27. Porachunki/Wiadro/Kara

2.7K 71 4
                                    

Daniela wpuściła Szymona i Nikodema do domu. Od razu zauważyła, że mężczyzna jest wzburzony.
- Marcel w domu? - spytał krótko.
- Nie ma go jeszcze, a co? - spytała uważnie przyglądając się ukochanemu. Nikodem stał dwa kroki za ojcem. Głowę miał zwieszoną. Wyglądał jak skazaniec na chwilę przed egzekucją.
- A tobie co? - spytała rozpinając chłopcu kurtkę. Pomogła mu się rozebrać. Nikodem milczał.
- Chodźcie do kuchni. Dam wam obiadu.
- Nie będziemy jeść.
Wtem do przedpokoju wszedł Marcel. Na widok Szymona rzucił plecak na podłogę, po czym wybiegł z mieszkania.
Mężczyzna pobiegł za nim. Złapał go na pierwszym piętrze. Przyprowadził na górę.
Daniela i Nikodem siedzieli w dużym pokoju. Chłopiec był zdenerwowany. Miał wypieki na policzkach.
Po chwili do mieszkania weszli Marcel i Szymon. Mężczyzna przekręcił klucz w drzwiach, po czym schował go do kieszeni spodni.
- Teraz mi nie uciekniesz, chyba że oknem - rzekł Szymon prowadząc malca do dużego pokoju.
- Szymon, powiesz mi, o co znów chodzi? - spytała Daniela z niepokojem.
- Nie - odparł mężczyzna kierując wzrok na Marcela. - Chłopaki ci powiedzą. Proszę wstać! - rzekł podniesionym głosem. Obydwaj w tej samej chwili podnieśli się z kanapy.
Daniela spoglądała na Szymona pełna obaw.
- Który odważniejszy?
- Należało mu się - szepnął Marcel.
- Jeszcze słowo, Marcel!
- Kochanie, widzę, że jesteś zdenerwowany - odezwała się Daniela. - Chodź, napijesz się czegoś. Trochę ochłoniesz...
- Nie jestem zdenerwowany - odparł mężczyzna. - Jestem cholernie zdenerwowany i czuję, że zaraz obaj panowie dostaną zasłużone lanie!
- Chłopcy, idźcie do pokoju... No już... Szybciutko...
- Nie. Z powrotem! - krzyknął mężczyzna.
- Nie, nie, nie! Już was tu nie ma. Szymon, uspokój się! Co w ciebie wstąpiło?
Nikodem i Marcel szybko przeszli do drugiego pokoju.
- Szymon! Hej! Usiądź, porozmawiamy sobie - powiedziała stanowczo, po czym pchnęła mężczyznę na kanapę. Usiadła obok niego.
- Co przeskrobali? - spytała ponownie.
- Idź do nich, niech ci powiedzą!
- Chcę, żebyś ty mi powiedział - odparła. - Słucham panie dyrektorze, czym mój syn tak pana zezłościł?
- Luśka, - rzekł uspokoiwszy się nieco - przewrócili jednego dzieciaka na chodnik.
- Straszna zbrodnia - odparła z ironią.
- Zbrodnia zaczyna się tutaj... Słuchaj uważnie... Na matkę tego chłopaka wylali wiadro brudnej wody.
- Serio? - odparła marszcząc brwi. - Widziałeś to?
- Nie. Kiedy podszedłem Marcel już zwiał, a ta kobieta trzymała Nikodema za kurtkę. Zdaje się, że prowadziła go do mnie do gabinetu. Luśka, musiałabyś ją zobaczyć. Miała jasnobeżowy, elegancki płaszcz, cały oblany czarną breją. Nie wiem, który w nią chlusnął tą wodą, ale najwyraźniej celował w twarz, bo na głowie nie miała ani jednego suchego włosa.
- To ci dopiero - powiedziała Daniela kiwając głową. - Skarbie, daruj im. To jeszcze dzieci.
- O to chodzi, Luśka, że nie mogę im tego podarować - odparł z powagą. - Na pierwszej lekcji Marcel miał zatarg z tym chłopakiem, z Mateuszem i powiedziałem Marcelowi to samo, co ty mi teraz mówisz, że ma mu odpuścić. Wiesz, jak zareagował twój syn?
- Domyślam się - westchnęła.
- No właśnie, dlatego i ja im nie odpuszczę.
- Właśnie, że odpuścisz.
- Nie ma opcji.
- Szymon, ja nie żartuję!
- Luśka, nie wchodź mi w drogę.
Nagle oboje usłyszeli trzaśnięcie drzwiami.
- No i problem sam się rozwiązał - westchnęła Daniela.
- Ale jak to? Przecież zamknąłem drzwi na klucz.
- Co zrobiłeś?
- No, - zawahał się - żeby Marcel mi nie uciekł.
- No to ci nie uciekł.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz