- Mężu, śpisz? - szepnęła Daniela wsuwając swoją dłoń pod piżamę Szymona. Pogłaskała go po plecach. Prędko odwrócił się w jej stronę.
- Nie śpię. A co? - odparł.
- Powiedz do mnie "żono" - poprosiła z błyskiem w oczach.
- Żono - rzekł krótko. Uśmiechnął się do Danieli, po czym cmoknął ją w ramię. - Kocham cię, moja żono - szepnął po chwili.
- A ja ciebie, mężu - powiedziała z uśmiechem na ustach.
Wtem do sypialni nowożeńców wbiegli Marcel i Nikodem. Obaj wskoczyli na duże, małżeńskie łoże. Szymon przyłożył rękę do czoła Nikodema.
- Nie masz ty gorączki? - spytał.
- Nie, a dlaczego?
- A, bo wczoraj trochę wypiłeś... Dużo za dużo... Aż dziwne, że się nie pochorowałeś.
- Marcelek, jak ci się podoba twój nowy pokój? - odezwała się Daniela.
- Jest zarąbisty - odparł Marcel kładąc się na łóżku obok mamy. - A ile fajnych książek widziałem na półce! Może dzisiaj je sobie pooglądam... I jest nawet świnka skarbonka... Niepotrzebnie, tato. Przecież ci mówiłem, że nie będę oszczędzać.
- No tak, mówiłeś. Ale gdzieś pieniążki musisz trzymać. Tym bardziej, że dzisiaj obaj dostaniecie kieszonkowe.
Chłopcy spojrzeli na siebie z uśmiechem.
- Tato, podać ci portfel? - spytał Nikodem.
- No, podaj.
Jedenastolatek wyciągnął ze skórzanej torby portfel ojca. Podał mu go do ręki. Dwaj chłopcy z niecierpliwością patrzyli na Szymona. Spodziewali się, że otrzymają po pięćdziesiąt złotych. Tymczasem mężczyzna wyciągnął z portfela dwa razy po sto złotych.
- Proszę - rzekł podając dzieciakom po banknocie.
- Tato, serio? Dzięki! - zawołał Nikodem.
- Ja też dziękuję. Jesteś super!
- To są pieniążki ode mnie i od mamy. Od przyszłego miesiąca będziecie dostawać jak dotychczas po pięćdziesiąt złotych.
- Okej! - zawołał Marcel.
Chłopcy ruszyli w kierunku drzwi. Szymon popatrzył na Marcel z namysłem. Przywołał go do siebie. Gdy tylko chłopiec stanął przy ojcu, Szymon posadził go na swoich kolanach.
- Marcelek, chcę ci powiedzieć jedną ważną rzecz... - rzekł z uśmiechem. - Od wczoraj nazywasz się Marcel Jasiński.
- Co takiego? - zaśmiał się chłopiec. - Mówisz serio?
- Tak...
- No dobrze... - szepnął Marcel.
Z uśmiechem na ustach poszedł do swojego pokoju. Wyciągnął z plecaka portfel. To tam trzymał wszystkie oszczędności. Miał już razem uzbierane trzysta piętnaście złotych. Trzy razy przeliczył pieniądze.
- Jestem bogaty - szepnął sam do siebie. Wstał z łóżka. Przeszedł się po pokoju.
Naprzeciw drzwi znajdowało się okno i wyjście na balkon. Przy oknie stało drewniane biurko i czarne obrotowe krzesło. Na ścianie wisiała półka wypełniona książkami i atlasami. Tuż przy biurku stał regał. Stała tam świnka skarbonka i duży, kolorowy karton. Marcel zajrzał do środka. Momentalnie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Chłopiec podniosł karton, przeniósł go na łóżko. Wyciągał z niego różne szkolne przybory, o jakich do tej pory mógł tylko pomarzyć. Były tam między innymi pastele, różnego typu i formatu kolorowe wycinanki, farby akrylowe, plakatowe, pędzle różnej grubości, notesy z Oxfordu, kołonotatniki, ołówki, a nawet profesjonalny szkicownik.
Marcel z radości podskoczył kilka razy na łóżku. I właśnie wtedy ujrzał wiszącą na ścianie fotografię. Zszedł z łóżka, by lepiej jej się przyjrzeć. Uśmiechnął się. Natychmiast przypomniał sobie tamten dzień, w którym Szymon naprawił domek na drzewie. Właśnie wtedy Daniela zrobiła chłopakom kilka zdjęć. Jedno z nich zawisło na ścianie w pokoju Marcela.
Niepostrzeżenie przy chłopcu stanęła Daniela.
- Synku... Masz świetny pokój - szepnęła.
- Wszystko mi się tu podoba - rzekł szczerze. - Mamo, to jest pokój marzeń.
Kobieta uśmiechnęła się. Również ona rozejrzała się dookoła. Podeszła do dużej wielofunkcyjnej szafy. Zajrzała do środka.
- Wszystko ci się tu zmieści i jeszcze będzie sporo luzu... - powiedziała. - Byłeś na balkonie?
- Nie - odparł chłopiec.
- Chodź, coś ci pokażę - szepnęła. Prędko otworzyła drzwi. Okazało się, że z każdej z czterech umiejscowionych na piętrze sypialni można wyjść na ów balkon.
- To znaczy, że będę mógł podglądać ciebie i tatę? - zażartował Marcel.
- Raczej nie. Mamy rolety w oknach więc choćbyś niewiadomo jak się starał, nic nie zobaczysz - odparła głaszcząc chłopca po głowie.
Marcel położył się na nowym łóżku. Popatrzył na mamę z namysłem. Kobieta usiadła obok niego. Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju syna.
- Masz tu wszystko, co potrzeba - szepnęła.
- Jednej rzeczy brakuje - odparł malec. - Przydałby się telewizor do mojej konsoli.
- No tak... Pogadam z tatą. Zobaczymy, co da się zrobić...
- Okej - odparł chłopiec.
Daniela opuściła pokój Marcela. Zeszła na dół po schodach. Przy stole siedzieli jej rodzice, teście i mąż. Gdy tylko pojawiła się w salonie, Szymon wyciągnął do niej rękę.
- Chodź do nas, skarbie - rzekł wysuwając krzesło spod stołu. - Zrobiłem dla ciebie kawę.
Daniela spoczęła przy mężu. Wzięła w obydwie ręce kubek z kawą.
- Dziękuję - szepnęła. - Byłam u Marcela. Ma naprawdę świetny pokój. Postarałeś się.
- Chciałem, żeby czuł się tu jak w domu, żeby niczego mu nie brakowało.
- Mówił, że przydałby się jeszcze telewizor do konsoli.
- No widzisz... O tym nie pomyślałem - odparł z uśmiechem.
- Kiedy zamierzacie się przeprowadzić do Zajezierza? - odezwała się Danuta.
Szymon objął żonę ramieniem. Wziął głęboki oddech.
- Jakoś na przełomie czerwca i lipca - rzekł.
- Są tam tylko dwie sypialnie i salon... Chłopcy będą mieć wspólny pokój?
- To nie problem, mamo. Chłopaki dobrze się dogadują - odparł.
Danuta zrobiła niezadowoloną minę. Na jej czole pojawiły się dwie, pionowe zmarszczki.
- Tłumaczę im, żeby się nigdzie nie przeprowadzali - rzekła kierując wzrok na matkę Danieli. - Tu mają piękny, duży dom. Blisko do pracy, do szkoły... Uparli się na to Zajezierze... Może wy przemówicie im do rozsądku...
- My nie mamy zamiaru się do nich wtrącać - powiedział Jan. - Są dorośli. Niech mieszkają, gdzie chcą.
- My też nie będziemy się do nich wtrącać - odezwał się Franciszek. - Danuta, zrozum, że twój syn ma prawo sam o sobie decydować... Ma już swoją własną rodzinę.
- No wiem, wiem... Już się nie odzywam...
- Zrobię chłopcom śniadanie - szepnęła Daniela podnosząc się z krzesła.
Wtem do Szymona podszedł Nikodem. Usiadł na miejscu, na którym jeszcze przed chwilą siedziała Daniela.
- Tato, mogę tablet? - szepnął mu do ucha.
- Niko, nie. Masz lekcje zrobione?
- Mam.
- Weź sobie jakąś książkę poczytaj. Może tą o gwiazdach... Potem mi opowiesz, czego nowego się dowiedziałeś. Tak?
- Tatuś... Proszę. Marcel gra na swoim.
- Nie, Nikodem.
- Tato, proszę. Pół godzinki i ani minuty dłużej - nalegał.
- No dobrze. Zgoda. Ale tylko pół godziny - rzekł Szymon. - Przynieś ten tablet. Włączę ci.
Chłopiec uśmiechnął się. Pobiegł po schodach do swojego pokoju. Po chwili był z powrotem. Szymon uruchomił tablet. Wpisał hasło.
- Trzymaj. Jest trzynasta. Za pół godziny widzę cię tutaj z tabletem.
- Okej. Dzięki - odparł chłopiec, po czym na nowo ruszył do swojego pokoju.
- A ty, co taki obliczony? - odezwała się Danuta. - Jeden może grać a drugi nie?
Szymon zignorował pytanie matki. Denerwowało go to, że kobieta do wszystkiego się wtrąca i jest wiecznie niezadowolona. Nałożył sobie na talerz kawałek weselnego tortu.
Tymczasem Daniela skończyła przygotowywać kanapki dla chłopców. Głośno ich zawołała. Marcel zjawił się w oka mgnieniu.
- A gdzie Nikodem? - spytała.
- Niko gra. Powiedział, że ma tylko pół godziny więc przyjdzie na śniadanie dopiero, kiedy mu się skończy czas - wyjaśnił Marcel.
- To idź do niego i mu powiedz, że ja powiedziałem, że ma natychmiast zejść na dół na śniadanie - rzekł Szymon.
- No, dobrze...
Marcel pobiegł na górę. Nie minęło pół minuty, gdy obaj chłopcy weszli do salonu. Nikodem trzymał w ręku tablet. Usiadł na drugim końcu stołu. Włożył sobie do ust całą kanapkę. Przeżuwając ją, jeździł palcem po wyświetlaczu od tableta.
- Mama pytała, dlaczego jestem taki obliczony... Mama spojrzy na swojego wnuka. Czy tak się zachowuje normalne dziecko? - rzekł Szymon. - Nikodem, w tej chwili proszę odłożyć ten tablet i najeść się jak człowiek!
- Ale będę mógł odliczyć sobie czas na jedzenie? - spytał chłopiec przełknąwszy spory kawał chleba.
Szymona zamurowało. Popatrzył na syna z niedowierzaniem.
- Tak, Nikodem - odezwała się Daniela. - Będziesz mógł odliczyć ten czas.
- A ten czas, kiedy szedłem po schodach?
Marcel wybuchnął śmiechem. Nie potrafił zapanować nad sobą.
- A ciebie co tak bawi? - odezwał się Szymon.
- Nic - odparł malec.
- Powiedz, pośmiejemy się wszyscy...
- No dobrze... A bo tak sobie pomyślałem, że jakby teraz Nikodemowi zachciało się do kibelka, to pewnie narobiłby w gacie, bo żal byłoby mu...
- Marcel! - wrzasnęła Daniela.
- Jesteś głupi - burknął Nikodem.
- A ty nienormalny! - odgryzł się Marcel.
- Twoje pół godziny właśnie dobiegło końca! - rzekł Szymon spoglądając na syna.
- Wcale nie... Mam jeszcze siedemnaście minut...
- To graj i nie dyskutuj.
- To gram przecież...
Szymon przetarł ręką oczy. Nie zamierzał z samego rana denerwować się przez chłopaków, toteż skierował wzrok na Danielę. Miała na sobie zwiewną, błękitną sukienkę. Jej twarz była promienna, radosna.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...