Powrót

1.8K 65 2
                                    

Nikodem zasnął w ramionach ojca. Był wykończony, toteż nie obudził się nawet wtedy, kiedy Szymon przeniósł go na kanapę.
Przez chwilę mężczyzna siedział obok śpiącego syna. Spoglądał na jego bladą buzię, sine usta.
Daniela stała w oknie. Na dworze było jeszcze widno. Wypatrywała Marcela. Szymon podszedł do niej od tyłu. Przełożył jej włosy na lewy bok, po czym zaczął całować ją po prawej stronie szyi. Odwróciła się do niego. Chwyciła ukochanego za ręce.
- Nie rozumiem, dlaczego Marcel tak długo zwlekał z rzuceniem koła ratunkowego - szepnął Szymon. - Gdzie on jest? Na górze?
- Nie wrócił do domu - odparła Daniela. - Boję się o niego. Co jeśli nie wróci na noc do domu?
- Co ty wygadujesz, Luśka? Na pewno wróci.
Daniela schyliła głowę. Przytuliła się do Szymona.
- Widzisz, co my mamy z tymi chłopakami? - szepnęła. - Przytul mnie jeszcze.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze - odparł Szymon tuląc ukochaną.

Zbliżała się dwudziesta pierwsza trzydzieści. Na niebie świecił księżyc. Daniela wciąż niespokojnie spoglądała przez okno.
Szymon siedział na kanapie. Co jakiś czas przykładał rękę do czoła syna. Sprawdzał, czy Nikodem nie dostał gorączki na skutek wyziębienia.
- Wezmę latarkę. Pójdę go szukać - szepnął Szymon.
Nikodem obrócił się na drugi bok. Machnął obydwiema rękoma, jakby próbował rotować się przed utonięciem. Szymon pogłaskał go po czole. Wsunął zmarznięte dłonie syna pod kołdrę.
- Kładź się, Szymon. Na pewno jesteś wykończony - szepnęła Daniela. - A Marcel zna drogę do domu...
- Obudź mnie za pół godziny. Okej?
- Okej.
Szymon położył się na kanapie obok Nikodema. Zamknął oczy. Próbował zasnąć.
Daniela po cichu uchyliła tarasowe drzwi. Wyszła na zewnątrz. Oparła się łokciami o drewnianą poręcz.
- Mamo, to ty? - usłyszała przestraszony głos syna.
- Marcel - szepnęła. Chłopiec podszedł do niej. - Marcel, ja wszystko widziałam - powiedziała. - Wepchnąłeś Nikodema do jeziora. Dlaczego to zrobiłeś? Jak mogłeś?
- Mamo, ty nic nie rozumiesz - szepnął.
- To mi wytłumacz! - krzyknęła z wyrzutem.
Marcel spuścił wzrok.
- Nikodem jest twoim bratem! Jak mogłeś wepchnąć go do wody? - chwyciła w rękę przygotowaną wcześniej witkę. Zaczęła boleśnie bić nią syna po tyłku.
- Jak mogłeś?! Odpowiedz!
- Mamo, boli! - krzyczał chłopiec. Próbował się jej wyszarpać, ale mocno go trzymała. Biła bez opamiętania.
- Jak mogłeś?! - powtarzała co kilka uderzeń. Marcel głośno płakał. Był przerażony.
Hałasy i krzyki przebudziły Szymona. Mężczyzna prędko wyszedł na taras. Zdębiał.
- Co robisz, Luśka?
Daniela nie zwróciła uwagi na narzeczonego. Wciąż smagała chłopca. Szymon prędko wyrwał witkę z jej ręki.
- Przestań! Uspokój się! - krzyknął na nią. - Co ty wyprawiasz?
- Co ja wyprawiam? Marcel! Powiedz Szymonowi, co zrobiłeś! - krzyknęła.
Chłopiec wciąż głośno płakał. Tyłek bolał go niemiłosiernie. Ze strachem spojrzał na Szymona.
- Z impetem wepchnął Nikodema do jeziora! - krzyknęła Daniela. Marcel obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Ekspresowo zeskoczył z tarasu. Zaczął biec, ile sił w nogach w stronę drzew. Szymon był szybszy. Tuż za autem złapał chłopca za przedramię.
Marcel szarpał się, próbował mu się wyrwać. Bezskutecznie. Szymon zaciągnął chłopca do domu. Przełożył go przez ramię i wniósł do pokoju na górę. Marcel obkładał Szymona pięściami. Z całej siły bił go po plecach.
- Uspokoisz się?! - krzyknął Szymon.
Wniósł malca do pokoju na poddaszu. Puścił go. Marcel był roztrzęsiony. Wciąż głośno płakał. Momentalnie w pokoju zjawiła się Daniela. Była blada jak ściana.
- Marcel, nie wyjdziesz z tego pokoju, dopóki nie dowiem się, dlaczego wepchnąłeś Nikodema do jeziora - rzekł Szymon dobitnie. - Słucham wyjaśnień!
Chłopiec spuścił głowę na dół. Zaczął płakać jeszcze bardziej żałośnie niż na tarasie.
- W takim razie dostaniesz ode mnie poprawkę - rzekł mężczyzna kierując rękę w stronę paska wsuniętego za szlufki spodni. Kilka sekund później trzymał w prawej dłoni złożony na pół, skórzany pas.
- Powiesz jak było? - spytał na poważnie.
Chłopiec zakrył zapłakaną twarz obydwiema rękoma. Nigdy w życiu nie był tak przerażony jak w tej właśnie chwili. Spojrzał na matkę. Daniela odwróciła wzrok w drugą stronę. Marcel był przekonany, że zapadł już na niego wyrok.
Nieoczekiwanie uchyliły się drzwi do pokoju. W progu stanął Nikodem. Spojrzał na zdenerwowanego ojca, potem na przerażonego Marcela i znów na ojca.
- Tato, to nie tak jak myślisz - szepnął cicho.
Szymon zdębiał. Usiadł na łóżku. Złapał się za głowę. Poczuł, że za moment sam wybuchnie płaczem.
- Nikodem, chodź do mnie - rzekł uspokoiwszy się nieco. Chłopiec usiadł ojcu na kolanach. Przytulił się do niego. Szymon poczuł, jak schodzi z niego złość. - Ty, Marcel, też chodź.
Syn Danieli posłusznie stawił się przy Szymonie. Mężczyzna wyciągnął do niego rękę.
- Usiądź, Marcel - rzekł.
Malec pochylił głowę. Nieśmiało zbliżył się do Szymona. Usiadł obok niego. Mężczyzna natychmiast objął chłopca ramieniem.
- Teraz obaj powiecie mi prawdę - rzekł Szymon ze spokojem. - Co tam wydarzyło się na tej tratwie, co? Marcel?
- Leżeliśmy i gadaliśmy tylko... Nikodem, ty to powiedz...
Szymon skierował wzrok na syna.
- Tato, zezłościsz się - szepnął chłopiec.
- Nie, Niko. Jestem tak zdenerwowany, że na pewno bardziej się nie zezłoszczę - odparł uśmiechając się do malca.
- Dajesz słowo?
- Tak. Daję słowo.
- No, bo ja myślałem, że mnie już nie kochasz - rzekł Nikodem.
Szymonowi stanęły w oczach łzy.
- Tatusiu, nie gniewaj się - szepnął chłopiec tuląc się do piersi ojca.
- Jak mogłeś tak pomyśleć? Niko, jesteś moim synem. Zawsze będę cię kochał - odparł Szymon głaszcząc chłopca po ramieniu.
- Widzisz? Mówiłem ci - szepnął Marcel do Nikodema. Po chwili spojrzał na Szymona. - On mi nie wierzył, więc wpadłem na taki pomysł, że wrzucę go do wody. Wiedziałem, że po niego przypłyniesz. Wiedziałem, że go uratujesz - szepnął Marcel.
- Dlatego nie rzuciłeś mu koła ratunkowego? Chciałeś, żebym to ja uratował go przed utonięciem?
- Tak - przyznał chłopiec. - Ale jak zobaczyłem, że jesteś jeszcze daleko, a Nikodem nie ma już siły, to rzuciłem mu to koło.
- Marcel, brak mi słów. To, co zrobiłeś, było bardzo, ale to bardzo nieodpowiedzialne - rzekł Szymon patrząc chłopcu w szkliste oczy. - Nikodem mógł się utopić. Rozumiesz to?
- Tak. Przepraszam - szepnął malec. - Nie chciałem zrobić Nikodemowi krzywdy... Pamiętasz, jak spadłem z molo do jeziora?
- Pamiętam - przytaknął Szymon.
- Okryłeś mnie wtedy takim grubym kocem i dałeś mi taką pyszną herbatę z miodzikiem i cytryną. Wiesz, co wtedy pomyślałem?
- Nie wiem.
- Nie powiem ci tego, bo się wstydzę. Ale chciałem, żeby Nikodem poczuł to samo, co ja wtedy poczułem...
- No tak - szepnął Szymon z namysłem. - Chyba zaczynam powoli rozumieć...
- Nie gniewaj się na mnie... A tak w ogóle to ja wpadłem wtedy do wody, bo Nikodem mnie tam niechcąco wepchnął. Więc teraz jesteśmy kwita, co nie, Niko?
- Tak - odparł jasnowłosy chłopiec.
Szymon wziął głęboki oddech. Spojrzał na Nikodema. Chłopiec wciąż tulił się do niego. Chwilę później mężczyzna skierował wzrok na Marcela. Ten, wiercił się niespokojnie. Wciąż bolały go razy zadane przez mamę.
- Co ja mam z wami zrobić? Co? - rzekł Szymon wzruszając ramionami. - Chodź, Marcel, przytul się - dodał.
Chłopiec przybliżył się do Szymona. Szymon ucałował w czoło najpierw jednego, potem drugiego.
- Moje dwa skarby - szepnął cicho.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz