Zgoda

1.9K 69 1
                                    

Dzień zaczął się tak jak zwykle. Marcel podniósł się z łóżka, gdy tylko zadzwonił budzik. W kuchni na stole czekało na niego przygotowane przez mamę śniadanie. W pośpiechu umył twarz wodą z mydłem. Ubrał się. Spakował książki do plecaka.
- A, mamo, - rzekł zajadając się chlebem z Nutellą - zapomniałem dać ci sprawdzian do podpisania.
Wyciągnął z kieszeni spodni pomiętoloną kartkę papieru. Oczom Danieli ukazała się duża, czerwona jedynka i parafka Jasińskiego.
- Nie chcę więcej widzieć takich ocen - powiedziała składając swój podpis na dole strony. - Rozumiemy się?
- Tak - odparł chłopiec wstając od stołu. - Dzięki! - zawołał wsuwając kartkę z powrotem do kieszeni spodni. - Wrócę dzisiaj ze szkoły autobusem.
- Dobrze - odparła. - Leć już, bo się spóźnisz - dodała podając chłopcu plecak.

Lekcja matematyki przebiegała w miarę spokojnie. Nie było żadnej kartkówki ani odpytywania na ocenę.
Marcel nie miał swojego notesu do rysunków, więc bazgrał w zeszycie.
- Ile można liczyć jedno i to samo? - westchnął Nikodem zamykając zbiór zadań. - Nie chce mi się już.
Powiedziawszy te słowa Nikodem podniósł rękę do góry.
- Słucham - rzekł nauczyciel.
- Czy mogę do toalety?
- Idź.
Nikodem uśmiechnął się, po czym wyszedł z klasy. Czas mijał, a chłopiec nie wracał. Szymon spoglądał co chwilę na zegarek. W końcu, piętnaście minut po tym, jak Nikodem poszedł do "toalety", nauczyciel podniósł się z krzesła i dokądś poszedł.
- Kromulski! - krzyknął Mateusz odwracając się w stronę Marcela. - Dzisiaj po lekcjach widzimy się za przystankiem!
- To zależy, czy będzie mi się chciało - odparł Marcel mierząc kolegę wzrokiem.
Rozległ się dzwonek. Koniec lekcji. Dzieciaki wybiegły z sali. Jedynie Marcel został w klasie. Postanowił, że poczeka za Nikodemem.
- Gdzie tak długo byłeś? Poszedł cię szukać - rzekł Marcel do kolegi, gdy ten w końcu się pojawił.
- Serio? - zdziwił się Nikodem.
- No, polazł gdzieś...
- Nikodem, chodź na słówko! - rozległ się znajomy głos wchodzącego do sali Szymona. Chłopiec prędko stanął przy ojcu.
- Ile czasu potrzebujesz na toaletę?
Nikodem wzruszył ramionami.
- Idź na świetlicę. Po pracy przyjdę po ciebie.
- Okej.
Mężczyzna podszedł do ostatniej ławki. Oparł się plecami o ścianę. Wziął do ręki zeszyt Marcela. Przejrzał go pobieżnie. Wyrwał ostatnią kartkę, na której widniało kilka nowych rysunków.
- No i co robisz? - spytał Marcel z oburzeniem.
- W szkole masz się zwracać do mnie nie na TY, lecz na PAN. Jasne?
Marcel spojrzał się dziwnie na Szymona.
- Miałeś na dzisiaj napisać na kartce dwieście razy że...
- Wiem! Wiem! - przerwał mu Marcel. - Momencik - dodał biorąc do ręki podręcznik do matematyki.
Wychowawca z niedowierzaniem patrzył, jak chłopiec wyciąga z książki starannie złożone na pół, zapisane kartki papieru.
- Proszę - odparł Marcel uważnie wpatrując się w Szymona. Był ciekaw jego reakcji.
Jasiński wziął do ręki kartki. Rzucił okiem. Spojrzał na kolejną stronę i kolejną. Nie wiedział, co powiedzieć. Był totalnie zamroczony. Na kartkach, które trzymał w ręku, Marcel dwieście razy napisał zdanie: "Będę mówił i robił, co mi się podoba i nie będę cię słuchał."
- Marcel, kpisz sobie? - rzekł Jasiński przykładając zaciśniętą pięść do ławki.  - Co chcesz przez to powiedzieć? Co mają znaczyć te słowa?
- No, że nie będziesz mi mówił, co mam robić - rzekł chłopiec nieśmiało.
- Nie będę? - zaśmiał się Szymon. - Marcel, będę ci mówił, co masz robić... A ty, chłopcze, będziesz mnie słuchał i robił to, co ci każę.
- Nie będę - szepnął Marcel niepewnie.
Szymon uśmiechnął się w duchu. Cała ta sytuacja bawiła go niezmiernie. Postanowił, że da chłopakowi nauczkę. Zrobił srogą minę. Marcel spokorniał.
- Zaraz się przekonamy, kto tu rządzi. Pod tablicę, ale już! - rozkazał Szymon.
Marcel natychmiast usłuchał. Stanął niemalże na baczność w wyznaczonym miejscu.
- Kredę do ręki!
I znów chłopiec zrobił to, co nakazał mu uczynić Jasiński. Był zły na siebie. Ale nie potrafił się mu sprzeciwić.
- "Zastanowię się, zanim coś powiem", dwieście razy! - rzekł Szymon z uwagą obserwując reakcję chłopca.
Malec wyraźnie posmutniał. Gdy Szymon spostrzegł, że Marcel ma szkliste oczy, zrobiło mu się go żal. Chciał przytulić małego i odwieźć go do domu. Ale postąpił inaczej.
- Pisz. Jeśli przez pół godziny nie napiszesz tego zdania dwieście razy, zmażę ci tablicę i będziesz pisał od nowa. Rozumiemy się?
- O wszystkim powiem mamie - rzekł chłopiec ocierając pierwsze łzy.
- Jeszcze mi za to podziękuje! Do dzieła!
Marcel przydusił kredę do tablicy. Popatrzył na wychowawcę.
- Pisz - powtórzył Szymon.
Ku zaskoczeniu mężczyzny, chłopiec odłożył kredę na miejsce.
- Nie słyszysz, co do ciebie mówię? - spytał.
- Pogadamy? - odezwał się Marcel. Z bojaźnią spojrzał na wychowawcę.
- No, chodź - odparł Szymon.
Chłopiec podszedł do Jasińskiego. Poparzył na niego bystrymi oczami.
- Zgoda? - spytał podając nauczycielowi prawą rękę.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Zgoda. Ale pod warunkiem, że to ja rządzę, a ty słuchasz.
- Okej - szepnął chłopiec nieśmiało.
Uścisnęli sobie dłonie.
- Spakuj plecak i leć po Nikodema. Za pięć minut widzimy się przy aucie.
- Okej - odparł Marcel kiwając głową. Szedł już w stronę wyjścia, gdy nagle zatrzymał się, popatrzył na Szymona. Zebrał się na odwagę.
- A oddasz mi mój notes? - spytał.
- Pewnie! Jak tylko poprawisz wszystkie jedynki.

Ojczym od matematykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz