Oświadczyny

1.8K 66 4
                                    

Był wczesny ranek. Daniela wstała z łóżka, włożyła na siebie ciepłą podomkę. Wstawiła wodę na kawę. Spojrzała przez okno. Na dworze była odwilż. Kobieta zdziwiła się, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie patrząc w wizjer, nacisnęła klamkę.
- Hej Daniela - rzekł Marek.
- Hej, ale co ty tu robisz? - powiedziała ze zdziwieniem.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę - odparł wchodząc chwiejnym krokiem do przedpokoju.
- To zrobiłeś.
Daniela kątem oka spojrzała na zegarek. Była godzina wpół do ósmej. Okryła podomką odsłonięty dekolt.
- Chodź do pokoju. Chciałem z tobą porozmawiać - rzekł mężczyzna.
Daniela westchnęła, stanęła w futrynie, skrzyżowała ręce. Marek usiadł na kanapie.
- Słucham zatem - szepnęła.
- Usiądź.
- Postoję - odparła.
- Więc i ja wstanę - rzekł Marek podchodząc do kobiety.
Daniela nie wiedziała, czego się spodziewać po ojcu Marcela. Jego zachowanie wydawało jej się co najmniej dziwne.
- O co chodzi? - spytała. Mężczyzna jeszcze bardziej się do niej przybliżył. Daniela poczuła od niego woń alkoholu.
- Pobierzmy się - rzekł momentalnie.
- Nie... Marek, jesteś pijany - odparła.
- Dlaczego nie? Możemy stworzyć normalną, prawdziwą rodzinę - rzekł chwytając kobietę za rękę.
- Puść mnie - szepnęła wyszarpując swoją dłoń z jego uścisku. - Nie, Marek. Nie wyjdę za ciebie - powiedziała głośno i wyraźnie.
- Podaj jeden powód, dlaczego nie! - zawołał.
- Marek, jesteś pijany. Wytrzeźwiej, wtedy porozmawiamy - powiedziała najłagodniej jak potrafiła.
- Chodzi o tego faceta, tak?
- Marek, nie będę z tobą. To, co się stało przed laty, to był błąd.
- Możemy wszystko naprawić - rzekł mężczyzna przybliżając swoje usta do ust Danieli. Kobieta czym prędzej, z całej siły odepchnęła go od siebie. - Wyjdź z mojego domu! - krzyknęła.
Wtem do dużego pokoju wbiegł Marcel. Z obawą popatrzył na rodziców.
- Jeszcze nie skończyliśmy - rzekł Marek obserwując reakcję kobiety. Nie bacząc na chłopca, ponownie zbliżył się do niej. Dotknął swoimi palcami jej policzka. Chciała uderzyć go w twarz. Nie zrobiła tego tylko ze względu na Marcela.
- Idź do siebie - szepnęła patrząc na syna.
- Nie - odparł chłopiec nie odrywając wzroku od Marka. - Zostanę tutaj - dodał niepewnie.
- Nie słyszysz, gówniarzu?! - warknął Marek. - Szoruj do pokoju!
Marcel stał oniemiały. Mężczyzna mocno chwycił go za łokieć, po czym zawlekł przez korytarz do drugiego pokoju.
- Zostaw go! - krzyknęła Daniela stając w obronie syna. Mężczyzna odepchnął ją tak, że uderzyła tyłem głowy o kant stojącej w przedpokoju szafy. Upadła na podłogę. Straciła przytomność.
Marcel natychmiast wyrwał się z rąk ojca, podbiegł do matki. Uklęknął przy niej. Nie wiedział, co zrobić, jak pomóć. Spojrzawszy na Marka, ruszył w jego stronę.
- Wynoś się! - krzyknął wypychając ojca za drzwi.
Przekluczył zamek. Podbiegł z powrotem do mamy. Chwycił ją za rękę. Otworzyła oczy.
- Co się dzieje? - spytała próbując podnieść się z podłogi. - Ała, moja głowa...
- Zadzwonię po Szymona - rzekł Marcel biorąc do ręki leżący na komodzie telefon. Trzęsły mu się ręce.
Szymon odebrał połączenie niemalże natychmiast. Po dziesięciu minutach był już na miejscu. Drzwi otworzył mu Marcel. Daniela siedziała na kanapie w dużym pokoju. Trzymała się ręką za tył głowy.
Mężczyzna czule objął Danielę. Kobieta wtuliła się w jego ramiona. Z oczu popłynęły jej łzy. - Już dobrze - szepnął Szymon chcąc uspokoić ukochaną. - Jestem przy tobie. Już nic ci nie grozi...
- Nie pamiętam, jak to się stało - wydusiła z siebie. - Jak się tu znalazłeś?
- Marcel do mnie zadzwonił - odparł mężczyzna spoglądając na stojącego przy drzwiach chłopca. - Zawiozę cię na pogotowie. Marcel mówił, że straciłaś przytomność. Trzeba sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Marcel, jedziesz z nami.
- Dobrze - odparł chłopiec natychmiast wkładając kurtkę i buty.
- Szymon, nie jedźmy nigdzie... Nic mi nie jest. Naprawdę.
- Bez dyskusji - odparł mężczyzna. - Pomogę ci się ubrać.
- Szymon, nic mi nie jest - powtórzyła szeptem.
- Gdzie mama trzyma swoje ubrania? - rzekł mężczyzna patrząc na Marcela.
- Tutaj - odparł chłopiec otwierając wysoką szafę znajdująca się w dużym pokoju.
Szymon wyciągnął stamtąd spodnie i bluzkę.
- Przestań - odezwała się. - Poczekaj tu - dodała wchodząc do łazienki. Włożyła na siebie czarne legginsy i długa tunikę. Po pięciu minutach wyszła na korytarz. Miała spięte włosy.
Mężczyzna zdjął z wieszaka płaszcz Danieli. Wyciągnął z szafki jej kozaki. Marcel przyglądał mu się uważnie. Patrzył, jak Szymon pomaga jego matce się ubrać, jak prowadzi ją po schodach, jak otwiera przed nią drzwi w samochodzie.
- Marcelek, zapiąłeś pasy? - spytał Szymon, gdy cała trójka siedziała już w aucie.
- Tak - rzekł chłopiec.
- To jedziemy.

Izba przyjęć była pełna ludzi. Szymon zarejestrował Danielę w okienku, pomógł jej zdjąć płaszcz. Ponieważ wszystkie krzesełka były zajęte oboje z Danielą usiedli na szerokim parapecie.
- Marcel, jadłeś w ogóle śniadanie? - spytał Szymon spoglądając na bladą twarz stojącego obok nich chłopca.
- Nie. Ale nie jestem głodny - odpowiedział malec.
Szymon wyciągnął portfel z kieszeni spodni. Podał chłopcu dwadzieścia złotych.
- Na końcu korytarza jest bar. Kup sobie jakieś frytki czy zapiekankę.
- Okej. Dzięki - rzekł chłopiec.
Poszedł we wskazane miejsce. Wrócił po piętnastu minutach z paczką chipsów w ręku. Daniela i Szymon pili kawę z plastikowych kubków.
Marcel usiadł na podłodze, pod parapetem. Nudziło mu się.
- Powiedz mi, skarbie, co właściwie się stało, że straciłaś przytomność? - rzekł Szymon chwytając dłoń ukochanej.
- Później ci powiem - szepnęła kierując wzrok na Marcela. Mężczyzna w mig pojął, że kobieta nie chcę o tym mówić przy synu.
- Marcel, nie siedź na zimnej podłodze - rzekł Szymon. - Chodź tu, koło mnie - dodał przysuwając się bliżej Danieli. Chłopiec bez słowa usiadł tuż przy Szymonie.
Po chwili mężczyzna przytulił go po ojcowsku, ucałował w czubek głowy.
- Dziękuję, że zadzwoniłeś po mnie - rzekł. - Dobra robota, Marcel.
Chłopiec uśmiechnął się.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz