Historia

1.3K 39 0
                                    

Ostatnia lekcja dobiegła końca, toteż Marcel i Nikodem podeszli do siedzącego za biurkiem Szymona. Mężczyzna pisał coś w dzienniku. Na widok chłopów, odłożył długopis.
- Tato, co powiesz na skatepark? - odezwał się Nikodem.
- Dwa dni temu miałeś szytą nogę... A Marcel ma karę na deskorolkę - odparł Szymon.
- No tak - szepnął Marcel. - Zapomniałem...
- Marcelek, mieliście dzisiaj historię?
- Tak, a co? - odparł chłopiec.
- Umówiłeś się z panią Witkowską na poprawę któregoś sprawdzianu?
- Nie...
- A kiedy chcesz to zrobić? Co? Chyba powiedziałem wyraźne, że do końca tygodnia dwie jedynki z historii mają być poprawione. Kiedy masz zamiar się za to wziąć?
- Jutro - szepnął chłopiec.
- Chodź, Marcel...
Szymon zamknął dziennik. Wsunął go do swojej torby, podobnie jak i notes.
- Niko, idź na świetlicę. My z Marcelem za moment po ciebie przyjdziemy - rzekł po chwili.
- Okej.
Szymon i Marcel weszli do pokoju nauczycielskiego. Chłopiec nieśmiało się rozejrzał. Od razu dostrzegł, że na końcu długiego stołu siedzi jego pani od historii. Kobieta spojrzała na niego zza okularów.
- Pani Wandziu, Marcel chciałby jeszcze w tym tygodniu poprawić dwie jedynki z historii - rzekł Szymon uśmiechając się do starszej wiekiem nauczycielki. - Kiedy mógłby się do pani zgłosić?
- Marcel doskonale wie, że w każdą środę i czwartek o godzinie trzynastej piętnaście mam okienko i jestem do jego dyspozycji - odparła nauczycielka.
- Aha... Marcel, daj książkę z historii - rzekł Szymon po chwili.
Chłopiec bez słowa zdjął plecak. Zajrzał do środka. Zbladł.
- Nie mam - szepnął.
- Jak to nie masz? Przecież mieliście dzisiaj historię...
- Tak, ale Marcel nie nosi podręcznika do szkoły. Prawda, chłopcze? Jak sam mówi, jego plecak jest bardzo ciężki i dodatkowy ciężar mógłby uszkodzić mu kręgosłup - powiedziała pani Wanda.
Szymon znacząco spojrzał na chłopca. Nie skomentował słów długoletniej nauczycielki.
- No dobrze - rzekł po chwili. - Czego ma się nauczyć?
- Starożytnych cywilizacji... Ma cztery jedynki z czterech prac klasowych... Mezopotamia, Egipt, Grecja i Babilon.
- No dobrze... Marcel jutro się do pani zgłosi... Prawda, synku?
- Tak - odpowiedział malec nieśmiało.
- Bardzo mnie to cieszy - odparła pani Wanda. - Będę na ciebie czekać - dodała zwracając się do chłopca.
Marcel chwycił Szymona za mankiet od koszuli.
- Tato, chodźmy już... - szepnął.
- Tak, już idziemy. Do widzenia, pani! - rzekł Szymon.
Po chwili obydwaj z Marcelem ruszyli w stronę drzwi. Nauczycielka uśmiechnęła się. Przed laty to właśnie ona była wychowawczynią Szymona Jasińskiego. Doskonale pamiętała jego szkolne wybryki. Tymbardziej, że przyjaźniła się z jego matką.
- Tato, a gdzie Niko? - rzekł Marcel zaglądając do świetlicy przez oszklone drzwi.
- Nie ma go? Pewnie czeka przy aucie...
Obaj wyszli ze szkoły. Z daleka ujrzeli Nikodema opartego plecami o maskę samochodu.
- Gdzie miałeś czekać? - rzekł Szymon otwierając auto. Nikodem zignorował pytanie ojca.
- Tato, nie zgadniesz... Poprawiłem dzisiaj pałę z anglika. Pan Konarski powiedział, że będę miał piątkę na koniec roku! Jedziemy po iPhony?
- Ja wam dam iPhony! Wsiadajcie do auta...
Nikodem usiadł na przednim fotelu pasażera.
- A mama moja? - zainteresował się Marcel.
- Twoja mama dzisiaj wcześniej skończyła pracę. Jest już w domu. Marcel, dlaczego nie nosisz na lekcje podręcznika z historii, co?
Szymon odpalił auto. Wyjechał spod szkoły. Marcel bez słowa zapiął pasy.
- No słucham cię - rzekł Szymon po chwili.
Chłopiec nic nie odpowiedział. W milczeniu spojrzał w boczną szybę pojazdu.
Kilka minut później Jasiński podjechał autem pod dom. Daniela siedziała na werandzie. Mężczyzna przywitał żonę czułym pocałunkiem.
- Mamo, za ile będzie obiad? - spytał Nikodem ściągając plecak.
- Za pół godzinki - odpowiedziała.
- To my z Marcelem zostajemy na dworze!
- Tylko proszę mi po żadnych dachach nie chodzić! - odezwał się Szymon.
- Tato, no co ty! - rzekł Nikodem. Chłopiec nie wiedział o tym, że Marcel wyznał ojcu prawdę na temat okoliczności, w których Nikodem zranił sobie nogę.
- Marcel, wylataj się, bo po obiedzie będziesz uczył się z historii - rzekł Szymon po chwili.
- No, na pewno! - zawołał chłopiec biegnąc w stronę garażu.
Marcel i Nikodem stanęli w pobliżu opartej o drzewo drabiny. Ciemnowłosy chłopiec wszedł na jej pierwszy stopień, skoczył na trawę. Wszedł na kolejny stopień, ponownie dał susa na ziemię.
- Trzeci i czwarty szczebel omijam... Skoczę z piątego - rzekł spoglądając na Nikodema łamiącego gałęzie czereśni.
- Skacz z dziesiątego... Połam się cały, to nie będziesz musiał chodzić do szkoły... - rzekł Nikodem.
- Sam się połam. Świetnie ci to idzie. Ja tam się jakoś przemęczę przez ten miesiąc... A potem wakacje w Zajezierzu! Będzie się działo! Oj, będzie się działo! Ciekawe jak tam nasza tratwa... Zrobimy pułapkę na Oliwera! Tak go nastraszymy, że odechce mu się naszej łodzi...
- Jak chcesz go nastraszyć? - zainteresował się Nikodem.
- Sprawdzone sposoby są najlepsze... Przywiążemy go do drzewa, jak ostatnio...
- Marcel, jesteś sadysta.
- A ty wszystkiego się boisz!
- Wcale nie! - zaprotestował Nikodem.
Wtem rozległo się głośne wołanie Danieli. Marcel uśmiechnął się do brata.
- Mówisz, że jesteś odważny? Jeśli jesteś odważny to nie pójdziesz na obiad!
- Marcel, jesteś głupi!
- A ty wszystkiego się boisz! - powtórzył chłopiec.
- Idę na obiad, bo jestem głodny. I mam gdzieś to, co ty o mnie myślisz...
Powiedziawszy te słowa, Nikodem poszedł w stronę domu. Nie zwracał już uwagi na brata.
- Niko, czemu taki jesteś? - zawołał Marcel.
- Jesteś na mnie zły, bo idę na obiad? Nie jesteś całkiem normalny!
- Na pewno jestem sto razy bardziej normalny niż ty - odparł Marcel.
- Sto razy? Wiesz w ogóle, co to znaczy? Przecież ty nie umiesz nawet dodawać do dwudziestu! - zaśmiał się Nikodem.
- Co ty powiedziałeś? Ja nie umiem dodawać?! - oburzył się Marcel.
Wtem obaj ujrzeli idącą w ich stronę Danielę. Kobieta była zdenerwowana.
- W tej chwili na obiad! Ile razy mam was wołać?! - krzyknęła.
Chłopcy popatrzyli na siebie przez chwilę. Obaj wraz z Danielą poszli do domu.
Gdy tylko zjawili się w salonie, Szymon zestawił garnek z płyty indukcyjnej.
- Proszę ręce myć - odezwała się Daniela.
Chłopaki pobiegli do łazienki. Szymon nałożył sobie dużego gołąbka. Obficie polał go pomidorowym sosem.
Po chwili do stołu zasiadła reszta rodziny. Wszyscy z apetytem zjedli obiad. Później Daniela zabrała się za zmywanie naczyń.
- Marcel, masz dziesięć minut wolnego - rzekł Szymon spoglądając w brązowe oczy chłopca. - Po tym czasie chcę cię widzieć przy tym stole z podręcznikiem od historii w ręku. Zrozumiano?
- Tak - szepnął Marcel niepewnie patrząc na mamę. Miał nadzieję, że kobieta przyjdzie mu z odsieczą. Tak się jednak nie stało.
Kilka minut później, Marcel siedział przy dużym stole. Podpierając głowę prawą ręką ze znudzeniem patrzył w podręcznik.
Minęło pół godziny. Szymon spojrzał na ziewajace dziecko.
- O której cywilizacji czytasz? - spytał.
- Nie wiem. O każdej po trochu...
- Daj mi tę książkę!
Chłopiec podał ojcu podręcznik. Szymon prześledził wzrokiem spis treści.
- Strona czterdziesta piąta. Otwórz i czytaj na głos - rzekł mężczyzna.
- Wolę w myślach...
- Nie słyszę!
Marcel spojrzał z nerwami na Szymona. Po chwili wziął głęboki oddech. Zaczął głośno czytać temat z podręcznika. Daniela patrzyła na syna z niedowierzaniem.
- Proszę - szepnęła stawiając przed Szymonem filiżankę kawy.
- Ty wiesz w ogóle, jakie on ma oceny? - rzekł mężczyzna.
- Kilka dni temu poprosiłam go o pokazanie dzienniczka... Powiedział, że zgubił...
- I uwierzyłaś w to?
- No... Tak...
- Aha, okej. Zostawię to bez komentarza...

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz