Dzika róża cz. 2

1K 34 5
                                    

Nikodem siedział na tarasowych schodach. Otarł ręką zapłakane oczy. Jeszcze raz dokładnie obejrzał swoje zbite witką łydki.
- Hej synku - usłyszał głos Szymona.
Ojciec usiadł obok niego. Przyjrzał mu się uważnie.
- Płakałeś? - spytał patrząc małemu w oczy.
- Tak... - przyznał chłopiec. - Weszliśmy z Marcelem w krzaki i się trochę pokłuliśmy - dodał spuszczając wzrok.
- Gdzie jest Marcel?
- Poszedł po kota...
- Niko, leć po Marcela i przyjdźcie na obiad. Dobrze?
- Dobrze tato - odparł chłopiec wstając ze schodów.
Tak jak przeczuwał Nikodem, Marcel siedział przy brzegu jeziora z kotem na kolanach. Jedenastolatek podszedł do brata. Usiadł obok niego na pisaku.
- Byłeś w domu? - spytał Marcel patrząc na błyszczące w słońcu jezioro.
- Tak. Tata mnie przysłał po ciebie.
- Co mu powiedziałeś?
- Prawdę... - rzekł Nikodem. - Weszliśmy w krzaki i się pokłuliśmy...
- I nic więcej?
- Nic więcej - przyznał Nikodem.
Dopiero teraz Marcel spojrzał na brata. Obaj uśmiechnęli się do siebie, po czym pobiegli w stronę domu.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz