68.

412 31 20
                                    

Dziewczyna wypadła przez drzwi na parking, zachłysnęła się powietrzem i w tym momencie puściły wszelkie hamulce, które do tej pory trzymały ją w ryzach. Głośno załkała i rozejrzała się, przykrywając twarz dłonią, kiedy zauważyła kilku ochroniarzy pilnujących terenu. Wstrzymując oddech, tym samym kolejny szloch, minęła ich i zaczęła biec przed siebie ile sił w nogach. Buty na słupku zdecydowanie nie były dobrym obuwiem do biegania, szczególnie po żwirowej ścieżce, o czym przekonała się kilkadziesiąt metrów później. - Cholerne buty! - wrzasnęła, a jej głos poniósł się echem wśród drzew. Oparła się o gruby pień i ściągnęła buty, ciskając nimi o ziemię. Osunęła się na ziemię, a chropowata kora starego drzewa pozostawiła krwiste pręgi na jej ramieniu. Podciągnęła nogi pod brodę i skuliła głowę, dając upust swoim emocjom. Nie sadziła, że Shannon może być tak bezczelny, w dodatku przy tych wszystkich ludziach. Jednak nie to ubodło ją najbardziej. Łkała w swoje kolana, krztusząc się kolejnymi łzami, przez co czasami traciła oddech. Zachłysnęła się śliną i zaczęła głośno kaszleć, podpierając się na ręku. Po kilku minutach czuła się tak wyczerpana, że tylko płytko i ukrywanie oddychała, czując jak wali jej serce. Wśród całej tej złości i rozżalenia, które spłynęło po jej twarzy była też ogromna wściekłość i obrzydzenie do samej sienie.

Siedziała w głuchej ciszy, bijąc się ze swoimi myślami, kiedy usłyszała swoje imię. Wierzchem dłoni przetarła policzek i uniosła głowę. - Lisa. - szepnął Kuba, na co dziewczyna ponownie wybuchnęła płaczem, kuląc się w sobie. Nie wiedział o czym myśli, ale widząc ją w tym stanie poczuł się jakby dostał w twarz. Ostatnim razem kiedy po prostu wyła, wyznała mu, że to ze szczęścia. Tym razem szczerze wątpił, że usłyszy to samo wytłumaczenie. Przysiadł na ściółce tuż obok niej i objął ją ramieniem, dotykając jej dłoni, którą trzymała między brzuchem, a podkurczonymi nogami. Drgnęła, głośno sycząc z bólu i odwróciła głowę, żeby na niego nie patrzeć. - Pokaż. - poprosił, próbując zachować spokój, jednak w dalszym ciągu gotowało się w nim po słowach Shannona. Tak bardzo żałował, że to on nie miał szansy wymierzyć sprawiedliwości. Zacisnęła zęby, pozwalając, aby dotknął jej dłoni. Jak najdelikatniej zbadał opuszkami jej nadgarstek, jednak lekka opuchlizna od razu rzuciła mu się w oczy. - Zostaw. - zabrała rękę, kiedy tylko dotknął kciuka, który wręcz pulsował. Dopiero teraz zaczął do niej docierać ogromny, tępy ból, promieniujący od dłoni aż do łokcia. - Nie powinnaś tego robić, to ja... - zaczął, chcąc powiedzieć, że to on powinien bronić jej honoru. Chciał przeprosić, że tego nie zrobił, jednak te wszystkie słowa pozostały w jego głowie, kiedy nagle spojrzała mu w oczy. - Nikt nie będzie cię obrażać. - powiedziała zdecydowanie, mimowolnie zaciskając pięści i zacisnęła powieki, kiedy kolejna fala bólu przeszyła jej rękę. Kuba patrzył na nią oniemiały. Zabrzmiało to jak cytat z pewnego kultowego filmu, który jego matka z siostrą wielokrotnie oglądały. Nie mógł sobie teraz przypomnieć tytułu, ale nie było to w tym momencie najważniejsze. - Co? - wykrztusił tylko, patrząc na nią jakby powiedziała, że właśnie widziała jednorożca. - Kuba. - rzuciła nagle, jakby sobie o czymś przypomniała. - Co? - powtórzył, zrywając się na równe nogi, kiedy zaczęła wstawać. Złapał ją pod ramię, zauważając czerwone ślady na jej skórze. Potarł je delikatnie zwilżonym śliną opuszkiem, ale odtrąciła go. - Miałeś wziąć udział w meet and greet. Co ty tu jeszcze robisz? - zapytała, ocierając nos i szarpnęła się, kiedy złapał ją za ramiona. - Idziemy. - warknęła, schylając się po swoje buty. Nie założyła ich jednak, tylko złapała je w lewą rękę i wyczekująco spojrzała na niego. Gdyby nie fakt, że miała zaczerwienione oczy, jeszcze pociągała nosem, a on widział jak płakała to w życiu by się tego nie domyślił. - Jeszcze raz powiesz co, a nie ręczę za siebie! Jazda! - machnęła obuwiem, wskazując drogę powrotną do amfiteatru. - Chyba sobie żartujesz w tym momencie. - miał wrażenie, że... Nie. To nie było wrażenie. Stała przed nim wariatka z krwi i kości. Niezdiagnozowana dwubiegunówka, jak nic. - Grabowski, do jasnej cholery! - wrzasnęła, a chłopak wręcz podskoczył, kiedy wyrwała go z otępienia spowodowanego jej zachowaniem. - Czerwony dywan mam rozłożyć? Karocę wysłać?! - wrzeszczała, idąc boso żwirową ścieżką. Kompletnie rozbrojony jej zachowaniem posłusznie potruchtał za nią, dopóki nie zrównał z nią kroku. - Ma być około setki osób. Zasady są zawsze takie same. Ludzie stoją w kręgu, wy podchodzicie, autograf i kolejna osoba. Żadnego zbędnego gadania, a podpis maksymalnie na jednej rzeczy. Później kolejka do zdjęcia i koniec spotkania. - tłumaczyła mu, a kiedy znaleźli się przy szlabanie, zatrzymała się, żeby założyć buty. - Może ci pomogę? - zaproponował, gotowy na jej kolejny wybuch, jednak tym razem kiwnęła głową i pozwoliła, żeby kucnął przy niej i wsunął obuwie na jej brudne od piachu stopy. Kurczowo zaciskała palce na jego ramieniu, żeby nie stracić równowagi, a kiedy się wyprostował zauważył, że przegląda się w wygaszonym ekranie telefonu. - Ola miała rację. - wymamrotała pod nosem, widząc, że tusz do rzęs i eyeliner pozostały nietknięte, czego nie można było powiedzieć o cieniach do powiek. Ściągnął z siebie kurtkę i zarzucił jej na ramiona, kiedy zawiał chłodny wiatr, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. - Trzymasz się od niego z daleka. Mówię poważnie. - podkreśliła, kiedy już otwierał usta, aby zaprotestować. Pouczając go, szła przodem przez korytarz, dopóki nie trafili na członków wesołej ekipy. Wszyscy, jak jeden mąż, wbili w nią zdziwione spojrzenie, kiedy tylko usłyszeli jej głos. - Popraw włosy, napij się, idź do łazienki, cokolwiek potrzebujesz. Przyjdę po ciebie. - wskazała jego garderobę, a sama przeszła dalej, kierując się do pomieszczenia przypisanego Jaredowi. - Wszystko w porządku? - zapytał w końcu Kondracki, kiedy dziewczyna zniknęła za rogiem. - Ja... Ja nie mam do niej siły. - głośno wypuścił powietrze i zwiesił ramiona, ale wystarczyło jedno spojrzenie w kierunku Maćka, żeby ten zrozumiał, że ma podążyć za Lisą. 

- Jared, mogę? -zastukała do drzwi, minimalnie je uchylając. - To, co zrobiłam było cholernie nieprofesjonalne. Nie powtórzy się więcej, a wszelkie prywatne sprawy, nie będą miały wpływu na współpracę. Dopilnuję tego. - zaczęła od razu, kiedy otworzył szerzej drzwi, wpuszczając ją do środka. Omiótł spojrzeniem jej twarz i uniósł rękę, dając jej znać, żeby przerwała. - Słyszałem, co Shannon powiedział. Wszyscy słyszeli. - podkreślił, uciszając ją spojrzeniem, kiedy chciała mu wejść w słowo. - Nie przeprosi cię, do tego na pewno go nie zmuszę. Ale ze swojej strony, postaram się, żeby nie dochodziło więcej do takiej sytuacji. Trzy koncerty. - dodał, na co kiwnęła głową ze zrozumieniem. - Przetrwamy to, a ja spróbuję załagodzić konflikt. - zgodziła się z nim, patrząc mu w oczy i odwróciła się, żeby wyjść z pomieszczenia.  -Lisa? - zagadnął ją jeszcze, sięgając po wodę kokosową. - Słucham cię. - odwróciła się, chowając kontuzjowaną rękę za plecami. -Swoją drogą, nigdy nie widziałem, żeby kobieta mu tak przywaliła. - mogła przysiąc, że przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, ale wiedziała, że w życiu się do tego głośno nie przyzna. - Lekarz powinien to obejrzeć. - kiwnął głową w jej kierunku, na co krótko parsknęła śmiechem i zamknęła za sobą drzwi. 

Atmosfera między Kubą, a Shannonem była dosyć napięta, ale Jared oraz Stevie robili wszystko, żeby nikt tego nie zauważył. Lisa nie spuszczała oczu z Kuby, ale on też nie pozostawał jej dłużny. Pilnowali się nawzajem. Ona, gotowa zareagować, gdyby tylko Shannon chciał go sprowokować. On, upewniający się, że wszystko z nią w porządku. Na jej twarzy błąkał się cwaniacki uśmieszek, za każdym razem, kiedy jakiś fan pytał Shannona o rozciętą wargę i wyraźny ślad na policzku po bliskim spotkaniu z jej pięścią. Normalnie, po tym wyjątkowym koncercie, Kuba świętowałby sukces z przyjaciółmi, jednak tym razem chciał zaszyć się z dziewczyną z daleka od wszystkich i szczerze z nią porozmawiać. Skręcało go z ciekawości, bo nie miał pojęcia co Lisa i Shannon do siebie powiedzieli po całym zajściu. Nie wiedział jednak jak dobrać słowa, a w dodatku był poirytowany jej lekkomyślnym zachowaniem, kiedy odmówiła konsultacji z dyżurującymi ratownikami medycznymi. - Chcesz porozmawiać? - zapytał, kiedy weszli do swojego domku. Było nieco po północy, ale oboje nie czuli się śpiący. Adrenalina wciąż krążyła w ich żyłach. - Odpocznij, jutro musimy wcześnie wstać, żeby przedostać się do Warszawy. - usłyszał tylko w odpowiedzi, kiedy wyciągnęła z walizki dresy z pierwszą lepszą koszulką i zaczęła się przebierać. - Idę do dziewczyn, a ty nigdzie się nie ruszaj. Chłopaki wpadną do ciebie. - rzuciła, kiedy podszedł do niej. Wszystko ustaliła smsowo z Maćkiem w drodze powrotnej i ostatnie co chciała teraz usłyszeć to sprzeciw Que. - Lisa. - westchnął, ciągle nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. - Nie ręczę za siebie, jeśli usłyszę jakieś ale. - zagroziła, patrząc mu przy tym w oczy. - Wróć tylko zaraz. Proszę. - położył dłoń na jej policzku, kiedy miała już wychodzić. - Pół godziny i jestem. - odparła, chowając jeszcze do kieszeni paczkę papierosów i niezdarnie zarzuciła na ramiona jego kurtkę. - Martwię się o ciebie. - pocałował ją w czoło, na co tylko skinęła głową i wyszła w ciemną noc. 



——

Wariatka, co? Myślicie, że faktycznie poszła do dziewczyn czy może coś wykombinowała, biorąc sobie za cel wyjaśnienie sytuacji z Shannonem? 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz