Barszcz ukraiński

1.2K 41 0
                                    

Zaraz po szkole Szymon zawiózł chłopaków do domu swoich rodziców. Danuta czekała na nich z obiadem.
- Umyjcie ręce i zapraszam do stołu - powiedziała pomagając Marcelowi zdjąć plecak. - Jak dzisiaj było w szkole? Dostaliście jakieś stopnie? - spytała.
- Babciu, oceny już mamy wystawione... - rzekł Nikodem.
Szymon prędko poszedł do pokoju gościnnego. Zamknął za sobą drzwi. Ani Marcel ani Nikodem nie wiedzieli o tym, że pół godziny temu ich ojciec odebrał Danielę ze szpitala i przywiózł ją właśnie do domu swoich rodziców.
- Co na obiad? - spytał Nikodem.
- Barszcz ukraiński - odpowiedziała babcia chłopca.
- Super! .
- To ja nie jestem głodny... - odezwał się Marcel.
Chłopaki umyli ręce w łazience, po czym weszli do kuchni. Usiedli przy stole naprzeciw siebie.
- Babciu, ja nie chcę barszczu - rzekł Marcel wiercąc się na krześle.
- Ale barszcz ukraiński to nie jest zwykły barszcz... Są w nim różne warzywa i...
- I właśnie dlatego nie jestem głodny - rzekł.
Danuta uchyliła okno. Nalała obydwu chłopcom po talerzu zupy.
- A ty babciu nie jesz? - spytał Nikodem.
- My z dziadkiem jesteśmy już po obiedzie - odpowiedziała.
Wtem uchyliły się drzwi, a do kuchni weszli Szymon i Daniela.
Marcel uśmiechnął się. Natychmiast podbiegł do mamy i mocno się do niej przytulił. 
- Jak dobrze, że jesteś - szepnął. - Mamo, ja nie chcę jeść barszczu...
Daniela uśmiechnęła się.
- Marcel, zjedz chociaż kilka łyżek. Babcia Danka robi bardzo dobre zupy. Nie rób jej przykrości, dobrze?
- Babci nie będzie przykro jak nie zjem - odpowiedział.
- Właśnie! Jak Marcel nie zje to najwyżej ja zjem za niego - odezwał się Nikodem. - A tato, nie wiem czy wiesz, ale z przyrody mam piątkę na koniec roku...
Szymon uśmiechnął się.
- Siadaj, Marcel... - rzekł wysuwając krzesło spod stołu. Chłopiec usiadł we wskazanym miejscu. Szymon spoczął obok niego.
- Jedz - rzekł.
- Jem przecież - odpowiedział chłopiec biorąc do ręki łyżkę.
Niechętnie spróbował zupy.
- Nie smakuje mi - szepnął. - Ja nie lubię warzyw...
- Za piętnaście minut jedziemy do Zajezierza. Jeśli do tego czasu twój talerz nie będzie pusty, zostaniesz na weekend u babci Danki - rzekł Szymon puszczając oko do małżonki siedzącej po przeciwnej stronie stołu.
- No pięknie! - odezwała się matka Szymona. - Jeszcze będzie mną dziecko straszył...
Marcel spojrzał z byka na Szymona. Bez dyskusji zabrał się za jedzenie zupy.
- Tato, jakbyś zapomniał dzisiaj jest dziesiąty czerwiec - rzekł Nikodem wycierając usta w serwetkę.
- No i?
- No i to, że zawsze dziesiątego dostajemy z Marcelem kieszonkowe...
- No i?
- No i mógłbyś nam dać po stówie...
- Po ile? - uśmiechnął się Szymon. - Po stówie? Niko, chcesz żebym zbankrutował? Wszyscy zjedli? - dodał kierując wzrok na pusty talerz Marcela. - Skoro tak, to będziemy się zbierać. Mamuś, dziękujemy za pyszny obiad...
- Tak, bardzo dziękujemy - przyłączyła się Daniela.
- Cieszę się, że wam smakowało - odparła Danuta.
Szymon i Daniela wstali od stołu jako pierwsi. Młoda mężatka prędko umyła naczynia. Marcel i Nikodem pożegnali się z babcią, po czym pobiegli do swojego domu. Nim rodzice zajechali autem na podwórko, chłopaki siedzieli już na trawie wraz ze swoimi pupilami.
- Myślisz, że mama z tatą pozwolą nam zabrać psy do Zajezierza? - odezwał się Marcel.
- No jasne... A choćby nie pozwolili, od czego mamy plecaki? - odparł Nikodem głaszcząc swojego Monsterka po brzuszku.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz