Bimber

1.4K 41 2
                                    

Był ciepły, bezwietrzny wieczór. Szymon i Janek rozpalali ognisko. Daniela i Emilia nabijały mięso i warzywa na szpile do szaszłyków. Oliwer przyniósł z domu dwie dwulitrowe butelki Coca Coli, chleb, musztardę i ketchup.
Marcel i Nikodem siedzieli na obalonym pniu... Z uwagą spoglądali w stronę ziemianki. Korciło ich, by tam zajrzeć.
- Co za dziwna szopa? - rzekł Nikodem.
- Jak sobie trochę popiją zakradniemy się tam i zobaczymy, co tam jest - odparł Marcel schylając się po leżący na trawie kamień.
- Skąd wiesz, że będą pić? - spytał Nikodem.
- A myślisz, że po co tata zatrzymał się autem przy sklepie? Kupił pół litra wódki i czteropak piwa. Widziałem, jak niósł to do bagażnika...
- Pewnie nie da nam do wypicia piwa na spółkę...
- Nikodem, walnij się w ten pusty łeb! Przecież jak tata się upije, jak ostatnio, to nie będzie w ogóle zwracał uwagi na to, co ty robisz... Weźmiesz sobie piwo i tyle... Wcale nie zauważy.
Nikodem uśmiechnął się. Wyciągnął z kieszeni spodni scyzoryk. Marcelowi zabłyszczały oczy.
- Skąd to masz? - spytał natychmiast.
- Leżał przy furtce. Pewnie należy do Oliwera...
- Już nie... Teraz należy do nas...
- Chyba do mnie - odparł Nikodem podając Marcelowi bezcenne znalezisko.
Syn Danieli ostrożnie przyłożył nóż do pnia drzewa. Starannie wyrzeźbił w drewnie literę "M".
- "M" jak Marcel - szepnął chłopiec uśmiechając się sam do siebie.
- Tata patrzy. Chowaj scyzoryk - szepnął Nikodem.
Marcel wsunął nóż w rękaw od bluzy. Odwróciwszy głowę w stronę Szymona, uśmiechnął się do niego. 
Emilia przyniosła z domu wielką tacę pełną owoców i smakołyków. Nikodem przeniósł się bliżej ogniska. Gdy Marcel rzeźbił w drzewie literę "A", do Nikodema dosiadł się Oliwer.
- Przynieść ci szaszłyka? - spytał.
- A mógłbyś? - ucieszył się Nikodem. - Podaj mi jeszcze szklankę coli, okej?
- No...
Oliwer prędko spełnił życzenia Nikodema. Obaj wznieśli swoje szaszłyki nad płomienie ognia.
- Często robicie sobie grilla? - rzekł Nikodem spoglądając na Oliwera.
- Codziennie... Tata pędzi bimber w ziemiance i potem musi go pić, żeby się nic nie zmarnowało - rzekł chłopiec.
- Bimber? Co to bimber?
- Berbelucha... Samogon... Tacie szkodzi kawa i herbata a coś musi pić... To pije bimber...
Nikodem uśmiechnął się. To, co mówił Oliwer wydawało mu się niedorzeczne.
- Piłeś kiedyś bimber? - kontynuował Oliwer.
- Nie... Chyba nie...
- Chodź ze mną...
Oliwer podniósł się z trawy, po czym zaprowadził Nikodema do ziemianki.
- Nie jestem pewien, czy chcę tam wchodzić - szepnął syn Szymona spoglądając na rozwalające się schody prowadzące do podziemia.
- Ja tu wchodzę prawie codziennie i nic mnie jeszcze nie zjadło - rzekł Oliwer śmiało zbiegając na dół.
Nikodem odwrócił się w stronę siedzących przy ognisku rodziców. Wziąwszy głęboki oddech niepewnie wszedł do ciemnej, chłodnej ziemianki.
- Co to za odgłosy? - spytał patrząc pod nogi.
- To żaby - rzekł Oliwer. - Złapać ci jedną?
- Nie... Obejdzie się - szepnął Nikodem.
Oliwer wsunął rękę do dużej, drewnianej beczki. Wyciągnął z niej butelkę z bimbrem.
- Tu tata chowa bimber przed mamą - rzekł odkręcając butelkę. - Spróbuj... Śmiało!
Nikodem chwycił w rękę butelkę. Skosztował samogonu. Napój zawierał wysoki procent alkoholu, toteż chłopcu zakręciło się w głowie. Usiadł na wilgotnej ziemi. Wziął do ust kolejny łyk.
- Pali!
- Nie pij tyle naraz - rzekł Oliwer pomagając Nikodemowi się podnieść. - Chodź, bo zaraz zaczną nas szukać...
Chłopcy wyszli z ziemianki. Podeszli do ogniska. Na drewnianym stole stała opróżniona do połowy butelka wódki. Zarówno Szymon jak i Janek byli rozbawieni. Z przesadnym entuzjazmem przywoływali na pamięć wspomnienia sprzed lat. Marcel siedział obok mamy. Smażył dwie kiełbasy na jednym kiju.
- Gdzie byłeś? - rzekł spoglądając na siadającego obok Nikodema. Marcel od razu zauważył, że jego brat zachowuje się co najmniej dziwnie.
- Też mi ognisko! - wypalił Nikodem. - Na YouTube widziałem prawdziwe ognisko... Cały las normalnie się palił! Ale by było, jakby jakiś gościu z helikoptera na wędce sobie kiełbasę smażył! Albo nie kiełbasę tylko nogę od świni!
- Nikodem! A tobie co? - odezwała się Daniela.
- Co? Sro! - odparł chłopiec wybuchając śmiechem. - Co? Gówno! - dorzucił.
- Poeta z ciebie, Niko - rzekł Marcel przytulając się do ramienia mamy.
- Co? Piwko! - kontynuował Nikodem.
Chłopiec chwycił stojącą na stole puszkę piwa. Daniela wyrwała mu ją z rąk.
- Nikodem! Uspokój się, dziecko! - krzyknęła.
Szymon spojrzał na żonę. Był kompletnie pijany.
- Luśka, nic się nie denerwuj - rzekł. - Będzie dobrze...
- Jak tak na ciebie patrzę, to jakoś trudno mi w to uwierzyć... - odparła.
- W zasadzie, napiłbym się czegoś...
- Ja ci, przyjacielu nie bronię! - odparł Janek. - Jak człowiek nie pije, to nie wie, że żyje!
Janek rozlał resztę wódki w dwa kieliszki.
- Pij, Szymek! Pij szybko, bo wystygnie ci! Oliwer! Bimber przynieś!
- Oliwer, ani mi się waż - odezwała się Emilia. - Mąż nie ma umiaru... Odkąd zaczął sam pędzić bimber pije niemalże codziennie - zwierzyła się Danieli. - Wszystko jest na mojej głowie... Dom, dzieci... Mało to razy spał na dworze przykryty kilkoma kocami, bo nie byłam w stanie go przyprowadzić do domu? Oto, co alkohol robi z człowiekiem...
Daniela spojrzała na Emilię oczyma pełnymi współczucia.
- A próbowałaś z nim na ten temat rozmawiać? - spytała.
- Pytanie! Milion razy. Do niego nic nie dociera. Wydaje mu się, że wszystko jest w porządku... Nieraz po pijanemu łupie drewno na tej maszynie... Boję się, że sobie kiedyś rękę utnie.
Kiedy Daniela słuchała zwierzeń Emilii, Nikodem poczuł, że zaschło mu w gardle.
- Marcel, chodź... Pokażę ci coś - rzekł chłopiec. - Tam, w tym czymś jest bimber.
- Sam jesteś jak ten bimber - szepnął Marcel. - Nigdzie z tobą, alkoholiku nie idę...
- Nie, to nie!
Nikodem wstał z pnia. Zakręciło mu się w głowie. Omal nie wpadł w sam środek ogniska. Daniela zdążyła go przytrzymać w ostatniej chwili.
- Dość tego! Co ty wyrabiasz, Nikodem?! - wrzasnęła.
- Nic przecież... Spoko - odparł.
- Emilia, pójdziemy już. Upił się, jak nic... Wpadnij do mnie jutro. Porozmawiamy sobie...
- Dziewczynki są u mojej mamy, więc nie mam tyle obowiązków... Przyjdę na pewno.
- Będzie mi naprawdę miło... Szymon Jasiński! Idziemy do auta!
- Idziemy do auta - powtórzył mężczyzna.
Bez sprzeciwu wstał z ławki. Obydwaj z Jankiem uścisnęli sobie ręce.
Daniela zaprowadziła Nikodema do samochodu. Zapięła chłopcu pasy. Miała nadzieję że malec nie zwymiotuje w drodze do domu.
Szymon usiadł na miejscu kierowcy. Wyciągnął kluczyki z kieszeni spodni.
Daniela wzięła głęboki oddech. Chwyciła męża za ramię.
- Szymon. Jesteś pijany. Ja będę kierować. Wysiadaj - powiedziała. - Daj mi kluczyki! Ale już!
- Piłem? - spytał patrząc błędnym wzrokiem na żonę.
- Tak. Piłeś - odpowiedziała.
- To ty kieruj - odparł wysiadając z samochodu.
Przesiadł się na miejsce pasażera. Podał Lusi kluczyki.
- Na środku masz hamulec... Po prawej gaz...
- Szymon, nie denerwuj mnie - szepnęła przekręcając kluczyk w stacyjce. Wzięła trzy głębokie oddechy, po czym wyjechała spod domu sąsiadów.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz