Ułamki

2.5K 88 2
                                    

Lekcje skończyły się o dwunastej trzydzieści. Szymon, Nikodem i Marcel zostali sami w klasie. Nauczyciel, jak zwykle miał papierkową robotę. Najpierw uzupełniał jakieś braki w dzienniku, później sprawdzał zeszyty ósmoklasistów.
Marcel nie chciał ani chwili dłużej siedzieć obok Nikodema. Poszedł więc do ostatniej ławki. Z dumą spojrzał na własnoręcznie zrobiony podpis. Ile by dał, by móc siedzieć tam nie tylko po lekcjach!
Chłopaki nie mieli dużo zadane. Po piętnastu minutach Nikodem podał ojcu zeszyt.
- Sprawdzisz mi? - spytał.
- Pewnie - odparł Szymon. - Tu się zgadza, tutaj też... Okej! Masz wszystko dobrze!
- To idę do domu! - zawołał Nikodem wsuwając zeszyt do plecaka.
- Nie.
- Nie? - zdziwił się.
Szymon popatrzył na siedzącego na końcu sali Marcela. Chłopiec gryzł ołówek i bez trudu można było zauważyć, że nie ma zielonego pojęcia, jak zrobić zadania.
- Umowa była taka... Zostajecie po lekcjach i możecie wyjść dopiero, kiedy jeden i drugi będzie miał zrobioną pracę domową.
Nikodem zdębiał. Podrapał się z tyłu głowy. Nie skomentował słów ojca. Usiadł z powrotem na krześle.
- Poza tym - dodał Szymon - wszystkie lekcje mają być zrobione. Nie tylko matma. Jakie dzisiaj mieliście lekcje?
- Angielski, polski i historię.
- To do dzieła!
Nikodem niechętnie otworzył plecak. Przejrzał zeszyty.
- Nic więcej nie było zadane - odparł. - Tato, mogę już iść? To bezsensu, żebym tu tak siedział.
Szymon nic nie odpowiedział. Kiwnął tylko przecząco głową. Mijały minuty, kwadranse. Nikodem siedział przodem do tablicy i patrzył na przemieszczające się naprzód wskazówki wiszącego na ścianie zegara. W końcu nie wytrzymał. Odwrócił się, by zobaczyć, co robi Marcel.
Ciemnowłosy chłopiec od ponad czterdziestu minut rysował graffiti w zeszycie od matematyki. Stwierdził, że nie jest w stanie samodzielnie wykonać pracy domowej i że to strata czasu.
Nagle, niespodziewanie Marcel wstał z miejsca i pobiegł w stronę drzwi.
- Zrobiłem lekcje! Do widzenia! - zawołał.
- Hej! Zeszyt do wglądu! - rzekł nauczyciel podniesionym głosem. - Ale już!
- Tego nie było w umowie - zaprotestował Marcel.
- Zeszyt, powiedziałem!
O dziwo, Marcel zamiast podejść do nauczyciela, wrócił na swoje miejsce - do ostatniej ławki.
Nikodem ze złości walnął ręką w ławkę. Przez moment miał nadzieję, że będzie mógł w końcu wyjść z klasy.
- A tobie co? - powiedział Szymon. - Synku, pomógłbyś koledze zrobić zadania. Moment i bylibyście wolni.
- To nie jest mój kolega - odparł Nikodem.
- Ani on mój! - rozległ się głos z końca sali.
Minął kolejny kwadrans. Nikodem przeszedł się po klasie, by rozprostować kości. Rzucił okiem na graffiti Marcela. Chłopiec natychmiast zakrył rysunek rękami.
- Co się gapisz? - pocisnął Marcel.
- Spokój tam! - rzekł nauczyciel.
- Mogę pójść do biblioteki po jakąś książkę? - spytał Nikodem zmierzając w stronę ojca. - Nudzi mi się.
- Nie - odparł Szymon krótko.
- Tato, ja rezygnuję z tej głupiej umowy! Idę do domu! - wrzasnął w końcu Nikodem.
- Nie! - zaprotestował Marcel. - Nie zgadzam się! Wolę się przemęczyć przez dwa tygodnie niż siedzieć z tobą w ławce do końca roku!
- Ale na co mam czekać? Co innego, jakbyś robił te głupie lekcje, a ty sobie bazgrolisz w zeszycie od matmy!
- Że co?! - wtrącił się Szymon. Nauczyciel ekspresowo stawił się przy Marcelu. Wyszarpnął chłopcu z rąk zeszyt.
- Żarty sobie stroisz, chłopcze?! Wstań!
Marcel niechętnie podniósł się z krzesła.
- Na jutro widzę przepisany cały zeszyt od początku roku. Czy to jest jasne?!
- Tak - odpowiedział małolat.
- A w tym, tutaj - rzekł rzucając zeszyt Marcela na ławkę - napiszesz dwieście razy: "Nie będę nigdy więcej bazgrolił w zeszycie od matematyki"!
- Tak - rzekł Marcel. - Tylko, że to nie są bazgroły - ośmielił się dodać.
- Dobrze. Zatem napiszesz: "Nie będę nigdy więcej robił graffiti w zeszycie od matematyki."
- Okej.
Szymon wrócił na miejsce. Miał już dość tego dnia. Chciał wrócić do domu, wziąć prysznic, odpocząć. Nie przypuszczał, że chłopcy będą stawiać aż taki opór. Spodziewał się raczej, że Nikodem pomoże Marcelowi zrobić te zadania i maksymalnie po godzinie wszyscy będą już w domu.
- Chłopaki, widzę, że jeszcze tu posiedzimy - rzekł ziewając ze zmęczenia. - Ja zdania nie zmienię. Nie wyjdziemy stąd, dopóki obydwaj nie będziecie mieli odrobionych lekcji. Zrobię sobie kawę. Zaraz wrócę tu do was.
Gdy tylko Szymon zamknął za sobą drzwi, Nikodem stanął przy Marcelu.
- On nie żartuje - rzekł. - Daj zeszyt. Powiem ci, jak to zrobić.
- Nie potrzebuję, żebyś mi pomagał - burknął Marcel.
- Nie chcę pomóc tobie, tylko sobie. Chcę wracać do domu, a przez ciebie muszę tu siedzieć!
- Dobrze ci tak! Trzeba było nie skarżyć tatusiowi na mnie!
- O co ci chodzi, Marcel?
- Nie wiesz, o co mi chodzi? Powiedziałeś mu, że to ja porysowałem wasze auto! Wielkie dzięki!
- Nie powiedziałem mu tego.
- Jasne! To skąd niby wiedział?
- Pewnie przejrzał nagrania z monitoringu! Spytaj się go to ci powie.
- Działasz mi na nerwy! Daj ten głupi zeszyt. Odpiszę sobie to zadanie...
Gdy wychowawca wrócił do klasy, Marcel dał mu do ręki swój zeszyt przypominający raczej brudnopis.
- No i? - rzekł nauczyciel spoglądając na młodego człowieka. - Myślisz, że ci uwierzę w to, że sam zrobiłeś to zadanie?
- Nikodem dał mi odpisać - rzekł chłopak.
- To niech ci teraz powie, skąd się wzięły te obliczenia, bo jutro na lekcji znowu nie będziesz nic rozumiał.
- Ej no! - wrzasnął Marcel. - Umowa była taka, że miały być lekcje zrobione i są!
- Właśnie! Zrobione, a nie odpisane!
Nikodem podszedł do rówieśnika.
- Patrz, Marcel! To proste - rzekł. - Żeby dodawać do siebie ułamki zwykłe musisz mieć wspólny mianownik, czyli tę liczbę pod kreską.
- No tak - odparł chłopiec.
- Górę dodajesz, a dół przepisujesz.
- Dół przepisuję? Nie dodaję?
- Tak. Zobacz, osiem plus pięć jest trzynaście. A dół przepisujesz. Czyli jaki masz wynik?
- Trzynaście dwudziestych - odparł Marcel. - To proste!
- To teraz sam zrób to zadanie - odezwał się Szymon wyrywając z zeszytu Marcela ostatnią zapisaną kartkę.
Chłopiec w kilka minut pododawał do siebie ułamki. Jasiński śledził wzrokiem każdą cyfrę pisaną przez ucznia. Ucieszył się na widok samodzielnie i bezbłędnie wykonanej pracy domowej. Ale jeszcze bardziej radowało go to, że chłopcy dogadali się między sobą.
Wylał zatem kawę do zlewu. Umył kubek. Spakował swoje rzeczy do torby, po czym wszyscy trzej wyszli z klasy. Była godzina piętnasta trzydzieści.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz