Gałązka

1.8K 60 0
                                    


Niedziela rano. Szymon siedział na kanapie, trzymał w ręku pierścionek zaręczynowy. Przyglądał mu się uważnie. Postanowił, że bez względu na to, co się wydarzy, tego dnia oświadczy się ukochanej.
Po śniadaniu mężczyzna zaproponował, żeby razem z chłopakami pójść na wspólny spacer. Pogoda była jako tako, więc pomysł się wszystkim spodobał. Ani Marcel ani Nikodem nie przypuszczali, że Szymon ma w planach iść na doskonale znaną im przystań.
- A co jeśli zobaczy nasze inicjały? Jest tam też wczorajsza data... Jak to zobaczy, to po mnie - zasmucił się Nikodem.
- Do niczego się nie przyznajemy. Choćby nie wiem, co - postanowił Marcel.
- Łatwo ci mówić...
- Nie martw się na zapas. Może nie zauważy - odpowiedział Marcel szeptem.
Jezioro lśniło w słońcu, widać było na nim lekkie fale. Szymon i Daniela trzymali się za ręce. Co rusz, uśmiechali się do siebie.
- To prawda, że nie umiesz pływać? - spytał Szymon wpatrując się w ukochaną.
- Skąd wiesz? Marcel ci to powiedział? - zainteresowała się.
Mężczyzna przytaknął.
- Co jeszcze Marcel tobie o mnie mówił? - spytała po chwili.
- Niewiele - odpowiedział. - W zasadzie chyba nic.
Daniela uśmiechnęła się.
Gdy Szymon wraz z ukochaną dotarli na miejsce, Marcel i Nikodem już tam byli. Chłopcy siedzieli na porytej scyzorykiem desce. Mieli nadzieję, że dzięki temu Szymon nie zauważy ich tajemnego podpisu.
- Pięknie tu jest - szepnęła Daniela. - Niesamowite miejsce! Tak tu spokojnie. Nie dziwię się, że tak często lubisz tu przyjeżdżać.
- Wiesz, od dzieciaka spędzałem tu każde wakacje i ferie. Można powiedzieć, że to mój drugi dom. Zawsze myślałem sobie, że kiedy założę rodzinę, sprzedam dom w mieście i zamieszkam tutaj - wyznał szczerze.
- Serio?
- Tak.
- Miałbyś daleko do pracy...
- No tak... Ale lubię jeździć autem - uśmiechnął się.
Oboje weszli na molo. Przez moment rozmawiali szeptem. Gdy tylko zbliżyli się do siedzących na posadce chłopaków, Szymon chwycił Nikodema za ramię.
- Wstań, bo się przeziębisz - rzekł ze stanowczością. - Ty, Marcel, to samo!
Chłopcy podnieśli się z drewnianych desek, po czym pobiegli w stronę brzegu.
- Nie zauważył - rzekł Nikodem. - Po co w ogóle to pisałeś?
- Przestań panikować. Jemu w głowie amory, a nie jakieś kreski na desce. Mamo! - krzyknął po chwili. - Spójrz! To tu wpadłem do wody! - dodał wskazując ręką pamiętne miejsce. Zarówno Daniela jak i Szymon zbliżyli się w stronę chłopców.
- Oj, Marcel... Dobrze, że Nikodem cię wyciągnął - odparła.
- Najpierw to on mnie tam wepchnął! - krzyknął Marcel.
- Co? - odezwał się Szymon.
- No mówię, przecież! Ścigaliśmy się i...
- Przestań, Marcel... - szepnął Nikodem.
- I co? - spytał Szymon podchodząc do Marcela.
- I nic - odpowiedział.
- Jak to nic?
- Może wracajmy już do domu - wtrąciła się Daniela. - A ty, Marcel, nie zmyślaj. Dobrze? - strofowała go.
Chłopiec uśmiechnął się. Nikodem zrobił obrażoną minę. Przez pół drogi powrotnej nie odezwał się do kolegi. Marcel próbował go nawet zagadywać.
- Nie obrażaj się. Samo mi się tak jakoś powiedziało.
- Spadaj. Jakbym wiedział, że taki jesteś, nie ratowałbym ciebie - odparł z gniewem.
- Tak? To może mam powiedzieć twojemu tacie o tym, że byłeś wczoraj na molo? Zaraz powiem!
- Marcel, nie mów! - krzyknął Nikodem.
- To mnie nie denerwuj! - rzekł malec z nerwami. Odwróciwszy się, podbiegł do Szymona i Danieli. Nikodem zerwał długą gałązkę płaczącej wierzby. Podbiegł do jeziora. Przykucnąwszy zamaczał jej koniec w zimnej wodzie.
- Niko! Chodź do nas! - zawołał Szymon.
Chłopiec obejrzał się. Pobiegł w stronę taty.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz