Breloczek

1.3K 45 2
                                    

Rozległ się dzwonek. Ostatnia lekcja dobiegła końca. Zarówno Marcel jak i Nikodem nie mogli się doczekać majowego weekendu. Wiedzieli, że zaraz po szkole pojadą do Zajezierza.
W pośpiechu spakowali swoje rzeczy do plecaka. Marcel podszedł do Nikoli. Wręczył jej breloczek z serduszkiem.
- Ale ładny - powiedziała. - Dzięki, Marcel. A co ci się stało w ręce? Czemu masz takie podrapane?
- Nic takiego - odparł. - Odprowadzę cię kawałek - dodał uśmiechając się do swojej dziewczyny.
Szli szkolnym korytarzem w stronę schodów. Rozmawiali. Nikola zwierzyła się Marcelowi z tego, że dziś wieczorem pierwszy raz od ponad pół roku zobaczy swojego tatę, który zjedzie zza granicy na co najmniej dwa tygodnie. Nie mogła się doczekać tego spotkania. Była podekscytowana.
Marcel i Nikola mieli już wejść na schody, gdy ujrzeli przed sobą dwóch chłopaków z siódmej klasy. Dziesięciolatek rozpoznał, że to ci sami chłopcy, którzy kilka dni temu zaczepiali się w Adasia. Nie bał się o siebie, lecz o Nikolę. Dziewczynka  domyśliła się, że to spotkanie nie jest przypadkowe. Zbliżyła się do Marcela.
- Jest i nasz kolega - rzekł wyższy chłopak. - Czekaliśmy tu na ciebie...
- Chodź, Marcel, nie zwracaj na nich uwagi - powiedziała Nikola bez cienia strachu. - No, chodź! - dodała widząc, że chłopiec stoi jakby zapuścił w podłodze korzenie. Nikola szarpnęła go w stronę schodów.
- Marcel! Ma na imię Marcel! - zaśmiał się chłopak o kruczoczarnych włosach.
Obydwaj osaczyli Marcela. Zabrali mu plecak, po czym na oczach Nikoli wyrzucili całą jego zawartość na podłogę. Wyższy chłopiec skoczył kilka razy po piórniku Marcela. Słychać było chrupanie długopisów i szkolnych przyborów. Malec stał bez ruchu.
- Nic im nie powiesz? - zdziwiła się Nikola. Nie mówiąc nic więcej odeszła stamtąd zostawiając Marcela sam na sam z oprawcami.
- Olała go! - zawołał czarnowłosy chłopiec.
Obydwaj zaczęli się głośno śmiać. Marcel wciąż stał jak słup soli. Zagryzł zębami górną wargę. Nie wiedział, czego może się po nich spodziewać.
Jeden z chłopaków obszedł Marcela dookoła. Pchnął go na twarde kafle. Marcel zajęczał z bólu. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Gdy chłopiec próbował się podnieść, wysoki małolat wziął rozpęd, po czym ruszył wprost na niego. Marcel odwrócił się plecami do oprawcy. Wiedział, że kopnięcia w brzuch są bardzo niebezpieczne toteż zwinął się niczym w kłębek. Starsi chłopcy zaczęli bez opamiętania kopać chłopca, gdzie popadło. Wtem na korytarzu pojawili się Nikola i dyrektor szkoły.
- Co wy robicie?! - krzyknął Jasiński. - Obydwaj do mojego gabinetu! - rozkazał podbiegając do leżącego na podłodze Marcela. Chłopiec był nieprzytomny. Szymonowi łzy stanęły w oczach. Pogłaskał chłopca po głowie.
- Nikola, biegnij po panią higienistkę. Niech przyniesie koc.
Szymon wyciągnął telefon z kieszeni spodni. Ręce mu się trzęsły. Zadzwonił na pogotowie.
- Marcelek, zbudź się, synku - szepnął głaszcząc chłopca po policzku.
Po chwili na piętro wbiegła roztrzęsiona Daniela. Była wprost przerażona. Nogi miała jak z waty. Uklękła przy chłopcu.
- Marcelek...
Przytuliła syna. Malec otworzył oczy. Próbował wstać.
- Marcel, leż spokojnie. Nie ruszaj się - szepnął Szymon.
Pani higienistka przyniosła koc. Szymon okrył nim chłopca.
- Nikola, leć na przystanek. Autobus ci ucieknie...
- Nie - odpowiedziała dziewczynka.
Oszołomiony Marcel dopiero teraz zauważył kucającą przy nim dziewczynkę. Mimo bólu, uśmiechnął się. Chwilę później nadjechało pogotowie ratunkowe.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz