Szymon zatrzymał auto przed domem rodziców. Z daleka ujrzał pracującą w ogrodzie Danutę. Wyszedł z auta.
- Nikodem, czekaj! Moment! - zawołał do chłopca biegnącego w stronę babci. Malec się wrócił. Podszedł do ojca.
- Co? - spytał.
- Posłuchajcie mnie uważnie - rzekł Szymon. - Przede wszystkim, proszę wziąć plecaki z samochodu. Jak wrócę po was, lekcje mają być zrobione. Tak?
- Tak - odpowiedzieli obydwaj.
- Zdaje się, że jutro macie jakiś sprawdzian ze słówek z angielskiego. Proszę się ładnie wszystkiego nauczyć. Marcel, słuchasz ty mnie w ogóle?
- Tak - odparł chłopiec odrywając wzrok od opartej o dom drabiny. - A czy będziemy mogli wejść na dach? - spytał nieoczekiwanie.
Szymon spojrzał na zegarek.
- Marcel, skąd ci się w głowie biorą takie pomysły? Co? Mamo, ta drabina musi tu stać? Mogę ją wynieść do garażu? - spytał podchodząc do Danuty.
- A mógłbyś, synku? Ojciec nie najlepiej się czuje, a ja sama nie dam rady tego zrobić - westchnęła.
- Chłopaki, bierzcie plecaki z auta! - zawołał biorąc w obydwie ręce ciężką, drewnianą drabinę. Z pomocą matki wyniósł ją do długiego, murowanego budynku. - Mamuś, przypilnujesz, żeby chłopcy zrobili lekcje? Muszę jechać z Danielą do lekarza. Nie wiem, o której wrócimy.
- Oczywiście - odparła.
Wkrótce potem do Szymona podeszli Nikodem i Marcel. Obydwaj trzymali w rękach swoje plecaki.
- Dzień dobry - rzekł Marcel nieśmiało zwracając się do Danuty.
- Dzień dobry - odpowiedziała.
- O tym, że nie podchodzimy do uli, nie muszę mówić? - odezwał się Szymon patrząc na Nikodema?
- Nie musisz...
- No, dobrze. To ja zostawiam mamie moje dwa skarby - rzekł mężczyzna całując w czoło najpierw Nikodema, zaraz potem Marcela. - Bądźcie grzeczni - dodał, po czym ruszył w stronę furtki. Niespełna minutę później odjechał autem.
Danuta wbiła szpadel w ziemię, po czym zaprowadziła chłopców do domu. Na kuchence indukcyjnej stał duży garnek. Nikodem zajrzał do środka. Przemierzał zupę metalową chochlą.
- Babciu, zrobiłaś żurek? - ucieszył się.
Marcel wyciągnął z plecaka książki i zeszyty. Rozłożył się na połowie stołu.
- Chłopcze, moment. Pochowaj to wszystko. Najpierw trzeba zjeść obiad. Później weźmiecie się za lekcje - powiedziała Danuta.
Malec spojrzał na babcię Nikodema. Bez słowa pochował wszystko z powrotem do plecaka. Usiadł do stołu.
Po kilku minutach Danuta podała chłopcom obiad. Nikodem maczał chleb w zupie. Ze smakiem zajadał się pokrojoną w grube plastry białą kiełbasą. Marcel zacisnął zęby. Nigdy nie jadł żurku. Odtrącał go sam zapach zupy.
Danuta kręciła się po kuchni. Przetarła parapety. Wyczyściła drewniane fronty szafek.
Nikodem spoglądał na Marcela. Był szczerze zdziwiony tym, że jego przyjaciel nawet nie spróbował zupy babci.
- Marcel, czemu nie jesz? - spytał.
- Nie jestem głodny - padła odpowiedź.
Danuta rzuciła spojrzenia na nietknięty talerz Marcela.
- Jedz, Marcel. Nawet nie spróbowałeś - powiedziała płucząc ścierkę w zlewie.
- Nie, dziękuję - szepnął.
- Nie wyjdziecie na dwór dopóki wszystko nie będzie zjedzone - zakomunikowała stylem Szymona. - Zaraz tu do was wrócę. Zaniosę dziadkowi herbatę - dodała.
Gdy tylko wyszła z kuchni, Marcel odsunął od siebie talerz.
- Co mam z tym zrobić? - spytał.
Nikodem wstał od stołu. Prędko wylał zupę Marcela z powrotem do garnka. Umył w zlewie obydwa talerze i łyżki.
- Rozkładamy książki i zeszyty - zakomunikował po chwili.
Gdy Danuta wróciła do kuchni, obaj robili lekcje. Kobieta uśmiechnęła się sama do siebie. Podała dzieciakom herbatę, po czym wyszła do salonu. Położyła się na kanapie.Daniela i Szymon siedzieli w poczekalni do lekarza. Kobieta była podenerwowana. Nigdy dotąd nie była u psychologa. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Zbliżała się godzina szesnasta trzydzieści.
- Lusia, spokojnie... Znowu ręce ci się trzęsą - szepnął Szymon od jakiegoś czasu bawiąc się jej długimi palcami.
- Wcale nie - odparła. - Żałuję, że dałam ci się na to namówić...
- I tak bym cię tu przywiózł... Choćbyś broniła się rękami i nogami - odparł uśmiechając się do narzeczonej.
- Jak często będziemy musieli tu przyjeżdżać? - spytała ponownie kierując wzrok na zegarek.
- Nie wiem. Pierwsza wizyta z reguły jest zapoznawcza. Będzie cię pytał o wiele rzeczy... o dzieciństwo, o relacje z najbliższymi, o to, czy pracujesz, czy lubisz swoją pracę...
- Nie załamuj mnie - westchnęła spuszczając głowę.
- Próbuję cię podnieść na duchu, a nie załamać - odparł wciąż głaszcząc trzęsące się ręce Danieli.
Wtem z gabinetu wyszła kobieta w średnim wieku. Skinęła głową. Zostawiła uchylone drzwi.
- Pani Kromulska! - zawołał siedzący za biurkiem mężczyzna.
Daniela zamarła. Po chwili wzięła głęboki oddech. Podniosła się z wygodnego fotela. Szymon prędko otworzył na oścież drzwi od gabinetu. Wpuścił ukochaną przodem. Oboje usiedli obok siebie naprzeciw terapeuty. Daniela schyliła nisko głowę. Ręce trzęsły jej się nieprzerwanie.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...