Chłopcy stanęli pod płacząca wierzbą. Tuż nad ich głowami znajdowały się pozostałości po dawnym domku.
Nikodem wdrapał się na drzewo jako pierwszy. Nie przypuszczał, że jego stary domek jest aż tak bardzo zniszczony. W podłodze brakowało desek. Gdy tylko chłopiec stanął na drewnianym podeście natychmiast dostrzegł, że całość chwieje się w posadach.
Po chwili również Marcel się tam wdrapał. Usiadł na w miarę stabilnej części konstrukcji.
- Tu się nie da mieszkać - rzekł spoglądając w dół przez wielką wyrwę w podłodze.
Obaj zgodnie postanowili poprosić Szymona o kilka desek i o narzędzia. Mieli w planach wyremontować zrujnowany domek.
Szymon płukał wodą z węża umyty już samochód. Na widok biegnących w jego stronę chłopców, przerwał pracę.
- Co się stało? - spytał.
- Marcel, cicho! - krzyknął Nikodem przekrzykując syna Danieli. - Ja to powiem! Tato! Jest sprawa!
- No słucham cię, synu.
- Pamiętasz, jak ciocia powiedziała, że nie zgadza się na to, żebyś zrobił nam wypasioną huśtawkę i miałeś doła z tego powodu?
- Nie pamiętam, żebym miał doła, ale okej... Co ci chodzi po głowie?
- Zamiast huśtawki chcemy, żebyś nam zrobił zarąbisty domek na drzewie! - zakomunikował Nikodem.
- Jaki? - rzekł Szymon z uśmiechem.
- My dokończymy mycie samochodu - rzekł Marcel wyrywając Szymonowi z ręki wąż.
Tymczasem Nikodem zaciągnął ojca do kanciapy.
- Potrzebne będą deski... Dużo desek - rzekł z zapałem. - Tato, potrzebujesz tą starą oponę? Mogę ją wziąć?
- Możesz - rzekł mężczyzna drapiąc się po głowie. - Weźmiemy też liny. Zrobię wam zwijaną drabinę - dodał niepewnie.
- Mogę tą starą szafę? Jest ci potrzebna?
- Nikodem, bez przesady. Trzymam w niej narzędzia.
Po chwili w szopce pojawił się Marcel. Zainteresowała go oparta o belkę nieduża drabina. Podszedł bliżej, by jej się dokładnie przyjrzeć.
- Mogę? - spytał patrząc na Szymona błagalnym wzrokiem.
- W zasadzie... Okej, chłopaki. Zrobimy porządki w szopie. Wynosimy drabinę, oponę. Wszystkie deski z tej kupki możecie zabrać - rzekł podwijając rękaw od swojej zielono-brązowej koszuli w kratę. - Ten trzonek też jest tu niepotrzebny... Marcel, zakręciłaś wodę?
- Tak, tato! - odparł chłopiec wynosząc z szopy deski.
- No dobrze...
- A ten stary koc? Zrobilibyśmy sobie z niego dach! - zawołał Marcel po chwili.
- Weź ten koc... I tą starą walizkę. Będziecie mieli na czym siedzieć...
Obaj chłopcy wspólnie chwycili boki wielkiej, drewnianej walizy. Z całej siły starali się ją podnieść. Ani drgnęła.
Marcel pomyślał, że skoro jest taka ciężka, musi coś się w niej znajdować. Bezskutecznie wiercił śrubokrętem w starym, zardzewiałym zamku. Był niezwykle ciekaw, co może skrywać wielka, drewniana walizka.
Widząc, z jaką determinacją chłopcy majsterkują przy zamku, Szymon postanowił przyjść im z pomocą. Wziął brechę do ręki. Po chwili zamek puścił.
- Wiedziałem, że nic tam nie...
Przetarł oczy ze zdumienia. W walizce znajdowała się bardzo stara dubeltówka, która niegdyś należała do ojca Franciszka Jasińskiego. Szymon wykradł ją dziadkowi, gdy był małym chłopcem. Nie mógł uwierzyć, że przez te wszystkie lata stara dubeltówka leżała na dnie omijanej walizki.
- Tato, to jest nasze... - rzekł Marcel bystrymi oczami spoglądając na Szymona. - Przypominam ci, że dałeś nam tą walizkę, gdy to coś było w środku.
- Chyba sobie żartujesz! - odparł Szymon biorąc dubeltówkę w ręce. Momentalnie do jego głowy powróciły wspomnienia z dzieciństwa. Przypomniał sobie, jak wykradł ją dziadkowi, jak przez dwa tygodnie ukrywał ją pod swoim łóżkiem, a gdy tylko nadarzył się odpowiedni moment, przeszmuglował ją do starego pałacu, na drugą stronę jeziora.
- Tato, dokąd idziesz? Miałeś nam zrobić domek! - zawołał Nikodem.
- Zaraz wrócę. Wynieście z szopy te wszystkie rzeczy, o których wam mówiłem...
Chłopcy ponownie przystąpili do pracy. Załadowali część rzeczy na sanki, po czym przewieźli je pod starą wierzbę, na której znajdował się zrujnowany domek.
Ucieszyli się na widok zmierzających w ich stronę rodziców. Szymon trzymał w ręku skrzynkę z narzędziami. Daniela niosła gruby koc.
- Faktycznie, domek się rozpada - stwierdził mężczyzna otwierając metalową skrzynkę. - Nie szkodzi... Zaraz będzie jak nowy - oświadczył.
Daniela oparła się o wierzbę. Z uśmiechem na ustach patrzyła, jak chłopcy pięknie współpracują z Szymonem przy naprawie domku. Podawali mu narzędzia. Nieumiejętnie, za to chętnie docinali deski. Domek z każdym kwadransem stawał się coraz stabilniejszy, a po godzinie można już było chodzić po podeście bez obaw, że spadnie się dwa metry w dół.
- To ja was zostawiam - oświadczyła Daniela.
- Skarbie, zostań! Tak pięknie nam pomagasz! - rzekł Szymon uśmiechając się do narzeczonej.
- Przecież mama w ogóle nie pomaga, tylko sobie stoi - odezwał się Marcel.
- Idę, bo ciasto na rogaliki pewnie już urosło... Długo wam zejdzie? - spytała spoglądając na Szymona.
- Trudno powiedzieć... Jak skończymy, na pewno przyjdziemy do domu - zakomunikował przecierając ręką spocone czoło.
- No dobrze...
Daniela powędrowała w stronę domu. Kilka razy odwróciła się, by popatrzeć na chłopaków. Niezmiernie cieszył ją widok tak zgranego zespołu.
Ciasto na rogaliki pięknie wyrosło, ale Daniela machnęła na to ręką. Nalała do szklanek kompot z jabłek. Przygotowała kanapki z sałatą, szynką, pomidorem i szczypiorkiem. Posypała je solą i pieprzem. Wszystko to postawiła na dużej tacy i zaniosła dwieście metrów od domu - na miejsce, w którym trwała przemiana domku.
Postawiła tacę na przykulanym przez chłopców pieńku. Wzięła w ręce zawieszony na szyi aparat.
- Chłopaki, ustawcie się do zdjęcia! - zawołała z dołu.
Wszyscy trzej bez gadania przerwali pracę.
- Chodźcie do mnie, chłopaki - rzekł Szymon. - Trzeba się ładnie ustawić...
Mężczyzna usiadł na posadzce, między Marcelem a Nikodemem. Objąwszy ich obu szeroko się uśmiechnął.
- Nasze pierwsze wspólne zdjęcie, prawda Marcel? - rzekł z namysłem. Chłopiec zarumienił się.
- Chodźcie jeść! - zawołała Daniela. Rozłożyła na trawie stary koc. Marcel i Nikodem wzięli w ręce po dwie kanapki. Usiedli na konarze pobliskiego drzewa.
Tymczasem Szymon usiadł obok narzeczonej. Ta, prędko podała mu kubek z napojem.
- Mam w szopie kilka napoczętych puszek z farbą... Dam je jutro chłopakom. Niech pomalują swój domek - rzekł z błyskiem w oczach. - Będą mieć frajdę, a przy okazji się czegoś nauczą - dodał po chwili.
- Daj buziaka - szepnęła Daniela przybliżając swoje usta do ust Szymona. Nie czekając na jego reakcję, czule go pocałowała.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Short StoryMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...