11.

467 36 38
                                    

- Ej, nie rób mi zdjęć. - roześmiała się i zaslonila twarz, kiedy przyuważyła Shannona celującego w nią telefonem. - Powinienem się pochwalić taką baristką. - pokazał jej język i oparł się o ladę. Przez cały poranek przewinęło się niewiele klientów, więc miała okazję lepiej poznać osoby pracujące w kawiarni. - Mia jest bardziej fotogeniczna. - kiwnęła głową w kierunku dziewczyny z charakterystycznymi różowymi włosami, która od razu szeroko uśmiechnęła się i zapozowała wypychając w bok biodro. - To jak, mogę się wyrwać? Lisa sobie poradzi, a rozliczenie najwyżej zrobię jutro rano. - zapytała, bo ostatni klient był w kawiarni jakieś 40 minut temu. Większość ludzi korzystała z pięknej pogody i wybrała się na plażę lub za miasto na jakieś wycieczki. - Uciekaj. - szatyn mrugnął do niej, a ta z radością rozwiązała czarny fartuch i zniknęła na zapleczu żeby wziąć swoje rzeczy. - To rozumiem, że mam u ciebie pracę jakbym chciała przeprowadzić się do Stanów? - Lisa skończyła pienić mleko i zalała espresso. - Oczywiście, że tak. A masz taki zamiar? - zagadnął, bawiąc się drewnianym mieszadełkiem. - Cholera wie co będzie za kwartał czy pół roku. - wzruszyła ramionami i wyciągnęła telefon, żeby zrobić zdjęcie paprotki, którą udało jej się utworzyć na powierzchni. Cicho westchnęła, kiedy wyświetliły jej się powiadomienia o nieodebranych połączeniach i wiadomościach od Kuby. Miała wyciszony telefon i starała się za często do niego nie zaglądać. - To co, ogarniamy i może jakiś obiad? - zaproponował, wyrywając ją z zamyślenia. - Myślałam, że może podskoczymy do reszty, zobaczymy jak im idzie. - zagryzła wargę, bo sama nie była pewna czy to jest dobry pomysł. - Ten Kuba to taki pracuś jak Jared. Tak mi się wydaje, więc jest im sens przeszkadzać? - zmarszczył brwi, bo ostatnie słowa utonęły w dźwięku pary z ekspresu, kiedy Lisa zaczęła czyścić dysze. - Ten Kuba kocha to co robi i wkłada w to całe swoje serce. - stanęła w obronie Grabowskiego, bo nie za bardzo spodobało jej się określenie „ten". - Uuuu, nadepnąłem na jakiś odcisk czy co? - Shannon wszedłeś ladę i uważnie przyjrzał się dziewczynie. - Po prostu mówię jak jest. Gdzie masz proszek do czyszczenia? - zmieniła temat, bo nie była pewna czy panuje nad swoimi emocjami, a nie chciała się rozpłakać w jego obecności. Mężczyzna złapał ją za biodra i przesunął w bok, a następnie schylił się do szafki i podał jej opakowanie. - Mogłeś powiedzieć przepraszam. - mruknęła, przesuwając się jeszcze kawałek. - W takim razie obiad i weźmiemy coś dla nich na wynos? - wrócił do poprzedniego tematu i przeszedł przez lokal zamykając drzwi wejściowe. Obrócił tabliczkę na „zamknięte" i wrócił do dziewczyny. - Niech ci będzie. - przytaknęła w końcu dla świętego spokoju. 

Szybko uwinęli się z posprzątaniem kawiarni, a na szybki obiad skoczyli do restauracji na przeciwko. - W ogóle jak teraz z paparazzi? Macie spokój? - zapytała, kiedy Shannon włożył na tyknie siedzenie papierowe torby z jedzeniem. - Jareda bardziej ganiają, mnie mniej. Jak zwykle z resztą. - wzruszył ramionami i wsiadł za kierownicę, - A co? Boisz się, że nam zdjęcie zrobią? - zażartował, kiedy dziewczyna zapinała pas. - No wiesz, zrobili z ciebie starego kawalera, więc jak zobaczą cię na mieście z byle kim płci żeńskiej to mogą się podjarać. - wsunęła między uda telefon i nieco przesunęła fotel do tylu. - Nie byle kim, tylko z tobą. - poprawił ją, jednak skupił wzrok na jezdni, aby nie wyjechać wprost na inne auto. - Trzymamy nasz wyjazd w tajemnicy, więc nie chciałabym, żeby cokolwiek popsuło nasze plany. - znacząco podkreśliła końcówkę zdania i spojrzała w okno. - Przyjąłem do wiadomości, ale to Los Angeles baby. - cieplo roześmiał się, ale Lisa zignorowała jego słowa, bo dostała wiadomość od Mii z przypomnieniem, że umówiły się na wieczór, żeby poznała jej znajomych. Wygooglowała od razu nazwę lokalu i ucieszyła się, że jest to po prostu jakiś bar z bilardem i automatami do gier. Przez całą drogę do Laurel Canyon milczała, rozgrywając w głowie różne scenariusze rozmowy z Kubą i to jak zareaguje na jej chęć wyjścia na miasto. 

- Jeeesteeeśmyyy! - głos Shannona odbił się od białych ścian, kiedy radośnie obwieścił ich przybycie. - Zaraz wracam. - Lisa odłożyła swoją torbę kiedy przeszli do salonu i skierowała się do korytarza prowadzącego do łazienki. - W końcu. Dobrze się bawiłaś? - Kuba zaszedł ją od tylu i  pchnął do łazienki nieco mocniej niż zamierzał. - Pracowałam. - poprawiła go, jednak atmosfera była tak luźna, że z radością spędziła czas w kawiarni. - Kuba, chciałabym skorzystać z łazienki. Możesz? - zerknęła na drzwi, dając mu znać, że chciałaby zostać sama. - Dzwoniłem do ciebie. - rzucił w jej kierunku i przekręcił zamek. - Pracowałam. - powtórzyła, cofając się dopóki nie trafiła plecami na chłodną scianę pokrytą kolorowymi płytkami. - Przcowałam. - prychnął, wyraźnie ją przedrzeźniając i znalazł się przy niej. - Nie chciałam oddzwaniać i wam przeszkadzać. - położyła dłonie na jego klatce piersiowej, delikatnie go odpychając od siebie. - Co to miało być rano? - strzepnął jej ręce i mocniej przyparł ją biodrami. - Prawda. Czysta prawda. Jesteś na mnie zły, że dowiedziałam się od kogoś innego co ci w głowie siedzi? To chyba ja powinnam być wściekła, że nie byłeś ze mną szczery. - wytknęła mu, z trudem przełykając ślinę, kiedy położył dłoń na jej szyi. - Nie masz pojęcia jak się poczułam. - szepnęła, za wszelką cenę starając się zachować spokój. - Jakbym dostała w twarz. Nie zasłużyłam na twoją szczerość? Ale z drugiej strony wszystko co robię i myślę ma być transparentne, tak? - spojrzała mu w oczy, wypowiadając każde kolejne słowo z coraz większym żalem. - To boli. - syknęła, kiedy Kuba nieświadomie coraz bardziej zaciskał palce na jej szyi. - Nie jestem twoją własnością, której musisz pilnować 24/7. - dodała, kiedy chłopak w dalszym ciągu milczał. - Kuba. - upomniała, go na ostatnim wydechu, bo odciął jej dostęp powietrza. Oczy zaszły jej łzami, a spojrzenie stało się niemal mgliste. - To nie tak jak myślisz. - w końcu raczył odezwać się. Nagle puścił ją, jakby jej skóra go oparzyła, bo zorientował się, że robi jej w tym momencie krzywdę. Lisa odsunęła się od niego i oparła dłonie na kolanach starając się przywrócić spokojny oddech. - To jak? - zapytała po chwili prostując się. - Nie będziemy tutaj robić scen. - ubiegła go, zanim zdążył otworzyć usta. - Zostaw mnie. Jeżeli zdążysz wrócić przed moim wieczornym wyjściem to porozmawiamy w domu. - dodała, chcąc opuścić łazienkę. Jednak nie było jej to dane. - Z nim wychodzisz? - szarpnął ją za ramię tak gwałtownie, że ponownie wylądowała na ścianie. - Co ty do cholery robisz?! Opanuj się! - nie dowierzała jego zachowaniu. - Nawet jeśli, to co? - dolała oliwy do ognia, bo znowu musiała tłumaczyć się ze swoich planów. - To, że nie podoba mi się to jak skacze wokół ciebie. - warknął, uderzając pięścią w ścianę tuż obok jej głowy. - Kuba do cholery. Czy ty siebie słyszysz? Puść mnie. - zaczęła się z nim szamotać, kiedy chciał unieruchomić jej ręce. - Pojebało cię. - zasłoniła się kolanem, kiedy zaczął się do niej po prostu dobierać. - Zostaw mnie! - nadepnęła mu na stopę i z całej siły odepchnęła go od siebie. - Nie wierzę w to co robisz. - te słowa z trudem przeszły przez jej ściśnięte gardło. Odblokowała drzwi i ocierając policzki wierzchem dłoni pospieszyła do salonu, gdzie zgarnęła swoją torbę. - Odsuń się. - burknęła do Jareda, który zaszedł jej drogę. - Co się stało? - zapytał, ale odepchnęła go ramieniem i niemal wybiegła z posiadłości. - Ty maczałeś w tym palce? - skierował wzrok na Shannona, który był równie zaskoczony co on. - Odbiło ci? Przecież byłem z tobą w kuchni. - spojrzał na swojego brata jak na idiotę i bez wahania podążył za dziewczyną. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz