Lanie

3.9K 69 5
                                    

Okazało się, że Daniela doznała wstrząsu mózgu. Po kilkugodzinnej obserwacji w szpitalu lekarz pozwolił jej wrócić do domu. Zalecił, by wypoczywała i nie forsowała się.
Szymon nie odwiózł Danieli do jej mieszkania. Zamiast tego podjechał autem pod swój dom.
- Wysiadamy - zakomunikował.
Marcel pośpiesznie wyskoczył z samochodu. Podbiegł do stojącego przed domem Nikodema.
- Co się stało twojej mamie? - spytał chłopiec.
- Nic - odparł Marcel. - Idziemy do domu?
- No, chodź.
W salonie przy stole siedzieli rodzice Szymona. Pili herbatę. Oboje uśmiechnęli się na widok Marcela.
Chłopiec wszedł do salonu bez słowa. Był nieco zagubiony.
- Ty pewnie jesteś Marcel - rzekł dziadek Nikodema.
Malec przytaknął. Chwilę później do mieszkania wszedł Szymon wraz z Danielą.
- Dzień dobry - przywitała się trzydziestopięciolatka.
- Daniela, to moi rodzice - oznajmił Szymon. - Mamo, tato, to właśnie jest Daniela - dodał spoglądając na rodziców.
- My już się poznałyśmy - odezwała się starsza kobieta.
- Tak, to prawda - odparła Daniela uśmiechając się. Wciąż pobolewała ją głowa.
- Obiad macie na piecu. Zrobiłam rosołek - powiedziała pani Jasińska.
Ojciec Szymona z uwagą przyglądał się ukochanej syna.
- Dzięki mamuś - odparł Szymon zaglądając do położonego na ogniu garnka. Zapachniało pietruszką.
- My już pójdziemy - zakomunikował Franciszek.
- Zostańcie - odparł młody mężczyzna.
- Tak - przytaknęła Daniela. - Będzie nam miło - dodała uśmiechając się szczerze.
- Skoro tak to zjemy obiad razem - szepnął Jasiński siadając z powrotem do stołu.
Zupa była gorąca.
Szymon przelał rosół do porcelanowej wazy. Nikodem i Marcel zanieśli na stół talerze, łyżki oraz miskę z makaronem.
- Więc wasi chłopcy chodzą do jednej klasy? - odezwała się Jasińska.
- Tak, mamo - rzekł Szymon.
- Marcel, dobre masz stopnie? - spytał starszy mężczyzna.
- Tak - odpowiedział malec. Szymon i Daniela spojrzeli na siebie z uśmiechem.
- A jaki przedmiot lubisz najbardziej? - kontynuował.
- Matematykę - zażartował chłopiec.
- Jasne! - odezwał się Nikodem. - Chyba dzwonek na przerwę!
- Chyba nie! - obruszył się Marcel. Ze starannością wyławiał z talerza pietruszkę i marchewkę.
Po obiedzie Daniela pomogła Szymonowi sprzątnąć ze stołu. On zmywał naczynia, ona je wycierała suchym ręcznikiem.
- Pokazać ci dom Mateusza? - spytał Nikodem podnosząc się z krzesła.
- Mieszka gdzieś tutaj? - rzekł Marcel natychmiast.
- Kilka domów stąd - odparł Nikodem. - Tato, idziemy na podwórko! - zawołał po chwili.
- Dobrze - rzekł Szymon.
Chłopcy pobiegli wzdłuż domków jednorodzinnych. W jednym ze znajdujących się przy drodze szeregowców mieszkał Mateusz.
- To ten dom - rzekł Nikodem wskazując ręką pomalowany na żółto budynek z brązowym dachem. Obydwaj przykucnęli pod drewnianym płotem.
Marcel chwycił do ręki leżący na ziemi kamień.
- Co chcesz zrobić? - rzekł Nikodem.
- Które okno jest od jego pokoju?
- Nie wiem - odparł Nikodem.
Marcel rozejrzał się wokół. Nikogo nie dostrzegł. Z całej siły rzucił kamień w pierwsze lepsze okno. Obaj usłyszeli trzaśnięcie szyby.
- W nogi! - wrzasnął Nikodem biegnąc w stronę domu. Marcel był tuż za nim. Obaj zdyszani zatrzymali się dopiero na schodach domu Jasińskich.
- Teraz jesteśmy kwita - rzekł Marcel uśmiechając się. - Ma za swoje.
- Chyba nikt nas nie widział - szepnął Nikodem.
- Nie, raczej nie.
Dziesięć minut później chłopcy weszli do domu. Pobiegli wprost do pokoju Nikodema.
Daniela i Szymon siedzieli na kanapie. Rozmawiali.
- Po tym, jak zachował się Marek, wątpię, czy Marcel kiedykolwiek będzie chciał się z nim jeszcze spotkać - szepnęła kobieta.
- Nawet nie wiesz, Lusia, ile wysiłku mnie kosztowało to, żeby mieć z Marcelem takie relacje, jak mam na ten moment. Marek musiałby naprawdę bardzo się postarać, żeby odzyskać zaufanie małego. To graniczy z cudem. Wciąż boli cię głowa?
- Nie, ale jestem zmęczona. Tyle się dziś działo. Zdrzemnę się pół godzinki. Dobrze?
- Jasne, skarbie. Połóż się tutaj. Przyniosę ci poduszkę. Zaraz do ciebie wracam.
Powiedziawszy te słowa Szymon poszedł po schodach do swojej sypialni. Spojrzał przez uchylone drzwi do pokoju chłopaków. Obydwaj siedzieli pochyleni nad tabletem Nikodema.
Gdy Szymon zszedł na dół, Daniela prawie spała. Podłożył jej jaśka pod głowę. Przykrył miłym w dotyku kocem. Ucałował w czoło, po czym usiadł przy dużym stole.
Wziął do ręki telefon. W tym samym momencie ujrzał na wyświetlaczu, że dzwoni do niego Nikodem. Zdziwiony odebrał połączenie.
- O co chodzi? - rzekł.
- Dzień dobry, dzwonię do pana z telefonu, który znalazłam pod swoim domem. Domyślam się, że jest pan ojcem właściciela tego telefonu.
Szymon zawahał się. Przez moment nie wiedział ani z kim rozmawia, ani o co tej osobie chodzi.
- No tak. Dzwoni pani z numeru mojego syna - odparł.
- Właśnie. Proszę przyjść z synem do mnie do domu po odbiór telefonu.
- Gdzie pani mieszka? - spytał biorąc do ręki notes i długopis.
- Topolowa 2/3.
- To niedaleko. Będziemy za kilka minut.
- Dobrze. Zatem do zobaczenia.
- Do widzenia - rzekł Szymon rozłączając rozmowę. - Nikodem! - zawołał. Chłopiec czym prędzej zbiegł ze schodów.
- Tak, tato? - spytał spoglądając na ojca.
- Przynieś mi swój telefon.
- Nie mam Facebooka. Tato, serio - odparł chłopiec natychmiast.
- Pokaż telefon.
Nikodem wsunął rękę do kieszeni spodni. W tym samym momencie uświadomił sobie, że zgubił telefon. Z lękiem spojrzał na ojca.
- Tato, pójdę zobaczyć na górę, czy gdzieś nie leży - rzekł podenerwowany.
- Nikodem, jakaś kobieta dzwoniła. Powiedziała, że znalazła twój telefon. Jak mogłeś go zgubić?
Chłopiec spuścił głowę na dół.
- Ubierz się. Podjedziemy po ten telefon. To niedaleko.
Nikodem w mgnieniu oka był gotowy do wyjścia.
- Marcel ma jechać z nami? - spytał wkładając czapkę na głowę.
- Nie. Za pięć minut będziemy z powrotem - rzekł Szymon biorąc do ręki kluczyki od samochodu.

Nikodem zamarł, gdy spostrzegł, że ojciec zatrzymuje samochód pod domem Mateusza Głowackiego.
- Zostanę w aucie - rzekł ukrywając się za przednim fotelem.
- Nie wygłupiaj się, Nikodem. Chodź. Śmiało - odparł Szymon.
Chłopiec powoli wyszedł z samochodu. Bał się, że matka Mateusza go rozpozna. Przecież jeszcze nie tak dawno temu, przyłapała go na akcji WIADRO. W głowie Nikodema pojawiły się przykre wspomnienia sprzed kilku tygodni.
Szymon zapukał do drzwi. Po chwili w futrynie stanęła pani Głowacka. Mężczyzna natychmiast ją rozpoznał.
- Dzień dobry - rzekł.
- A witam, - odparła kobieta - to z panem rozmawiałam przed chwilą przez telefon?
- Tak. Przyjechaliśmy po telefon Nikodema. Dziękuję, że pani zadzwoniła. Niewielu jest dzisiaj uczciwych ludzi - rzekł uśmiechając się do kobiety.
- To prawda - przyznała spoglądając na chłopca. - To pański syn?
- Tak - odparł Szymon.
- To radzę go porządnie przetrzepać - powiedziała kobieta. - Wybił mi dzisiaj szybę w kuchennym oknie. Sąsiadka widziała jak on i jeszcze jeden uciekali spod mojego domu. Wybiegła za nimi i znalazła ten oto telefon. Proszę.
Szymon zaniemówił. Spojrzał na Nikodema. Chłopiec miał przerażone oczy. Ojciec wyczytał z nich wszystko.
- Masz coś do powiedzenia? - rzekł wpatrując się w syna.
- Ja nic nie zrobiłem. Naprawdę tato - odparł chłopiec drżącym głosem.
- Proszę zachować faktury za okno i za firmę. Pokryję wszystkie koszty.
- Tak właśnie zrobię.
- To mój numer telefonu - rzekł pisząc na kartce dziewięć cyfr. - Po szesnastej zwykle jestem w domu.
- Odezwę się.
- Dobrze. Dziękujemy za telefon i przepraszam panią w imieniu syna. Do widzenia.
- Do widzenia - odparła kobieta zamykając drzwi.
Nikodem bez słowa wszedł do samochodu. Zapiął pasy.
- Co masz do powiedzenia? - spytał Szymon przekręcając kluczyk w stacyjce pojazdu. - Ty to zrobiłeś czy Marcel?
Nikodem nic nie odpowiedział.
- Milczysz? Okej. Porozmawiamy sobie w domu. Szykuj się.
Nikodem poczuł, że pojawiły mu się wypieki na policzkach.
Po dwóch minutach Szymon zatrzymał samochód. Nikodem pędem wybiegł z auta. Pognał wprost do swojego pokoju.
- Tata wie o szybie! - rzekł przerażony.
- Skąd? Wygadałeś mu? - odparł Marcel odkładając tablet na łóżko.
- Nie. Jakaś baba nas widziała... Cicho, idzie...
Gdy Szymon wszedł do pokoju syna obydwaj chłopcy siedzieli na łóżku Nikodema. Szymon chwycił obrotowe krzesło spod biurka. Postawił je tuż przy chłopakach, po czym usiadł na nim.
- Co mi powiecie? - spytał patrząc na obydwu.
Ani jeden ani drugi nie odezwał się ani słowem.
Szymon wstał.
- Widzę, że z wami nie można po dobroci - rzekł wyciągając pasek zza szlufek spodni. - Nikodem wstań, ręce na biurko. Ale już! - rzekł stanowczo. Chłopiec bez słowa zrobił to, co nakazał ojciec. Po chwili poczuł na tyłku pięć mocnych uderzeń pasem.
- Marcel, twoja kolej - rzekł Szymon chwytając chłopca za przedramię. Przyprowadził go tuż przed biurko.
- Ręce na blat - rzekł.
- Nie - odparł Marcel niepewnie.
- Jeśli tego nie zrobisz, dostaniesz więcej i mocniej - rzekł Szymon bezapelacyjnie. - Ręce na blat - powtórzył.
Marcel popatrzył ze strachem na Szymona. Odwrócił się tyłem do niego, oparł ręce o drewniany blat. Odliczał sekundy do pierwszego uderzenia. Kolejne cztery pasy, choć bolesne, trwały okamgnienie
- Obaj wiedzą za co dostali? - spytał Szymon ponownie siadając na obrotowym krześle.
- Tak - rzekł Nikodem ocierając łzy.
- Marcel?
- Tak - odpowiedział chłopiec cicho łkając.
- To dobrze. Jak się trochę uspokoicie, pojedziemy do domu pani Głowackiej i oboje przeprosicie za wybicie szyby. Jasne?
- Tak - odparł Nikodem.
- Marcel, jasne?
- Tak - szepnął chłopiec.
Szymon podniósł się z krzesła. Dopiero teraz wsunął pasek z powrotem na jego miejsce. Jeszcze raz spojrzał na chłopaków, po czym wyszedł z pokoju Nikodema.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz