Zaraz po skończonych lekcjach Szymon przywiózł Nikodema i Marcela do swoich rodziców. Danuta czekała na nich z obiadem. Zapach rosołu czuć było już na korytarzu.
- Siadajcie do stołu - powiedziała Danuta wyjmując z szuflady chochelkę. Podała obiad. Marcel kapryśnie spojrzał na swój talerz. Odtrącał go widok marchewki. Dostrzegł również śladowe ilości pora i selera. Jakby tego było mało, Danuta posypała jego zupę zieloną natką pietruszki.
- Smacznego - powiedziała zajmując miejsce przy stole.
Gdyby nie to, że obok Marcela siedział Szymon, chłopiec nawet nie zamieszałby łyżki w zupie. Podparł brodę ręką. Ze smutkiem spoglądał w swój talerz.
- Marcel, nie denerwuj mnie - rzekł Szymon zauważywszy, że malec od dziesięciu minut skrupulatnie wyławia wszystkie, nawet najdrobniejsze warzywa.
- No co? - szepnął chłopiec pod nosem.
- Nie odejdziesz od stołu dopóki talerz nie będzie pusty - odparł Szymon na serio.
Malec wzruszył ramionami. - Niko, zjesz za mnie? - ośmielił się spytać.
Syn Szymona uśmiechnął się. Nic nie odpowiedział. Tymczasem Jasiński wstał od stołu. Umył naczynia. Dokładnie wytarł je suchą ścierką. Oparłszy się o parapet, z uwagą przyglądał się Marcelowi.
- Nie chcę ciebie jeść - rzekł chłopiec do rosołu. Szymon się zaśmiał. Spojrzał na zegarek.
- Marcel, masz pięć minut na zjedzenie obiadu. Rozpoczynam odliczanie - rzekł mężczyzna włączając stoper w telefonie.
- A, co się stanie, jeśli nie zjem?
- Czas ci leci - odpowiedział.
- No, dobrze... Ale co się stanie? Powiedz, no!
- Nie wiem jeszcze. Ale nie chce mi się wymyślać kar, więc pewnie spuszczę ci lanie - odpowiedział. - Zostały ci cztery minuty i trzydzieści sekund.
- Nie zdąży zjeść - westchnął Nikodem.
Marcel chwycił do ręki łyżkę. Spojrzał z nerwami na Szymona.
- Skończ to głupie odliczanie - wymamrotał pod nosem. - Zjem wszystko.
- No, i o to chodziło - uśmiechnął się Szymon. - Smacznego.
Chłopiec spróbował rosołu. Wstyd mu było przyznać, ale zupa nie była taka zła, jak przypuszczał. Zjadł wszystko z wyjątkiem marchewki. Spojrzał błagalnym wzrokiem na Szymona.
- Nie, Marcel. Talerz ma być pusty - rzekł mężczyzna bezapelacyjnie.
- Skąd wiesz, że nie jestem uczulony na marchewkę? - odparł dziesięciolatek. - Jak byłem mały przyśniło mi się, że ściga mnie wielka marchewka. Boję się, że jak ją zjem, to coś mi zrobi.
- Dziesięć, dziewięć, osiem...
- Jem ją przecież! - wrzasnął Marcel. Przekroił marchew łyżką na pięć w miarę równych części. Włożył pierwszy kawałek do ust. Zrobiło mu się niedobrze. W oczach stanęły mu łzy.
- Szymon, odpuść mu tą marchewkę - odezwała się Danuta.
- Jemu właśnie o to chodzi. Nie odpuszczę ci, Marcel.
Malec spuścił głowę na dół. Wciąż miał w ustach pierwszy kawałek marchewki. Nie potrafił go przełknąć. Danuta przeszła obok Marcela.
- Mogę się poczęstować? - spytała podbierając mu dwa kawałki "wstrętnego" warzywa.
- Mamo! - uniósł się Szymon. - Marcel wie, że jeśli chce jechać na wycieczkę do Zakopanego musi być posłuszny...
Te słowa stanowiły istny przełom. Chłopiec przełknął marchew. Samoistnie po obydwu policzkach popłynęły mu łzy.
- Pięknie, Marcelek. Jeszcze dwa kawałki - rzekł Szymon z uśmiechem.
- Dość tego! - odezwała się Danuta. Chwyciła do ręki talerz chłopca. Prędko wyrzuciła niezjedzoną marchew do kosza na śmieci. - Szymon, jak ci nie wstyd tak pastwić się nad tym biednym dzieckiem?
- Chciałem tylko, żeby zjadł obiad - rzekł mężczyzna zaskoczony postawą matki.
- Marchewkę mogłeś mu darować - odparowała.
- Trzeba jeść wszystko. To są mamy słowa... Mamuś, będę się zbierał. Mamy z Luśką dużo spraw do załatwienia. Moi chłopcy wiedzą, że wolno im wyjść z domu dopiero wtedy, kiedy będą mieli zrobione lekcje. Zgadza się?
- Tak - odpowiedzieli obydwaj.
- No, to dobrze. To ja lecę. Pa!
- Pa - odpowiedziała Danuta.
Wyszła za synem na korytarz. Patrzyła, jak Szymon wkłada na nogi swoje skórzane buty.
- Za kim to takie uparte? - szepnęła sama do siebie.
Mężczyzna usłyszał cicho wypowiedziane słowa matki. Zastanowił się przez chwilę. Miał już wyjść z domu. Cofnął się jednak. Pytającym wzrokiem spojrzał na Danutę.
- Co mama ma na myśli mówiąc, że jestem uparty? - spytał.
- Synku, Nikodem i Marcel to są jeszcze dzieci. Wiadomo, że nie możesz im na wszystko pozwalać, bo weszliby ci na głowę. Ale uważam, że jesteś wobec nich za bardzo rygorystyczny.
Szymonowi opadła szczęka. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Danuta ciągnęła dalej.
- Wiem, że ty nazywasz to inaczej. Uważasz, że jesteś stanowczy i konsekwentny, ale moim zdaniem jesteś po prostu uparty jak osioł. I jeszcze jedno ci powiem, synku... Czasem trzeba iść na kompromis. Nie możesz zawsze stawiać na swoim. Są sytuacje, w których należy zwyczajnie ustąpić, zmienić zdanie, posłuchać nie siebie, lecz drugiego człowieka.
- Takie kazanie o głupią marchewkę? - obruszył się.
- Ty sobie lepiej dobrze przemyśl to, co ci powiedziałam. Nie chcę ci wypominać, bo to nie jest dobra metoda wychowawcza, ale ci wypomnę. Jak byłeś mały gotowałam kompot z rabarbaru?
- Tak. Latem dość często - odparł.
- Szymon, ponieważ nie lubiłeś tego kompotu, nigdy nie zmuszałam cię, byś go pił. Zgadza się?
- Tak - odparł mężczyzna.
- My z ojcem piliśmy do obiadu kompot z rabarbaru, ale dla ciebie gotowałam do picia coś innego. A to kompocik z jabłek, a to z truskawek. Tak samo było z farszem do pierogów. Z ojcem uwielbialiśmy pierogi z serem. Ale ponieważ tobie bardziej smakowały te z kapustą i z grzybami, robiłam część pierogów z tym, a część z tym.
- No dobrze, mamo...
- Co dobrze? Ojciec miał w garażu puszkę czerwonej farby, ale ty tak bardzo chciałeś pomalować rower na niebiesko. Pamiętasz?
- Pamiętam...
- Tata poszedł na kompromis. Kupił dla ciebie puszkę niebieskiej farby. Zgadza się?
- Tak...
- Dotarło coś do ciebie, czy mam wymieniać dalej?
- Coś tam dotarło - odparł. - Mamuś, super mi się z mamą rozmawia, ale naprawdę muszę już lecieć. Lusia na mnie czeka...
- Idź - odparła Danuta.
- Mamuś, obiecuję, że nie będę nigdy więcej zmuszał Marcela do jedzenia marchewki...
- Idź już!
- To pa, mamuś.
- Pa.
CZYTASZ
Ojczym od matematyki
Krótkie OpowiadaniaMarcel to zbuntowany dziesięciolatek mieszkający z samotnie go wychowującą matką. Czuje się panem w swoim domu i nie szanuje nikogo. Wraz z nastaniem nowego roku szkolnego będzie uczęszczał do nowej szkoły. Jak się okazuje, jego wychowawcą będzie no...