Walizeczka

1.7K 62 2
                                    

Po dzwonku matematyk zebrał od uczniów prace klasowe. Ponieważ miał wolną godzinę, postanowił od razu poprawić chociaż część sprawdzianów. Nie zauważył nawet, kiedy podeszli do niego Marcel z Nikodemem.
- Hej - rzekł Marcel. - Mogę iść do Nikodema? Odwieziesz mnie potem do domu?
- Jasne.
- Dasz znać mamie, żeby się nie martwiła?
- Tak, tak...
- To my idziemy - rzekł Nikodem kierując się w stronę drzwi.
Dopiero teraz Szymon podniósł wzrok.
- Marcel, poczekaj chwilę - zawołał.
Chłopiec odwrócił się w stronę nauczyciela.
- Mam coś dla ciebie - rzekł Jasiński otwierając stojącą przy biurku szafkę. - Przyszły wyniki konkursu. Niestety, nie zająłeś żadnego miejsca, ale moim zdaniem zasłużyłeś na nagrodę. Proszę - rzekł podając chłopcu do rąk średniej wielkości drewnianą walizeczkę.
- Dzięki - odparł Marcel uważnie jej się przyglądając. - Co to jest? Jak się to otwiera? - powiedział naciskając metalowy zamek. Z podziwem zajrzał do środka. - Wow! Przecież to olejowe kredki pastelowe! Zawsze chciałem je mieć. I flamastry... Jejku, ile tu jest kredek?! Nie wierzę... Po prostu nie wierzę...
Marcel nie wiedział, czy patrzeć na zestaw do rysowania czy na Szymona.
- To naprawdę jest dla mnie? - spytał nie dowierzając.
- Tak, Marcel - odparł Szymon uśmiechając się. Nie przypuszczał, że chłopcu tak bardzo spodoba się prezent.
- Dziękuję - rzekł Marcel patrząc nauczycielowi w oczy. Przysunął się do wychowawcy, jakby chciał go za moment przytulić. Nie zrobił tego jednak. - Dziękuję - powtórzył jeszcze raz.
- Okej - rzekł Jasiński. - Cieszę się, że ci się podoba.
- Jeszcze jak!
- Chodź, Marcel! Na razie, tato! - rzekł Nikodem.
- No pa, chłopaki - odparł Szymon biorąc do ręki sprawdzian Marcela.

Zbliżała się godzina piętnasta, gdy Jasiński wrócił do domu. Nikodem i Marcel siedzieli przy dużym stole i odrabiali lekcje. Szymon podszedł do kominka, dołożył dwa klocki drzewa.
- Hej, chłopaki... Bardzo głodni? Zaraz podgrzeję zupę - rzekł po chwili.
- Babcia była. Dała nam obiadu - rzekł Nikodem.
- Aha, okej. Ja w zasadzie nie jestem głodny - odparł siadając przy stole naprzeciw chłopaków.
- Sprawdziłeś moją pracę klasową? - spytał Nikodem.
- Tak.
- I?
- I co?
- No ja się pytam co.
- Dowiesz się w swoim czasie - rzekł Szymon przeciągając się. - Dużo lekcji do zrobienia wam zostało?
- Angielski już kończę - odparł Marcel. - Jest jeszcze jakieś durne wypracowanie z polaka. Ale to napiszę w domu. Teraz i tak mi się nie chce.
- Tato, a mógłbym dać Marcelowi klocki Lego? I tak się już nimi nie bawię...
- Pewnie. Nie mam nic przeciwko - rzekł Szymon.
- To skoczę po nie na górę.
Powiedziawszy te słowa Nikodem poszedł do swojego pokoju. Szymon niepewnie spojrzał na Marcela. Uśmiechnął się.
- Pogadamy? - rzekł cicho.
- No... Gadamy przecież - odparł chłopiec.
- Marcel, nie wiem, jak zacząć... Zamknij ten zeszyt. Popatrz na mnie, to ważne...
- Lekcje też są ważne - powiedział Marcel spoglądając na Szymona.
- No tak... Marcel, chodzi o to, że ja chciałbym poślubić twoją mamę - rzekł mężczyzna patrząc małemu w bystre oczy. - Zanim to zrobię, chciałem spytać, co ty o tym myślisz?
Marcel zbladł. Zamknął zeszyt z angielskiego. Nastała chwila ciszy.
- Wiem, że nie zawsze super się dogadywaliśmy, ale chyba zakopaliśmy już topór wojenny, co?
- Nie oddałeś mi zeszytu od rysunków - rzekł Marcel poważnym głosem.
- No tak... Faktycznie... Nie oddałem... - przyznał Szymon.
- Już jestem. Są i klocki! - zawołał Nikodem schodząc ze schodów.
- Synku, zostaw nas na moment samych, dobrze?
- Okej! - rzekł Nikodem idąc z powrotem do swojego pokoju.
Szymon wziął głęboki oddech. Ponownie utkwił wzrok w Marcelu.
- Marcel, nigdy nie zrobię krzywdy ani tobie ani twojej mamie. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale kocham zarówno ją jak i ciebie. Traktuję cię na równi z Nikodemem. Jesteś dla mnie jak syn.
Chłopiec spuścił głowę. Nie spodziewał się takiego wyznania. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Możemy pogadać o tym kiedy indziej? - spytał Marcel nieśmiało.
- Jasne - rzekł Szymon niemalże natychmiast. - Tylko, proszę cię, nie mów nic mamie. Nie chcę, aby wiedziała, że planuję jej się oświadczyć...
- Oddaj notes. Inaczej wszystko wygadam - powiedział Marcel wprawiając Szymona w osłupienie.
- Mówisz serio? - zdziwił się Szymon.
- A wyglądam, jakbym żartował?
Jasiński wstał od stołu. Podszedł do komody. Wyciągnął z niej zeszyt Marcela. Zwykle to on dyktował chłopcu warunki. Role się odwróciły.
- Masz swój zeszyt! - rzekł Szymon kładąc notes na stole.
- Dzięki - odparł chłopiec. - Jedziemy do domu?
- Tak - szepnął mężczyzna. - Pójdę po Nikodema. Spakuj książki do plecaka.
- Okej.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz