"Kocham cię, tato"

2K 62 3
                                    

Tamtej nocy wziąłem szybki prysznic. Nie śpieszyło mi się do łóżka. Wiedziałem, że i tak nie zasnę. Do głowy nachodziło mi tyle pytań. Tak niewiele brakowało, a straciłbym syna! Nie wiedziałem, kogo za to winić - czy Marcela, czy siebie. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że za niedługo chłopcy wyrosną z tak ryzykownych pomysłów.
Nim położyłem się spać, poszedłem jeszcze zajrzeć do pokoju na poddasze. Pomyślałem, że Marcelowi będzie miło, jeśli powiem mu "dobranoc". Chłopca nie było w pokoju. Zdezorientowany zszedłem na dół po schodach. W domu było cichutko. Lusia spała u siebie, Nikodem na kanapie w salonie. Popatrzyłem na niego przez chwilę. Od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tym, co on ma w tej małej, jasnej główce... Ostatnio tak trudne były nasze relacje. Czy po tej dzisiejszej lekcji, coś się zmieni? Oby.
Drzwi od tarasu były niedomknięte. Zastanowiło mnie to, toteż wstałem z kanapy. Tak, jak przypuszczałem, Marcel siedział na tarasowych schodach. Głowę miał spuszczoną. Żal było na niego patrzeć. Usiadłem tuż obok. Bez słowa przytuliłem go do siebie. I wtedy to się stało. Popatrzył na mnie szklistymi oczami i powiedział te trzy słowa: "Kocham cię, tato".
Nie myślałem, że kiedykolwiek usłyszę to z jego ust. Przecież nieraz wykrzyczał mi w twarz, że mnie nienawidzi, że nie mam prawa mu rozkazywać, że nigdy nie będę jego ojcem.
W tamtym momencie, nie myślałem o tym. Wziąłem Marcela w objęcia. "Kocham cię, synku" - powiedziałem do niego. Wcale go tym nie zdziwiłem. Od dawna o tym wiedział.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas. Piękna to była noc - taka gwiaździsta. Pokazałem mu na niebie duży wóz i mały wóz. Patrzył na mnie, jak na jakiegoś astronoma. A przecież naprawdę niewiele wiem o niebie!
Była może pierwsza w nocy, gdy wysłałem Marcela do łóżka. Usiadłem na kanapie. Nikodem, jak zwykle rzucał się na wszystkie strony. Przełożyłem go bliżej ściany. Otworzył na chwilę oczy.
- Śpij - powiedziałem cicho.
Zgasiłem lampkę w oknie. Położyłem głowę na poduszce. Zabrałem Nikodemowi połowę kołdry. Patrzyłem w sufit. Starałem się odsunąć od siebie wszystkie myśli. Inaczej, na pewno bym nie zasnął. Zamknąłem oczy. Trzy słowa wciąż chodziły mi po głowie... A przed oczami miałem ten moment, w którym Marcel spojrzał mi w oczy i powiedział właśnie te trzy słowa... "Kocham cię, tato".

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz