Portret

1.5K 44 0
                                    

Marcel siedział przy stole. Dużymi, brązowymi oczami spoglądał na idącego w jego kierunku Szymona. Mężczyzna trzymał w ręku kartkę formatu A4. Podał ją chłopcu.
- Zaraz znajdzie się i jakiś długopis... - rzekł podnosząc z podłogi swoją skórzaną torbę z dużą klapą.
- Nie trzeba. Mam ołówek - szepnął Marcel.
- Aha, no okej.
Szymon usiadł na kanapie. Przyglądał się krzątającej się po domu Luśce. Jego ukochana postanowiła zrobić mu kawę, jakiej dotychczas nie pił. W tym celu wzięła ze swojego mieszkania goździki i cynamon. Wstawiła wodę. Z niecierpliwością czekała, aż czajnik da o sobie znać.
Ni stąd ni zowąd przy Szymonie pojawił się Marcel. Spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Marcel, nie... Proszę usiąść do stołu i pisać...
- Tato...
- Marcel, nie. W tej chwili do stołu! - rzekł podniesionym głosem. Marcel spuścił wzrok. Ze smutkiem powędrował w kierunku dużego, dębowego stołu. Usiadł na krześle tyłem do Szymona. Wziął do ręki ołówek.
Daniela podeszła do narzeczonego. Jej mina mówiła sama za siebie.
- Pozwól do mnie na moment, skarbie - szepnęła z niezadowoleniem. Szymon prędko podniósł się z kanapy. Oboje wyszli na taras.
- Frajdę ci to sprawia? - spytała bezpośrednio.
- Co niby?
- Kiedy trzeba być stanowczym, to okej. Ale przeginasz i to po całości - odparła twardo. - Za co ma tą karę, co? Bo jakoś mi to jego przewinienie umknęło!
- Za "wyluzuj" - odparł Szymon uśmiechając się do niej.
Daniela przyłożyła prawą dłoń do jego policzka, pogłaskała go po czym niezbyt mocno uderzyła go w twarz.
Szymon zarumienił się. Dopiero teraz pojął, że Daniela mówi serio. Z pokorą spojrzał jej w oczy.
- Marcel ma rację. Powinieneś wyluzować. Nie będę cofać mu tej kary, bo ucierpiałby na tym twój autorytet. Ale bądź pewien, że następnym razem się odezwę nie na osobności ale przy Marcelu. Jasno się wyraziłam?
- Dość jasno - odparł.
- No, to teraz wracamy do domu. A ty, mój drogi zastanowisz się nad swoim postępowaniem. Okej?
- No okej - odparł.
Wpuścił narzeczoną przodem do salonu. Marcel wciąż siedział przy stole. Podpierał brodę lewą ręką. W prawej, trzymał ołówek.
Daniela zalała kawę. Dodała do niej swoje tajemne przyprawy. Postawiła na ławie dwie filiżanki.
- Dziwnie pachnie ta kawa - rzekł Szymon po chwili. - Dodałaś trucizny? Chcesz mnie otruć, tak? Poczekaj z tym chociaż do ślubu. Dostaniesz po mnie mieszkanie i samochód - zażartował. - Co tam dodałaś, co?
- Spróbuj - odparła siadając obok niego na kanapie.
- Gorącą jest... Niech przestygnie - odparł odkładając filiżankę z powrotem na ławę.
Po chwili mężczyzna wstał z kanapy. Po cichu podszedł do Marcela. Chłopiec siedział tyłem do niego. Spostrzegł, że Szymon jest obok dopiero, kiedy poczuł dotyk jego ręki na swoim ramieniu.
Widząc, co znajduje się na kartce Marcela, mężczyzna zaniemówił. Usiadł po chwili obok dziesięciolatka. Wziął do ręki kartkę.
- Przepraszam - szepnął chłopiec patrząc na Szymona.
- Nie przepraszaj. To jest piękne - rzekł mężczyzna. - Lusia, musisz to zobaczyć - zwrócił się do narzeczonej.
Momentalnie kobieta stała już przy Szymonie. Na widok rysunku chłopca, oniemiała.
- Marcel, to jestem ja? - spytała ze wzruszeniem. Przytuliła syna.
- Na warsztatach uczyliśmy się jak rysować twarze i oczy. Mamo, wyszłaś mi!
- No, wyszłam! Ale jaka podobna jestem do siebie... Szymon, widzisz podobieństwo?
- No przecież widzę - odparł bezustannie wpatrując się w rysunek chłopca.
- Mój synek - szepnęła Daniela. Jeszcze raz przytuliła Marcela.
- A gdzie drugi synek? - rzekł Szymon zdawszy sobie sprawę z tego, że ostatni raz widział Nikodema, gdy wysiadali z auta.
- No właśnie - zainteresowała się Daniela.
Skierowała wzrok na wiszący na ścianie zegar.
- Idziemy go szukać? - rzekł Marcel.
- Tak. Ale najpierw wypijemy kawę.
Szymon chwycił filiżankę, przechylił ją. Wypił kawę w zaledwie dwie sekundy. Wstrząsnął się. Po chwili wszyscy wyszli z domu.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz