Hamak

1.2K 41 0
                                    

Daniela i Emilia siedziały przed domem na tarasie. Szymon zrobił im kawę, podał im też truskawki z bitą śmietaną. Sam położył się na hamaku zaczepionym o dwie wierzby. Słońce mocno świeciło, toteż mężczyzna przykrył sobie twarz czapką z daszkiem. Zasnął.
- Tak chciałbym zrobić mu takiego mega psikusa, ale żeby się nie wydało, że to ja... - rzekł Marcel spoglądając w stronę Szymona.
- Masz jakiś pomysł? - spytał Nikodem.
- No właśnie nie... Chodź, spytamy tatę, czy zrobi nam huśtawkę... Kiedyś nam obiecał... Tato! - zawołał Marcel biegnąc w stronę hamaku. - Tato! Dość spania! Czas się brać do pracy!
Szymon obudził się. Mimo to, nie otworzył oczu. Postanowił, że będzie udawał, że śpi, tak długo, jak to będzie możliwe.
- Tato! - zawołał Marcel stojąc zaledwie pół metra od Szymona. - Nie śpij już! No, ej! - dodał szturchając ojca w łokieć.
- Nic z tego... Musisz rozwinąć wąż i polać go lodowatą wodą - odezwał się Nikodem.
Szymon uśmiechnął się. Chłopcy nie dostrzegli tego, gdyż twarz mężczyzny wciąż była przykryta czapką z daszkiem.
- A może by tak przywiązać tatę sznurkiem do tego hamaku... Jestem genialny, Niko... Przywiążemy go. Obudzi się i nie będzie mógł zejść... Albo jeszcze lepiej... - rzekł Marcel podskakując z radości. - Ale mam pomysł... Pilnuj go. Ja lecę po sznurek i nożyczki!
Nikodem zdjął Szymonowi czapkę z głowy. Klepnął ojca w policzek.
- Naprawdę śpisz - szepnął.
Po chwili do Nikodema podbiegł Marcel. Był podekscytowany. Przywiązał Szymona do hamaku.
- Tak go zwiążę, że się nie odplącze - rzekł robiąc ostatni supeł. - Gotowe...
- I co dalej? - spytał Nikodem.
- Teraz zrobimy tacie odstresowującą terapię Pokrzyweks...
- Pokrzyweks? - zaśmiał się Nikodem.
Chłopcy pobiegli wgłąb drzew. Wrócili po kilku minutach. Obaj trzymali w ręku po jednej długiej pokrzywie.
- Cicho teraz... - szepnął Marcel. - Zawsze chciałem to zrobić... Pamiętasz, jak ostatnio biliśmy się pokrzywami?
- No... A potem kłującymi gałęziami... Ale miałem pokaleczone nogi...
- Cicho teraz...
Marcel podniósł pokrzywę. Szymon spodziewał się, że chłopiec muśnie go nią po ręce lub nodze... Tymczasem Marcel wsunął pokrzywę Szymonowi pod koszulkę.
- Zobaczymy, jaki z niego twardziel - szepnął Marcel biorąc w ręce kolejną pokrzywę.
- Ała! Ukłułem się! - wrzasnął Marcel.
- Cicho, bo obudzisz naszą ofiarę - rzekł Nikodem bardzo poważnie.
Szymon nie wytrzymał. Wybuchnął śmiechem. W kilka sekund uwolnił się z pęt.
- Co to za nowa zabawa? - spytał wyjmując pokrzywę spod bluzki. Podrapał się po swędzącym brzuchu.
- Jaka nowa? - zaśmiał się Marcel. - My z Nikodemem prawie codziennie się w to bawimy... Co nie, Niko? - odparł Marcel.
- No! Raz nawet Marcel bawił się w to z Oliwerem! - wypalił Nikodem. - Przywiązał Oliwera od drzewa i spuścił mu gacie!
- Co takiego? - odparł Szymon spoglądając na Marcela.
Chłopiec niewinne wzruszył ramionami.
- No co? Nikodem, paplo! Musisz wszystko wypaplać?! - zwrócił się do brata. - Tak się tylko bawiliśmy z Oliwerem - dodał kierując wzrok na Szymona. - Ale to było dawno temu... Jeszcze nie znaliśmy jego rodziców. Słowo. Teraz już bym tak nie zrobił...
- Okej, Marcel. Niech ci będzie - rzekł Szymon. - Chodźcie na moment - dodał prowadząc chłopców w stronę tarasu. Bracia spojrzeli na siebie.
- Coś wam pokażę... - rzekł Szymon, gdy dzieciaki stali już przy tarasowych schodach.
Schylił się do mosiężnego kraniku. Wpiął w niego końcówkę od węża. Odkręcił wodę, po czym zaczął pryskać nią w chłopaków. Spodziewał się, że dzieciaki prędko uciekną spod zimnego strumienia wody. Tymczasem zabawa z wężem przypadła do gustu zarówno Marcelowi jak i Nikodemowi. Chłopaki piszczeli i głośno się śmiali.
Emilka spojrzała na rozbawione twarze chłopców i na Szymona regulującego palcami strumień tryskającej wody. Żal było jej wracać do domu. Mimo to, wstała z drewnianego krzesła.
- Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie - szepnęła kierując się w stronę schodów.
- Emilka, odprowadzę cię... Chętnie zrobię sobie spacer...  Odpocznę od tych trzech łobuzów...
Powiedziawszy te słowa, Daniela szczerze uśmiechnęła się do sąsiadki. Po chwili obydwie wolnym krokiem poszły w stronę domu na skarpie.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz