Noga

3.7K 128 4
                                    

Nastał kolejny dzień. Daniela wstała skoro świt. Wstawiła pranie. Podłączyła do gniazdka żelazko. Tym razem nie bała się, że kopnie ją prąd. Wyciągnęła z szafki syna koszulkę, po czym starannie ją wyprasowała. Wstawiła wodę na herbatę. Zrobiła jajecznicę z boczkiem.
- Marcelku, - zawołała otwierając drzwi do pokoju syna - czas wstawać do szkoły.
Chłopiec posłusznie podniósł się z łóżka. Wolnym krokiem poszedł do łazienki. Tymczasem Daniela pięknie posłała łóżko Marcela. Uchyliła okno w jego pokoju.
- Mamo, znowu zrobiłaś jajecznicę z tym tłustym - burknął siadając do stołu.
- To tłuste to boczek. Wszystko trzeba jeść.
- Nie - westchnął. - Dlaczego taka jesteś?
Powoli jadł śniadanie wyławiając widelcem każdy, nawet najmniejszy kawałek boczku i odkładając go na bok talerza.
- Mam nadzieję, że nie będziesz dzisiaj sprawiał kłopotów.
- Mamo, przestań.
- Obiecaj mi, że będziesz dziś grzeczny.
- Mamo, daj już spokój.

W klasie panowała luźna atmosfera. Adama Kusocińskiego nie było jeszcze w szkole. Marcel wykorzystał tę okazję i zajął miejsce kolegi.
- Ty tu nie siedzisz - rzekł Mateusz rzucając plecak na ławkę tuż przed nosem Marcela.
- A właśnie, że siedzę. Dzisiaj nie ma matmy - odparł chłopiec.
- Pan Jasiński powiedział...
- Nie obchodzi mnie, co powiedział pan Jasiński - przerwał mu Marcel. - Umiesz czytać? Widzisz, co tutaj jest napisane? - dodał wskazując palcem wyryty na ławce napis "Marcel." - Zjeżdżaj stąd do pierwszej ławki! - wrzasnął po chwili.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. To moje miejsce, a nie twoje.
Mateusz usiadł na krześle obok Marcela. Zaczął wyciągać z plecaka podręczniki i piórnik.
Po chwili do ostatniej ławki podszedł Adam.
- Marcel, ale to jest moje miejsce - powiedział grzecznie.
- Już nie. Umówmy się, że na matmie będziesz tu siedział, a na pozostałych lekcjach lądujesz w pierwszej ławce pod oknem, obok uroczego Nikodema.
- Mateusz, powiedz mu coś!
Do klasy weszła nauczycielka. Dzieciaki wstały i usiadły dopiero, kiedy ta zasiadła za biurkiem.
Kobieta niedawno skończyła studia polonistyczne. Nie miała doświadczenia w pracy z dziećmi. Nie zauważyła nawet, że przy ostatniej ławce stoi zagubiony Adaś.
- Proszę pani! - odezwał się Mateusz. - Marcel zajął miejsce Adama.
Nauczycielka rzuciła okiem w stronę chłopców.
- Tu jest wolne krzesło - powiedziała wskazując ręką na miejsce w pierwszej ławce. - Ty jesteś Adam, tak?
- Tak.
- Chodź, usiądź tutaj.
Tym sposobem Marcel dopiął swego. Czuł, jak duma w nim wzbiera. Odzyskał krzesło i swój kawałek ławki.
- Jutro i tak stąd wylecisz - szepnął Mateusz.
- Żebyś ty stąd nie wyleciał i to w tym momencie - odpowiedział Marcel, po czym z całej siły, kilkakrotnie nadepnął koledze na stopę.
- Ała! - wrzasnął Mateusz. - Moja noga! Dlaczego to zrobiłeś?!
- Wcale nie! Co ode mnie chcesz?
- Chłopcy, uspokójcie się - odezwała się nauczycielka. Po chwili podeszła do tablicy i napisała na niej temat lekcji.
- Ale proszę pani! - zawołał Mateusz. - To naprawdę bardzo boli. Chyba złamał mi nogę!
- Baba z ciebie - mruknął Marcel.
- Zaprowadzę go do pani higienistki - zaproponował Nikodem.
- Dobrze - zgodziła się nauczycielka.
Nikodem chwycił kolegę pod ramię. Obaj pomału i ostrożnie wyszli z sali. Na korytarzu spotkali wychowawcę, który czym prędzej pomaszerował w stronę swojej klasy. Bez pukania wszedł do środka.
- Co tu się dzieje? - zapytał rozglądając się po uczniach.
- Zdarzył się mały wypadek, ale już wszystko mamy pod kontrolą - powiedziała nauczycielka.
- Nic nie jest pod kontrolą. Marcel, dlaczego nie siedzisz w pierwszej ławce? Biegiem na swoje miejsce!
Chłopiec pobladł na twarzy. W pośpiechu pakował książki do plecaka.
- Adam, na swoje miejsce, proszę. Co tu się stało? - dorzucił patrząc na panią Zofię Kudkowską.
- Chłopcy się wygłupiali i jeden drugiego nadepnął na nogę - odparła nieśmiało.
- Wcale nie! - rzekł Adrian wstając z krzesła. - Opowiem jak to było. Marcel nie chciał, żeby Mateusz siedział z nim w ławce. Dlatego z całej siły nadepnął go na nogę i to kilka razy. Gdy to zrobił, poczułem, jak podłoga podskoczyła.
Wychowawca popatrzył srogim wzrokiem na Marcela.
- Wstań, Kromulski. To prawda, co powiedział Adrian?
Marcel podniósł się. Wczorajsze tortury przy tablicy zdawały się niczym w porównaniu z tym, co teraz czuł. Mocno chwycił oparcie swojego krzesła.
- Na środek klasy. Ale już! - wrzasnął dyrektor. Marcel posłusznie stanął w wyznaczonym miejscu. Spuścił głowę. - Co? Teraz już nie jesteś taki odważny? Spytałem cię, czy to prawda, co powiedział Adrian. Słucham!
- Nie myślałem, że go tak zaboli - odparł Marcel ani na chwilę nie podnosząc głowy.
- Ja teraz wychodzę stąd, bo mam swoje obowiązki. Ty będziesz tu stał na środku, dopóki nie wrócą Mateusz z Nikodemem. Przy całej klasie, z tego miejsca przeprosisz kolegę. A pani dopilnuje, żeby tak się stało.
- Oczywiście, panie dyrektorze - odparła nauczycielka.
- Zrozumiałeś, co do ciebie powiedziałem? - rzekł Jasiński patrząc srogo na ucznia. - Powtórz.
- Będę tu stał i przeproszę Mateusza.
- Dobrze. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. Do widzenia.

Gdy tylko wychowawca opuścił salę lekcyjną, Marcel wrócił do pierwszej ławki. Spodziewał się sprzeciwu ze strony młodej nauczycielki, ale był gotów podjąć to ryzyko.
- A ty dokąd? Pan dyrektor kazał ci stać tutaj - odezwała się.
- Pan dyrektor sobie poszedł więc nie ma sensu, żebym tam stał - odpowiedział. - Poza tym nogi mnie bolą od stania - dodał bezczelnie.
- Nie no, ręce mi opadają! Dlaczego nie słuchasz, co się do ciebie mówi?
Marcel stwierdził, że najlepszą obroną przed nauczycielką jest zwyczajne ignorowanie jej. Dlatego zachowywał się tak, jakby nie było jej w klasie. Nie patrzył na nią. W żaden sposób nie reagował na jej słowa. Rysował graffiti w zeszycie.
- Hej! Słyszysz, co do ciebie mówię? Masz wstać z miejsca i stanąć pod tablicą!
Zofia poczuła się bezsilna. Machnęła ręką, po czym zrezygnowana, zabrała się za prowadzenie lekcji.

Dwadzieścia minut później do klasy weszli Nikodem wraz z Mateuszem. Trwała akurat lekcja języka angielskiego.
- Przepraszamy za spóźnienie - odezwał się Nikodem. - Byliśmy u pani higienistki - wyjaśnił.
- A co się stało?
- Kolegę boli noga.
Wytłumaczywszy się, chłopcy usiedli na swoich krzesłach - Mateusz w ostatniej ławce a Nikodem w pierwszej, obok Marcela. Chłopcy popatrzyli na siebie bez cienia sympatii.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz