85.

366 35 24
                                    

Jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia, więc po niecałych dwudziestu minutach zdecydowanie zwolniła kroku, spacerując wzdłuż brzegu jeziora. - Przyda ci się. - poczuła zimny dotyk na swoim ramieniu i odwróciła się, zauważając Kubę z dwoma butelkami wody. - Dzięki. - westchnęła i przysiadła na pierwszej wolnej ławce. Wzięła dużego łyka i przyłożyła butelkę do czoła. - Jestem z ciebie dumny. - usłyszała, kiedy przysiadł obok niej i zerknęła na niego. - W sensie? - zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc do czego zmierza. - To. - przesunął ręka, wskazując na nią i uśmiechnął się. - Ty nawet do autobusu nie biegasz. - dodał, wyraźnie rozbawiony. - Jaki masz w tym cel? - zapytała w końcu, wytrącona jego podchodami. - W czym? - zapytał, tym razem nie wiedząc o co jej chodzi. -  W tym... - machnęła butelką, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Kuba przyglądał jej się i pokręcił głową, ciagle nie wiedząc do czego pije. Zaklnęła pod nosem i spuściła wzrok, rysując czubkiem buta jakieś szlaczki na ziemi. Nie była w stanie nawet znaleźć odpowiednich słów, co tylko ją przerażało. Nie potrafiła z nim rozmawiać. Jeszcze miesiąc temu cisza między nimi nie była tak przerażająca, bo rozumieli się bez słów. Zacisnęła palce na brzegu ławki i wstała, czując na skórze pierwsze krople deszczu. - Powinniśmy wracać. - rzucił w końcu, wskazując czarne chmury nadchodzące znad jeziora. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko ruszyła przed siebie, jeszcze bardziej oddalając się od niego i hotelu. - Mówię poważnie! - krzyknął za nią, ale mógł już tylko obserwować jej oddalającą się sylwetkę i podskakujący na czubku głowy niedbały kok. 

Odbiegła od niego może ze 100 metrów, kiedy poczuła nagły, cholernie bolesny skurcz w stopie. Siarczyście klnąc pod nosem zatrzymała się na środku ścieżki i stojąc na jednej nodze zaczęła na przemian ściągać i prostować palce, żeby pozbyć się bólu. Pokuśtykała na najbliższą ławkę i jęknęła pod nosem, niemal zwijając się, kiedy skurcz nie odpuszczał. Deszcz przybierał na sile, ale kompletnie się tym nie przejmowała, nawet ciesząc się, że jej pojedyncze łzy mieszają się z ogromnymi kroplami deszczu. - Mogę? - Kuba znalazł się przy niej, od razu siadając na ławce i złapał ją za łydkę. Oparł nogę na swoim udzie i poluźnił sznurowadła. - Zostaw, mam spocone stopy. - syknęła, próbując zabrać stopę, ale w tym momencie ponownie złapał ją skurcz i aż wygięła się, podpierając się na ręku. - Serio? - parsknął śmiechem i posłał jej spojrzenie pod tytułem gorsze rzeczy widziałem. Zsunął obuwie z jej stopy i zaczął mocno uciskać podbicie, próbując rozmasować mięśnie. - Jezu, jak mi dobrze. - jęknęła, przymykając oczy, czym wywołała głupi uśmieszek na jego ustach. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało i wymamrotała coś pod nosem, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. - Ulżyj sobie, na zdrowie. - dorzucił, a dziewczyna wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, który zmieszał się z pierwszym wyładowaniem atmosferycznym. Niezaprzeczalnie był to jeden z piękniejszych dźwięków, które słyszał w ciągu ostatnich tygodni. - Już lepiej. - powiedziała, wierzchem dłoni ścierając z twarzy kolejne krople deszczu. Chwilę później rozległ się głośny pomruk, ale mężczyzna nie przestał masować jej stopy, tylko obserwował jej skupioną twarz. - To jak daleko jest burza? - zapytał, kiedy aż podskoczyła, gdy niemal czarne niebo przeszył rozszczepiony piorun. - Niecałe dwa kilometry. - odpowiedziała od razu, na co szeroko uśmiechnął się. Zawsze liczyła sekundy dzielące pojawienie się pioruna od wystąpienia grzmotu. Tym razem nie pomylił się i zrobiła dokładnie to samo. Była to jedna z tych małych rzeczy, o których nie mówił głośno, a dobrze o nich wiedział. Podobnie było z innymi drobnostkami. Jak latte z Green Cafe Nero to zawsze z miodem, jak ze Starbucksa to tylko z waniliowym syropem bezcukrowym. Jeżeli nie przerywał jej prysznica to zawsze zaczynała od umycia włosów, nałożenia odżywki, później mycie twarzy, szczotkowanie zębów... Jak tylko zaburzył jej rytuał, to potrafiła nie zmyć piany z włosów, namydlić ciała czy umyć zębów. W tym momencie nastąpiło prawdziwe oberwanie chmury, a na utwardzonej ścieżce niemal natychmiast pojawiły się ogromne kałuże, a okolica opustoszała, kiedy każdy normalny człowiek schował się przed ulewą. Zabrała nogę i podkurczając kolano pod brodę zaczęła wiązać sznurówki. - Wracamy do hotelu?! - krzyknął, kiedy kolejny grzmot go zagłuszył, ale Lisa pokręciła głową. Kiedyś, za małego bała się burzy, dopóki nie nauczyła się podziwiać szalejący żywioł i potrafiła stać przy oknie, podziwiając kolejne obrazy malowane na niebie przez pioruny. Nie raz, nie dwa musiał zabierać ją siłą z balkonu czy tarasu, bo była przemoczona do suchej nitki. Wstała z ławki i podskoczyła, wystawiając twarz do deszczu. Czuła się fantastycznie, było jej tak kompletnie wszystko jedno... - Lisa, wracajmy. - złapał ją za ramię, zaniepokojony wiatrem wzbierającym na sile, który niebezpiecznie poruszał gałęziami drzew, które ich otaczały. - Kilometr! - wrzasnęła, obracając się wokół własnej osi, a ta czysta, dziecięca radość w jej głosie była zaraźliwa. - Wariatka! - odkrzyknął z szerokiej uśmiechem i pokręcił głową. - Lisa! - krzyknął jej imię, ale zaraz wybuchnął głośnym śmiechem, kiedy poślizgnęła się na płaskim kamieniu i wylądowała w kałuży. Dziewczyna znowu roześmiała się całą sobą i wyciągnęła rękę, kiedy chciał podać jej pomocną dłoń. Był to już stan niewytłumaczalnej euforii, która przybierała na sile z prędkością szalejącego żywiołu. Niezgrabnie złapała jego rękę, ale przez mokre dłonie wyślizgnęła się i ponownie wylądowała tyłkiem na ścieżce, tym samym podcinając chłopaka, który w ostatnim momencie podparł się na kolanie i ręku. - Przepraszam! - wrzasnęła, ponownie zanosząc się śmiechem. Przetarł twarz dłońmi i po prostu patrzył na nią. Widział wszystkie zmarszczki mimiczne, zaciśnięte powieki i wodę spływającą na policzki z przemoczonych włosów. Wziął jej twarz w dłonie i po prostu wpił się w te rozchylone od śmiechu usta, których smak tak dobrze znał.


——

Dobra, wyszła tania komedia romantyczna ze sceną prawie jak w Nigdy w życiu, ale kurczę. Podoba mi się ten rozdział. 😂😂😂 


Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz