103.

351 35 40
                                    

- Nie może pan tutaj wchodzić! - pielęgniarka podniosła głos na Kubę, który zdyszany po szaleńczym biegu na 5. piętro dopadł zamykających się drzwi. - To blok operacyjny! - fuknęła na niego, kiedy wsunął nogę między drzwi a framugę. - O to chodzi. - syknął, rzucając jej wyzywające spojrzenie. - Moja żona tutaj jest. Mógłby ktoś wyjść i powiedzieć o co chodzi?! - ryknął, nie panując już nad emocjami, a kobieta mimowolnie skuliła się. - Nazwisko. - poprosiła, widząc w jakim stanie jest mężczyzna. Na szczęście miała ludzki odruch i nie zbyła go, każąc po prostu czekać na lekarza. - May-Grabowska. Przeć chwilą ją przywieźli. Błagam. - jęknął, opierając się o ścianę. - Chwileczkę. - zatrzasnęła drzwi, a Kuba zjechał po ścianie na podłogę. Ukrył twarz w dłoniach, czekając na jakąkolwiek wiadomość. Niewiedza i niemoc doprowadzała go do czystego szału. - Wiadomo coś? - w końcu na piętro dotarła reszta ekipy, a pytanie ledwo przeszło Krzyśkowi przez gardło, gdy zastali Kubę na podłodze. - Rodzina pani May? - jak na zawołanie drzwi bloku otworzyły się i stanął w nich mężczyzna w niebieskim stroju. - Tak? - Kuba skoczył na równe nogi od razu stając przed lekarzem. - Wszystko wskazuje na pęknięcie tętniaka, ale nie mogliśmy uzyskać pełnego obrazu podczas rezonansu ze względu na pogarszający się stan pacjentki. Doktor Kozłowski właśnie rozpoczął operację, która zależnie od ostatecznie wybranej metody może zająć od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. - Grabowski słysząc te słowa zatoczył się i szybko został podtrzymany przez Koziarę i Krzyśka stojących za nim. - Ale jak? Dlaczego? - jęknął, nie wierząc, że ból głowy czy omdlenie może mieć tak poważne skutki. - Pobraliśmy do badania płyn mózgowo-rdzeniowy, dzięki temu wiemy z jakim krwawieniem mamy styczność. Proszę być dobrej myśli. Doktor Kozłowski to jeden z najlepszych neurochirurgów w kraju. - starszy asystent zmierzył spojrzeniem grupę chłopaków stojących przed nim. - Poproszę pielęgniarkę, aby informowała was na bieżąco. - mówiąc to zniknął na oddziale, a chłopaki posadzili Kubę na krześle. - Mogłem ją zmusić, żeby poszła do lekarza! Przecież to można wcześniej wykryć! - zaczął obwiniać się o zaniedbanie, a z jego oczu popłynęły łzy. Skulił się na krześle, mamrocząc obelgi pod swoim adresem. - Maciek? - Adam spojrzał na kumpla, który ściskał w ręku telefon, a jego twarz robiła się coraz bardziej blada z każdą kolejną sekundą. - Wyłącz to! Samych głupot się naczytasz! - Moyes zorientował się, że starszy Grabowski wpisał w Google hasło tętniak mózgu i właśnie czytał o operacjach, powikłaniach, itp. Zrobiło mu się słabo, gdy przeczytał o otwarciu czaszki i przebiegu całego zabiegu. - Pokaż mi to. - Que uniósł głowę, a Koziara posłał karcące spojrzenie w kierunku Adama. Nie potrzebowali jeszcze bardziej załamanego Kuby, który i tak ledwo się trzymał. - Uspokój się. Słyszałeś, że będą informować na bieżąco. - Krzysiek stanął przed przyjacielem, ale ten wstał z krzesła i wyminął go. Wyrwał bratu telefon i wrócił do początku medycznego artykułu. - To wszystko moja wina. - wyszeptał po chwili, zaciskając przy tym pięści. - Pierdolisz. Przecież to mogło być genetyczne! - Maciek podniósł głos na brata, bo równie dobrze wszyscy mogli być temu winni. - Kurwa, Kuba. - syknął, odzyskując możliwość trzeźwego myślenia. Odebrał mu telefon i pchnął go na ścianę. - Zamknij się i czekaj na lekarza. Inaczej nikomu nie pomożesz. Jasne? - naskoczył na niego, a chłopaki wstrzymali oddech. Obawiali się, że Kuba zaraz wpadnie w szał i wywiąże się między nimi bijatyka. Ku zdziwieniu wszystkich Quebo tylko skinął głową i otarł łzy, pociągając przy tym nosem. Te dwie ostatnie godziny zrobiły z niego cień człowieka. - Idę do sklepu. - oznajmił po chwili Wojtek i skierował się do windy. Wszyscy potrzebowali kawy, bo nie wiadomo ile czasu spędzą w oczekiwaniu na zakończenie zabiegu. 

Niestety, kolejne godziny mijały, a na korytarz nikt nie wyszedł. Przy Kubie został Krzysiek i Maciek, który nie mieli żadnych innych zobowiązań, a Koziara z Adamem rozjechali się do domów. Mieli zmienić się z samego rana, żeby nie zostawiać Que samego. Siedzieli na średnio wygodnych kanapach i próbowali zająć się czymś pożytecznym, ale ich myśli ciągle krążyły wokół Lisy. Maciek nie wyobrażał sobie, żeby dziewczyna tak po prostu odeszła. - Wiesz co? Ona jest zbyt złośliwa, żeby tak po prostu umrzeć. - mruknął, spoglądając na nisko zsuniętego w fotelu brata, który przysnął jakieś pół godziny temu. - Chyba za bardzo go kocha. - odburknął Krzysztof, potrząsając przy tym głową. - Weź, nikt nie umrze. - zreflektował się, zauważając mamę Lisy, która wyszła z windy z jakimś mężczyzną. Wywnioskował, że musi to być jej mąż i być może ojciec dziewczyny. Otarł dłonie o uda i podniósł się, kiwając głową w jej kierunku. - Nic nowego. - westchnął, podchodząc do kobiety. - Krwawienie było rozległe, to jeszcze potrwa. - powiedziała, bo dotarły do niej informacje z bloku. Nie opuściła dyżuru w laboratorium, czekając na ewentualne badania córki. Spędziła niespełna godzinę na oddziale ratunkowym, gdzie znajomy sanitariusz zapewnił jej leki uspokajające. Nie był to pierwszy raz, kiedy Lisa była w szpitalu czy lądowała na oddziale ratunkowym, ale po raz pierwszy było to coś tak bardzo poważnego.  Mimo wszystko, każdy zabieg córki mocno ją stresował, wywołując sny, które tylko potęgowały obawy. Tym razem operacja była niezbędna w celu ratowania życia i nie mogła szukać alternatyw. - Usiądźcie. - kiwnął na Maćka, żeby zwolnił miejsce na kanapie, a sami stanęli kawałek dalej, przy parapecie. 

Kuba zacisnął powieki, przebudzając się z drzemki, w którą zapadł. - Gdyby nie przełożyła tej hospitalizacji to wszystko wyszłoby wcześniej. - usłyszał znajomy głos po swojej lewej stronie i od razu uniósł głowę. - Co? - wykrztusił, gdy dotarł do niego sens słów wypowiedzianych przez matkę dziewczyny. Kobieta cicho rozmawiała z mężem, ale odwróciła się do Kuby. - Co mama powiedziała? - powtórzył pytanie, od razu się rozbudzając. - Miała umówiony termin na oddziale, żeby zrobić badania w celu diagnozy tych nadnerczy. Miała mieć rezonans przysadki. - kobieta ciężko westchnęła, rzucając krótkie spojrzenie na zegarek. Dochodziła 20:00, a operacja powinna już dobiegać końca. - Jak to? Na kiedy? - jego głośny, ale zachrypnięty głos zwrócił także uwagę chłopaków. - Półtora tygodnia temu, ale przełożyła przez wyjazd. - Kuba nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Nie miał zielonego pojęcia, że dziewczyna miała się zgłosić na diagnostykę. - Wspaniały chłopak, który nawet o tym nie wiedział. - ojciec dziewczyny prychnął z pogardą w kierunku Grabowskiego. - Wspaniały ojciec, którego Lisa nie chce znać. Co tu w ogóle robisz człowieku?! - podniósł głos, zrywając się z fotela. - Uspokójcie się! - kobieta stanęła między mężczyznami. Dawno pogodziła się z relacją swojej córki z ojcem. Po prostu tak miało być. W dodatku bardzo lubiła Kubę. Wiedziała, że troszczył się o jej córkę jak tylko mógł, ale Lisa była uparta. - Rodzina pani May? - drzwi bloku otworzyły się i stanął w nich mężczyzna o kruczoczarnych włosach ze śladami siwizny. Poprawił srebrne oprawki na nosie i zmęczonym wzrokiem rozejrzał się po zgromadzonych ludziach. Za jego plecami stanął inny mężczyzna. - Jestem doktor Kozłowski, wraz z doktorem Siódymem operowaliśmy panią May... - zaczął, przenosząc spojrzenie to na mamę Lisy, która ciągle była w białym mundurku, to na wytatuowanego Kubę, którzy stali tuż przed nim. - I? - Que nerwowo przełknął ślinę w oczekiwaniu na kolejne słowa, wręcz przestał oddychać.  Średnio go obchodziło jak nazywał się lekarz, co robili... dla niego liczył się efekt końcowy. Czy usłyszy jeszcze jej śmiech? Czy spojrzy w te roześmiane oczy? A może nie będzie mu to dane i w wieku 28 lat zostanie wdowcem? Szybko zamrugał odganiając napływające do oczu łzy, kiedy jego myśli galopowały jak szalone w różnych kierunkach.

————

Robi się ciekawie, prawda? 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz