Pałac

1.6K 62 2
                                    

To niesamowite uczucie dryfować tratwą po jeziorze. Marcel leżał na drewnianych balach. Wpatrywał się w chmury. Podobało mu się to, że łódź oddala się od brzegu.
- Szkoda, że tata przyczepił tu linę - odezwał się Nikodem. - Moglibyśmy popłynąć na drugi brzeg. Byłeś tam kiedyś?
- Nie - odpowiedział Marcel. - A co tam jest?
Nikodem zamyślił się. Spojrzał w dal. Wyciągnął rękę.
- Widzisz te wysokie drzewa? - spytał.
- No.
- Za tymi drzewami jest pałacyk. Kiedyś byłem tam z tatą. Wiesz, że w podziemiach tego pałacu są prawdziwe tunele?
- Żartujesz. Serio?
- No. Powaga. A w jednym miejscu zamiast drzwi są kraty. To chyba loch.
- Żartujesz! Niko, pójdziemy tam? Proszę. Chcę to zobaczyć - odparł Marcel.
- Coś ty! Ktoś powiesił tam tabliczkę "ZAKAZ WSTĘPU".
- To byśmy ją zdjęli. Czaisz? - zaśmiał się Marcel. - Zgódź się, proszę cię, Niko!
- Okej. Ale tata nie może się dowiedzieć. Wymkniemy się tam w nocy.
Marcel uśmiechnął się. Czuł podekscytowanie.
- Okej - rzekł z powagą.
Po godzinnym rejsie, chłopcy wrócili do domu. Szymon siedział przy kominku. Przeglądał tablet syna. Daniela stała tuż za nim, delikatnie masowała mu barki. Gdy tylko ujrzała wchodzących do salonu chłopców, podeszła do kuchennej części domu. Wstawiła wodę na herbatę.
- Głodni? - spytała pomagając Marcelowi zdjąć kurtkę.
- Nie - rzekł chłopiec podbiegając do kominka. - Ręce mi trochę zmarzły - dodał spoglądając na siedzącego tuż obok Szymona.
- Wyciągnęliście tratwę na brzeg, czy stoi w wodzie? - spytał mężczyzna.
- Pół na pół - odpowiedział Nikodem.
- Okej.
Daniela zrobiła zapiekankę z serem i szpinakiem. Podała do stołu. Marcel usiadł obok matki, naprzeciw Nikodema.
- Co to jest to zielone? - odezwał się Marcel.
- Znowu się zaczyna - szepnęła Daniela. Wzięła głęboki oddech. - Szpinak - odpowiedziała.
- Mamo, ja nie lubię szpinaku - westchnął Marcel.
- To zaraz polubisz - wtrącił się Szymon.
- Nie wydaje mi się.
Szymon spojrzał na zegarek. - Jest piętnasta trzydzieści dwie. Dokładnie za dziesięć minut chcę widzieć pusty talerz, jasne?
- Zjem przecież wszystko - burknął chłopiec. - Wszystko z wyjątkiem tego zielonego - dorzucił podpierając ręką głowę.
- Zobaczymy.
- Zobaczymy - powtórzył Marcel z przekorą.
Dziesięć minut minęło. Szymon spojrzał na prawie nietknięty talerz chłopca. Nie odezwał się jednak ani słowem.
Nikodem zjadł, toteż odszedł od stołu.
- Dzięki, ciociu - powiedział.
Daniela uśmiechnęła się. Poraz pierwszy Nikodem powiedział do niej "ciociu". Czuła, że Szymon musiał maczać w tym palce.
Kobieta zmywała naczynia. Szymon wciąż siedział przy stole. Przyglądał się siedzącemu po przeciwnej stronie Marcelowi.
- No, co? - odezwał się chłopiec czując na sobie wzrok Szymona.
- Nic - padła odpowiedź.
Chłopiec śmiało podniósł się z krzesła. Chciał iść do pokoju na poddasze. Szymon go cofnął.
- Marcel, z powrotem do stołu! - rzekł podniesionym głosem.
Chłopiec wrócił na miejsce. - Co? - spytał wzruszając ramionami.
- Nie odejdziesz od stołu, dopóki wszystko nie będzie zjedzone.
- No weź - odparł Marcel z nerwami. - Nie rozumiesz, że nie lubię tego?
- Nie, nie rozumiem - odpowiedział Szymon.
Marcel spuścił głowę nad talerzem. Zapiekanka była już zimna. Nie wyglądała apetycznie. Chłopiec postanowił podziałać Szymonowi na nerwach. Skrzyżował ręce dając Jasińskiemu do zrozumienia, że nie zamierza jeść szpinaku.
- Szymon, daj już spokój. Nie chce to niech nie je. Zgłodnieje, to przyjdzie - powiedziała Daniela wycierając ręcznikiem umyte już naczynia.
- Nie. Nie odpuszczę mu - odparł Szymon bacznie przyglądając się zbuntowanej postawie dziesięciolatka.
- Marcel, jedz. Jeden i drugi uparty - szepnęła Daniela kiwając głową.
- Daję ci czas do szesnastej - rzekł Szymon ponownie kierując wzrok na zegarek.
- Marcel, zjedz i pójdziemy na dwór - odezwał się Nikodem.
Chłopiec był jednak nieugięty. Z obrazą skierował wzrok na Szymona. Mężczyzna to dostrzegł. Co kilka minut spoglądał na zegarek. W końcu wskazówka przekroczyła szesnastą.
Szymon wstał od stołu. Podszedł do Marcela.
- Wstań natychmiast - rzekł podnosząc chłopca z krzesła. - Oprzyj się rękoma o stół.
Marcel zamarł. Natychmiast przypomniał sobie, jak kilka tygodni temu Szymon zwrócił się do niego niemalże tymi samymi słowami, a później spuścił mu lanie. Było to wtedy, gdy Marcel rzucił kamieniem w okno pani Głowackiej. Chłopiec momentalnie usiadł z powrotem na krześle, po czym przysunął do siebie talerz.
- Zjem - szepnął przestraszony.
Szymon w milczeniu wrócił na miejsce. Patrzył na to, jak Marcel nabija na widelec żółty ser wymieszany ze szpinakiem. Chłopiec połknął pierwszy kęs. Zrobiło mu się niedobrze. Mimo to, jadł dalej. Po kilku minutach talerz był pusty. Chłopiec nie miał śmiałości spytać Szymona, czy może odejść od stołu.
- I co? Bolało? - spytał Jasiński wstając z krzesła. Wziął do ręki stojący przed Marcelem talerz.
- Nie - odparł chłopiec.
- Okej. Jesteś wolny - rzekł Szymon.
Marcel kiwnął głową na Nikodema. Obaj usiedli na schodach. Szeptali coś do siebie. Po chwili ubrali się i wyszli na dwór.
Daniela tylko na to czekała. Gdy tylko chłopcy zamknęli za sobą drzwi, stanęła przy Szymonie. Spojrzała mu w oczy.
- Co to miało być? - spytała.
- O co ci chodzi, skarbie? - odparł zdziwiony.
- Szymon, nie jesteś za ostry dla Marcela? Pohamuj się trochę. Dobrze ci radzę.
- Luśka, mamy odmienne spojrzenie na wychowywanie dzieci. To nie ulega wątpliwości. Marcel musi w końcu nauczyć się tego, że nie on tu rządzi, tylko ktoś inny.
- Ktoś inny, czyli ty? - spytała.
- No, a kto? Oczywiście, że ja - odparł mężczyzna. - Marcel musi nauczyć się posłuszeństwa. Po dzisiejszej lekcji założę się, że kolację zje bez marudzenia.
- Szymon, nie podoba mi się sposób, w jaki go karcisz.
Mężczyzna wziął głęboki oddech. Podrapał się po głowie.
- Luśka, okej. Rozumiem cię. Ale zastanów się, jakie przynosi to skutki. Pamiętasz, jak Marcel trzaskał drzwiami? Nie robi już tego. Pamiętasz, jakie przynosił ci ze szkoły oceny? W tej chwili radzi sobie całkiem nieźle. Wziął się do nauki. Jak myślisz, dlaczego?
Daniela spuściła wzrok.
- Lusia, Marcel nie pyskuje ci, jak dawniej. Nawet, kiedy broi, to nie robi tego ze złośliwości, jak kiedyś. Nie wydaje mi się, żeby miał mi niewiadomo, jak za złe to, że czasem postawię go do pionu.
- Okej - westchnęła. - Niech ci będzie.
Szymon chwycił Danielę za biodra, po czym przybliżył ją do siebie. Z czułością zaczął muskać ją ustami po szyi. Kobieta chwyciła obydwiema rękoma jego policzki, po czym pocałowała go w usta.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz