195.

275 34 15
                                    

- Pójdę z nim pogadać. - Lisa wstała od stołu zaraz po tym jak Maciek po skończonym obiedzie poszedł do swojego pokoju. - Nie musisz go niańczyć. Powiedział co myśli. - Kuba od razu zaprotestował. - Może chcę? - dziewczyna zebrała jeszcze brudne talerze i zniknęła w przedpokoju. - Hej, pójdziesz ze mną zapalić? - zajrzała do pokoju szwagra, kiedy akurat włączał playstation. - Jeśli masz bronić tego gnojka, to nie. - stwierdził, nawet nie patrząc w jej stronę. - Maciek, proszę. - ścisnęła jego ramię i pochyliła się, żeby zabrać mu pada. - Niech ci będzie. - ostentacyjnie przewrócił oczami i niechętnie podniósł się z fotela. - Powiesz mi dlaczego jesteś na mnie wściekły? - zapytała wprost, kiedy zeszli przed dom. Maciek wbił wzrok w chodnik i przez chwilę trącał stopą jakiś kamień. - Bałem się. - przyznał w końcu, patrząc wszędzie byleby nie na Lisę. - Bałeś się? Co masz na myśli? - zmarszczyła brwi, naprawdę nie wiedząc co chłopak ma na myśli. - Kiedy Krzysiek powiedział co się stało... Byłem przekonany, że poślesz mojego brata do diabła. Lisa, po prostu... Dobra, nie jesteśmy super blisko, ale bałem się, ze nasz kontakt się urwie całkowicie. Naprawdę cię lubię i przykro mi, ze ci to zrobił. A dzisiaj... - zawiesił głos w końcu patrząc jej w oczy. - Jak zobaczyłem was razem, to szlag mnie trafił. Tak jakby nic się nie stało. Z jednej strony nie zasłużył na ciebie, a z drugiej... Jezu. - jęknął, bo brakowało mu słów, żeby racjonalnie wytłumaczyć swoje myśli. - To pokręcone, wiesz? - zastanowiła się, obserwując wydmuchniętą chmurę dymu. - Wiem. I przepraszam. - złożył ręce jak do modlitwy, a dziewczyna skinęła głową. - Nie wiem co robić. Potrzebuję go. I mimo wszystko jestem mu coś winna. Nie mogę tak po prostu odejść. - obracała każde słowo na języku. - Co jesteś mu winna? Jeżeli nie jesteś na siłach po tym wszystkim, to wcale nie będzie lepiej kiedy będziesz na niego codziennie patrzeć. - Maciek nie dowierzał temu co właśnie usłyszał. - Nie będzie też lepiej jeśli odejdę i rozpęta się jakaś medialna burza. Za dużo na to wszystko pracował i ja też. Może rozstaniemy się po cichu, ale z drugiej strony... zawsze byłam tam gdzie on. Łatwo połączą kropki. - teraz ona plątała się w swoich słowach, a Maciek kręcił głową z niedowierzaniem. - To brzmi jakbyś miała jakiś popieprzony syndrom sztokholmski! - krzyknął, nerwowo machając rękoma. - Po prostu chciałabym dla wszystkich dobrze. - objęła się ramionami, spuszczając głowę. - Za bardzo go kocham i za dużo przeszliśmy, żebym była mściwą suką. - szybko otarła pojedyncze łzy, które błysnęły na jej policzkach. - Pomyśl przede wszystkim o sobie. A jak będziesz czegoś potrzebować... Możesz dzwonić o każdej porze, tak? - zapewnił ją, że nie zostawi jej z tym wszystkim samej, niezależnie od decyzji jaką podejmie. - Idę się przejść, jakby ktoś pytał. - posłała mu lekki uśmiech i ruszyła wzdłuż ulicy, już nie oglądając się za siebie.

- Kochana, masz nosa do deserów. - Elżbieta szeroko uśmiechnęła się, gdy Lisa wróciła do domu niecałą godzinę później. - Zawsze. Gdzie chłopaki? - zapytała, bo Elżbieta była sama w kuchni. - Maciek gdzieś wyszedł niedługo po tobie, a Kuba w swoim pokoju. - kobieta wzięła talerz z ciastem i zaprosiła synową do salonu. - Jak się czujesz? Marnie wyglądasz. - dotknęła dłoni dziewczyny, kiedy przysiadły na kanapie. - Nie jest łatwo. Teraz będzie pierwsza trasa w którą będę tak zaangażowana. Nie tylko towarzysko. - Lisa ścisnęła ręce kobiety i sięgnęła po kawałek ciasta. - Nie pytam o pracę, tylko o ciebie. Wysypiasz się? Jesz normalnie? Masz chwilę dla siebie? Nie możesz żyć tylko pracą. - Ela z troską przyglądała się dziewczynie, która wzruszyła ramionami. - Odcięłam się. Staram się być myślami przy pracy, a nie przy tym wszystkim co się stało. Tak jest wygodniej i przynajmniej do reszty nie oszaleję. - spróbowała zażartować, ale nie bardzo jej to wyszło. - Kochanie... Twoje zdrowie jest najważniejsze, pamiętaj. - pouczyła ją jak własną córkę i odgarnęła jej włosy za ucho. - Najwyżej skończę w kaftanie, ale pierw ogarnę obowiązki. - westchnęła, oblizując palce po cieście. - Będziemy się chyba zbierać, Kido został sam w domu. - wytarła dłonie w spodnie i wstała z kanapy. Czuła, że jeszcze jedno pytanie Elżbiety i pęknie jak bańka mydlana. A to było ostatnie czego chciała w tym momencie. 

- Proszę! - usłyszała zachrypnięty głos Kuby, kiedy zapukała do drzwi. - Lisa. - widząc dziewczynę usiadł na łóżku. - Nie musisz pukać. - potargał palcami włosy. - Ale wypadało. Chcesz jeszcze zostać czy możemy zbierać się do domu? - rozejrzała się po pokoju, ale nic się nie zmieniło od jej ostatniej wizyty. - Kuba? - zagadnęła go, kiedy zapatrzył się w przestrzeń i nie odpowiedział na jej pytanie. - Chciałbym czasami cofnąć czas. - powiedział nagle, kiedy pomachała mu dłonią przed twarzą. - Ja też, ale to zawsze pozostanie na liście marzeń. - odpowiedziała, nieco zbita z tropu jego wyznaniem. - Wracamy już do domu? - powtórzyła pytanie, krzyżując ręce na piersi. - Lisa. Będzie jeszcze kiedyś dobrze? - wstał z łóżka i stanął przed dziewczyną. - Przewidywanie przyszłości zalicza się do tej samej kategorii co cofanie czasu. Czekam przy samochodzie. - minęła go, wychodząc z pokoju. O ile droga do Ciechanowa minęła im całkiem szybko przy opowieściach Kuby, to teraz czuła, że nie będzie ani trochę przyjemnie wracać do Warszawy w całkowitej ciszy. Nie chciała wdawać się w żadne rozmowy, więc ledwo zajęła miejsce pasażera, a słuchawki znalazły się w jej uszach. Nie była gotowa. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz