Mezopotamia

1.2K 37 0
                                    

O czternastej piętnaście  Marcel wszedł do domu. Był przygnębiony. Usiadł na schodach, na półpiętrze.
- Hej, syneczku - przywitała go Daniela. - Coś poszło nie tak w szkole? - spytała.
- Nie... W szkole okej - odpowiedział chłopiec.
- Więc o co chodzi?
- Mamo, zobacz jak ładnie jest na dworze... A ja będę musiał dzisiaj cały dzień uczyć się z historii - rzekł bliski rozpaczy. - Wczoraj uczyłem się prawie przez cztery godziny.
- Marcelku, no niestety, ale nikt za ciebie nie poprawi jedynek. Pisałeś sprawdzian z tego Egiptu?
- Nie... Pani mnie przepytała. Ja, jak palant uczyłem się o Tutenchamonie i o wszystkich egipskich bogach... A pani spytała mnie tylko, kto to był faraon, co to piramida, co to papirus i co ludkom z Egiptu dawał Nil!
- Chcesz powiedzieć, że znałeś odpowiedzi na te wszystkie pytania?
- Mamo, to są podstawy - odparł chłopiec.
Daniela uśmiechnęła się. Była dumna z syna. Pogłaskała go po głowie.
- Chodź, zjesz obiad - szepnęła wstając ze schodów.

Zaraz po obiedzie Marcel zaciągnął Nikodema na podwórko. Obaj wdrapali się na czereśnię. Obserwowali stamtąd samochody przejeżdżające obok ich domu.
W pewnym momencie ujrzeli czarne BMW Szymona. Pobiegli w stronę garażu.
- Hej tato! - zawołał Nikodem. - Gdzie byłeś?
- W Zajezierzu - odparł mężczyzna z uśmiechem. - Marcel, jak tam twój Egipt?
- E tam! Zły jestem, bo niepotrzebnie się tyle uczyłem - wymamrotał chłopiec.
- Jaka ocena?
- Piątka...
- Oj, Marcel! Piątka? Czyli jak się ciebie przypilnuje, to się okazuje, że ty jesteś mądry chłopak! - rzekł Szymon z uśmiechem. - Chodźcie do domu.
W salonie unosił się przyjemny zapach pieczonej szarlotki. Daniela kończyła wycierać naczynia. Ucieszył ją widok podchodzącego do niej męża.
- Hej, Luśka, jak tam? Wszystko dobrze? - spytał.
- Tak - odparła nalewając wodę do czajnika. - Zrobię kawę...
Szymon wsunął rękę do tylnej kieszeni spodni. Wyciągnął z niej czarny, skórzany portfel.
- Chłopaki, kieszonkowe - rzekł spoglądając na siedzących na kanapie dzieciaków.
Zarówno Nikodem jak i Marcel momentalnie zjawili się przy ojcu. Szymon dał obydwu chłopcom po pięćdziesięciozłotowym banknocie.
- Dzięki - powiedzieli obydwaj niemalże w tym samym momencie.
- Proszę bardzo. Marcel, przynieś książkę od historii. Pouczysz się trochę.
Chłopcu momentalnie zmienił się wyraz twarzy. Posmutniał. Bez słowa pobiegł do swojego pokoju po podręcznik. Gdy zszedł z powrotem do salonu, Szymon i Daniela pili kawę.
- No i? - rzekł chłopiec patrząc na ojca spod byka.
- No i Mezopotamia! Raz, dwa! Ja jadę do Zajezierza. Jak wrócę do domu, przepytam cię.
- Tato, jadę z tobą! - zawołał Nikodem. Chwycił leżącą na kanapie czapkę z daszkiem.
Marcel usiadł przy stole. Otworzył książkę. Do oczu napłynęły mu łzy. Otarł je dłonią.
- On płacze? - rzekł Szymon spoglądając na małżonkę z niedowierzaniem.
- Weź go do tego Zajezierza...
Szymon zastanowił się przez chwilę. Wziął ostatni łyk kawy. Ruszył w stronę drzwi.
- Chodź, Marcel - rzekł.
Malec natychmiast zamknął książkę. Pobiegł na korytarz. Ubrał buty. Wziął w ręce piłkę.
Daniela wyszła na werandę. Kończyła pić kawę. Zamyślona patrzyła jak jej trzej chłopcy wsiadają do samochodu. Po chwili, odjechali spod domu.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz