17.

412 34 33
                                    

- Podobno dają tu najlepszą kawę w mieście. - Lisa pchnęła drzwi ramieniem i wstawiła do środka swoją walizkę. Mia pisnęła z radości na jej widok, ale dzielnie dokończyła kawę dla klienta stojącego przy barze. - Wszyscy się zastanawiali co się z tobą dzieje! - krzyknęła, wybiegając do niej. - Twój narzeczony powiedział, że zaginęłaś. - przytuliła ją mocno do siebie. - Gdzieś ty była? - przyjrzała się jej uważnie i dotykając jej kasztanowych włosów, świeżo ściętych na dłuższego boba. - San Fransisco. - Lisa położyła swoje rzeczy na kanapie. - To co z tą kawą? - uśmiechnęła się do dziewczyny, która jak zwykle zarażała swoim pozytywnym nastrojem. - Już się robi, ale pod warunkiem, że wszystko mi opowiesz. - zastrzegła i napełniła kolbę kawą. Rozmowa z Mią była dla niej jak wizyta u terapeuty. Była osobą trzecią, niezwiązaną silnie z żadną ze stron, a do tego szczerą do bólu. 

- Do jutra powinno starczyć. - do kawiarni wszedł Shannon, trzymając w rękach karton z owocami, bo poranna dostawa nie przyjechała, a ze względu na ładną pogodę soki i smoothies cieszyły się dużą popularnością. - Schowasz? - zerknął na Mię i postawił karton na stoliku. Dziewczyna od razu wzięła się za rozpakowanie zakupów, a następnie z uśmiechem powitała nowych klientów. - Kogo my tu mamy. - usiadł na przeciwko Lisy. - Kuba odchodzi od zmysłów. - dodał, na co dziewczyna tylko lekko wzruszyła ramionami. - Potrzebowałam czasu dla siebie. - wyjaśniła krótko, bo akurat przed nim nie zamierzała się otwierać. - Odwieźć cię do domu? - zaproponował, widząc jej walizkę. - Poradzę sobie, dzięki. - na moment splotła palce, nerwowo się nimi bawiąc. Nie chciała wracać do domu, w którym będzie sam na sam z Kubą, a nie wiedziała gdzie mogłaby się podziać. Właściwie to miała nadzieję, zapytać Mię  czy będzie mogła u niej przenocować, dopóki nie zdecyduje się na jakiś hostel. - Dobra, kumam, nie chcesz się z nim widzieć. - stwierdził po chwili. - Pojedźmy do studia, dzisiaj Jared ma czytanie scenariusza, więc nikogo tam nie ma. Wstawaj. - nie umknęło jego uwadze, że pierścionek zniknął z jej palca, co całkiem go ucieszyło. Nie zamierzał zagłębiać się w relację tej dwójki, tylko po prostu przyjemnie spędzić czas. - Zajrzę jutro. Dzięki za wszystko. - pożegnała się z Mią i pozwoliła, aby Shannon wziął jej walizkę. W czasie drogi próbowała jakoś podpytać Shannona o Kubę, ale robiła to na taką okrętkę, że mężczyzna stał się nieco poirytowany i udawał, że nic więcej nie wie. Wszystko oczywiście krył za szerokim uśmiechem i rzucał żartami na prawo i lewo, rozbawiając dziewczynę. - Ej, mieliśmy jechać do Jareda. - upomniała go, kiedy zaparkował przy początku szlaku turystycznego na wzgórzach. - Za ładna pogoda na siedzenie w domu, a przyda nam się trochę powietrza. Szczególnie tobie. - wysiadł, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Nie chciała robić scen, więc podążyła za nim, ciesząc się, że ma sportowe obuwie. - Kiedy wracasz do Polski? - zagadnął ją, kiedy po kilku kilometrach przysiedli na drewnianej ławce z widokiem na miasto. - Tuż przed świętami. - mruknęła, wyciągając telefon, żeby zrobić kilka zdjęć. - Jeszcze mam dużo do zobaczenia. - posłała mu lekki uśmiech i pstryknęła sobie selfie. - Teraz razem. - stwierdził i przysunął się do niej. Tuż przed naciśnięciem migawki zrobił głupią minę, skutecznie rozśmieszają dziewczynę. Do ostatniego zdjęcia pocałował ją w policzek, dodatkowo obejmując ją w pasie. - Wracajmy. Nie mam kondycji na takie wycieczki. - poprosiła, udając, że musi zawiązać buta i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. - Niech ci będzie, ale po drodze zjemy coś dobrego. - zerknął na zegarek i podążył za dziewczyną, która już kroczyła ścieżką prowadzącą na parking. 

- Jezu, przestańcie z tego robić jakąś sensację! - usłyszał jej głos i niemal kolana się pod nim ugięły. Szybkim krokiem podążył do salonu, gdzie na środku stała poirytowana Lisa, bo Jared po ujrzeniu jej wyraźnie ucieszył się. - Naprawdę nie można na chwilę wyjechać?! - przewróciła oczami, a starszy Leto uniósł ręce w geście poddania. - Po prostu miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością. - posłał jej szeroki uśmiech i opadł na kanapę obok swojego brata. - Lisa. - Kuba stanął w drzwiach, a na jego twarzy malowała się ogromna ulga. Co prawda informacja z komisariatu, że dziewczyna jest cała i zdrowa nieco go uspokoiła, jednak nie było to to samo, co zobaczyć ją na własne oczy. - Tego już za dużo. - szepnęła, nie spodziewając się go tutaj. Była przekonana, że w ciągu dwóch ostatnich dni poukładała sobie wszystko w głowie, razem ze scenariuszem ewentualnej rozmowy z chłopakiem. Widok Kuby zaskoczył ją do tego stopnia, że łzy zebrały się w jej oczach, a oddech stał się przyspieszony. - Nie będziemy teraz rozmawiać. - zwróciła się do niego po polsku i cofnęła się w kierunku drzwi na taras. - Daj mi chwilę, minutę. - poprosił ją, jednak przecząco pokręciła głową. - Nie jestem na to gotowa. - zagryzła wargę i odwróciła się na pięcie, opuszczając pomieszczenie. Grabowski stał na środku, ze zwieszonymi ramionami, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu odetchnął, próbując zachować spokój  i podążył jej śladem. - Kuba, nie. Nie teraz, nie tutaj. - wstała z leżaka, głęboko zaciągając się papierosem. - Gdzieś ty była? Jak mogłaś tak po prostu zapaść się pod ziemię?! - machnął rękoma, nieco podnosząc głos. Uczucia, które w tym momencie wypełniały jego serce były prawdziwą mieszanką wybuchową. Nieopisana ulga, radość, ale i złość oraz rozczarowanie jej lekkomyślnym zachowaniem. - Nie musiałeś nasyłać na mnie policji. - odpowiedziała, a jej głos nie bił już taką pewnością siebie jak przed chwilą. - Musiałem! Rozpłynęłaś się w powietrzu, zero kontaktu, mogłaś chociaż się odezwać. - zbliżył się do niej, a dziewczyna zorientowała się, że dała zapędzić się w kozi róg. - Mam mieć wyrzuty sumienia? A ty je masz? - szepnęła zduszonym głosem, z trudem zachowując spokój. - Zostaw mnie. Nie pogarszaj sytuacji. - ostrzegła go, upuszczając na ziemię niedopałek. - Dotknij mnie, a nie ręczę za siebie. - trafiła plecami na ścianę. Ich spojrzenia spotkały się na dosłownie sekundę, ale było to jak wyładowanie elektryczne. - Lisa, wysłuchaj mnie. - uniósł ręce, pokazując jej, że nie musi się go obawiać. - Nie mam ochoty cię słuchać. Przecież jestem tylko zdzirą, dlaczego zawracasz sobie mną głowę? - z ogromnym bólem przytoczyła jego słowa, które zawisły między nimi. - Nie jesteś... - przełknął ślinę i pokręcił głową. - Byłem pijany... - po raz kolejny próbował się jakoś wytłumaczyć. - Przyznaj, że twoja mania kontroli dała ci popalić, kiedy spuściłam się ze smyczy. Co zrobisz? Uderzysz mnie? Zgwałcisz? - głos łamał jej się z każdym kolejnym słowem, a mężczyzna stał tylko przecząco kręcąc głową. - Odsuń się. - serce waliło jej jak oszalałe. Miała nadzieję, że ustąpi, jednak nie ruszył się z miejsca. - Będę krzyczeć. - z trudem przełknęła ślinę i przesunęła się w bok, wzdłuż ściany, licząc, że pozwoli jej przejść. Myśli Kuby pędziły jak oszalałe, chciał ją złapać i zamknąć w ramionach, dopóki nie opadłaby z sił po próbach ucieczki. Ręka mu drżała, a skroń pulsowała ze złości. W uszach szumiało mu od krwi szybko pompowanej przez serce. - Wrócimy do tego. - szepnął, nie mogąc dłużej znieść widoku strachu malującego się w jej oczach. Odsunął się, co natychmiast wykorzystała niemal biegiem wracając do domu. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz