizgnął się pod samą ścianę, tak by ojciec nie mógł go sięgnąć. W końcu i to nie pomogło. Mężczyzna złapał Marcela za nogę, po czym wysunął go spod łóżka.
- Warto było się chować? - rzekł Marek z uśmiechem przyglądając się Marcelowi. Od razu zauważył, że mały jest do niego podobny. Mieli takie same oczy, łuk brwiowy oraz jednakowo podkręcone rzęsy. Chłopiec unikał wzroku ojca. Wpatrywał się w podłogę. Chciał, aby Marek jak najszybciej wrócił skąd przyjechał.
- Ale jesteś do mnie podobny - rzekł Marek. - Mama powiedziała ci, dlaczego nie odzywałem się przez te wszystkie lata? - spytał wpatrując się w Marcela jak w obrazek.
Chłopiec nic nie odpowiedział. Skierował wzrok na Danielę. Przegryzł zębami dolną wargę.
- Nie bój się mnie - rzekł Marek. - Nie zrobię ci krzywdy. Nie wiedziałem, o twoim istnieniu. Dlatego nie mieliśmy ze sobą kontaktu, ale teraz to się zmieni, synku - dodał życzliwie uśmiechając się do malca. - Ale duży chłopak z ciebie.
- W lipcu skończy jedenaście lat - odezwała się Daniela.
- Ale ten czas leci. Mamy tyle do nadrobienia!
- Nic nie będziemy nadrabiać - rzekł Marcel. - Nie potrzebuję taty - dodał po chwili.
- Co takiego? - zdziwił się Marek. - Potrzebujesz. Tylko jeszcze o tym nie wiesz - rzekł mężczyzna z uwagą wpatrując się w błyszczące oczy syna.
- Zostawię was - odparła Daniela wstając z łóżka.
- Mamo, nie! - krzyknął Marcel rozpaczliwym głosem. - Zostań - dodał ciszej.
- No dobrze - odparła siadając z powrotem.
- Powiedz mi, Marcel, jak sobie radzisz w szkole?
- Nie muszę panu tego mówić - odparł malec marszcząc brwi.
Mężczyźnie odjęło mowę. Zupełnie nie spodziewał się usłyszeć z ust syna tak hardo wypowiedzianych słów. Ze złością spojrzał na Danielę.
- Nastawiłaś go przeciwko mnie! - rzekł wzburzony.
- Wcale nie! - krzyknęła.
- To dlaczego chowa się przede mną pod łóżkiem? Potem się nie odzywa? A jak już się odezwie to w taki sposób?
- Daj mi spokój! Jego spytaj, a nie mnie! - odparła. - A ty grzeczniej rozmawiaj z ojcem! - dorzuciła zwracając się do syna.
- Nie jest moim ojcem - rzekł z zaciśniętymi zębami.
- Otóż jest! - zakomunikowała Daniela.
- Nieprawda!
- Marcel, prawda!
- Ja nie chcę mieć ojca...
- Ale masz...
Chłopiec spuścił głowę na dół. Mężczyzna pociągnął go ku sobie i posadził na swoich kolanach.
- Podejrzewam, - rzekł, przez chwilę spoglądając na Danielę - że nigdy nie miałeś ojca... Nie wiesz, jak to fajnie jest mieć tatę - dodał z uwagą przyglądając się Marcelowi. - Możesz się na mnie złościć, obrażać, krzyczeć, tak jak to teraz robisz, ale to nie zmieni faktu, że jesteś moim dzieckiem i zawsze nim będziesz.
Marcel spojrzał błagalnie na matkę. Miał nadzieję, że kobieta za chwilę uwolni go z objęć obcego jak na razie mężczyzny. Tak się jednak nie stało. Daniela wyszła, zostawiając chłopaków samych.
Przez ostatnie dni kobieta dużo rozmyślała nad przeszłością i nad tym, co by było gdyby... Uświadomiła sobie, że Marcel naprawdę potrzebuje ojca, a Marek dojrzał do tej roli. Dlatego postanowiła nie utrudniać im kontaktów.
Ledwo zdążyła usiąść w fotelu w dużym pokoju, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Hej, skarbie... Pojechał już? - rzekł Szymon szeptem.
- Nie, - odparła - jest z Marcelem w pokoju. Wejdź. Niech zobaczy, że kogoś mam. Przyniósł mi kwiaty - powiedziała prowadząc ukochanego do salonu.
- Przyjęłaś od niego kwiaty? - zdziwił się Szymon.
- A co? Miałam wyrzucić?
- No raczej - odparł siadając na kanapie. - O której przyjechał?
- Punkt czternasta wszedł do domu - odpowiedziała. - Marcel zatarasował drzwi biurkiem, a potem schował się pod łóżkiem - dodała beznamiętnie.
- Norma - uśmiechnął się Szymon.
- Później oświadczył, że nie potrzebuje ojca.
- Mądry chłopak.
- Szymon... Marek ma prawo się z nim widywać.
- Nie twierdzę, że nie... Długo siedzą razem?
- Kilka minut.
- Chyba Marcel mu nic złego nie zrobi?
- Bardzo śmieszne - obruszyła się.

Pół godziny później uchyliły się drzwi od pokoju Marcela. Chwilę później Marek stanął w wejściu do salonu. Spojrzał na Szymona szepczącego coś do uszu Danieli. Był wyraźnie zaskoczony jego obecnością.
- Witam - rzekł Jasiński podnosząc się z kanapy. Mężczyźni mocno uścisnęli sobie ręce.
- I jak? Pogadaliście sobie? - spytała Daniela.
- Można tak powiedzieć - odparł Marek wzruszając ramionami. - Myślałem, że będzie łatwiej, ale nie... Pójdę już. Będziemy w kontakcie.
- Okej - szepnęła Daniela.
- Na razie!
- Na razie.
Daniela czym prędzej zamknęła drzwi na klucz. Gdy weszła do pokoju syna, Szymon już tam był.
- I co? Fajnego masz tatę? - spytał z uśmiechem.
- Nie - odpowiedział Marcel. - A mama zostawiła mnie z nim samego. Wielkie dzięki! - burknął chłopiec przesuwając biurko na swoje miejsce.
- Czekaj! Porysujesz podłogę. Pomogę ci - rzekł Szymon wstając z łóżka. - Czyli blokada drzwi nie pomogła?
- No nie - odparł chłopiec nerwowo stukając ręką o blat biurka.
- Wziął go na kolana! - zaśmiała się Daniela.
- Serio?
- Mamo, przestań! Nie przypominaj mi...
Biurko stało już tam, gdzie zawsze. Marcel podszedł do szafy. Wyciągnął z niej brystol zwinięty w rulon. Podał to do ręki Szymonowi.
- Trzymaj, moja praca na konkurs.
Jasiński ostrożnie rozłożył plakat.
- "Kto CZYTA, nie błądzi" - przeczytał głośno. - Marcel, super! - pochwalił go szczerze. - Daniela, zobacz!
Kobieta migiem stanęła przy Szymonie. Uważnie przyjrzała się pracy syna.
- To plakat na konkurs - rzekł mężczyzna. - Hasło ma zachęcać do czytania książek.
- I zachęca - przytaknęła Daniela. - Marcel, nic nie mówiłeś, że bierzesz udział w konkursie - zwróciła się do chłopca.
Była dumna z Marcela. Malec nigdy dotąd nie wykazywał inicjatywy, by wziąć udział w jakichkolwiek zajęciach nadprogramowych. Tym bardziej, nie uczestniczył w żadnym konkursie.
- Ostatnio dziwne rzeczy się dzieją z moim Marcelkiem - powiedziała Daniela, po czym przytuliła syna i ucałowała.
- Mamo, przestań - rzekł próbując wyrwać się z jej objęć.
- Przynosi mi do domu dobre oceny, nie wagaruje, nie pyskuje... A teraz jeszcze bierze udział w konkursie! Niesamowite! - powiedziała radośnie.
- Jeśli chodzi o te dobre oceny to tak się składa, że dzisiaj pisaliśmy kartkówkę z matmy - rzekł Marcel spoglądając na Szymona. - I chyba nie poszło mi najlepiej...
- No, zdecydowanie nie poszło ci najlepiej - odparł Szymon.
- Pała? - spytał Marcel nieśmiało.
- Marcel, trzy godziny wałkowaliśmy na lekcjach, jak zamienia się ułamki zwykłe na dziesiętne... Co robiłeś w tym czasie? Spałeś?
- Nie. Rysowałem - odparł chłopiec szczerze. - Pokazać ci? - dodał z entuzjazmem.
Szybko wyciągnął z plecaka notes, po czym podał go do ręki Szymonowi.
- Marcel, te rysunki są naprawdę dobre - rzekł mężczyzna przyglądając się szkicom stworzonym przez Marcela. - Ale nie będziesz mi rysował na lekcjach. Jeśli zobaczę, że zamiast słuchać, rysujesz, to wpiszę ci uwagę do dziennika, a notes zabiorę i nie oddam. Rozumiemy się?
- Oddasz.
- Marcel, daję słowo, że nie oddam. Dobra, będę się zbierał. Widzimy się jutro?
- Wpadnij z Nikodemem. Zrobię coś dobrego na obiad - powiedziała Daniela odprowadzając gościa do drzwi.
- Okej. To do jutra! Kocham cię, Lusia.
- Ja ciebie też - szepnęła całując ukochanego w usta.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz