124.

411 36 43
                                    

Lisa wyrzuciła kolejną pustą butelkę po piwie i pokonała niewielką odległość dzielącą bar od dj-ki. - Gdzie Krzysiek? - klepnęła Adama w ramię, żeby zwrócić jego uwagę. Mojski wskazał drzwi za sobą i wyciągnął do niej rękę, aby pomoc jej wejść na niewielki podest. - Zbieram się. - oznajmiła, wchodząc mu w słowo. Uśmiechnęła się do Ali, z którą w sumie nie zamieniła dzisiaj  nawet słowa poza krótkim cześć, bo ciągle się mijały. - Już? Ledwo zaczęliśmy grać. - Kondracki był wyraźnie zdziwiony. - My? Chyba Myszka, bo ty z konsolą nie masz nic wspólnego poza tym, że za nią stałeś. - zadrwiła, żeby mu dokuczyć. - Godzina, półtorej i możemy jechać razem. - próbował ją namówić do zostania na imprezie. Koniecznie chciała jechać na ten after, a Grabowski zgodził się tylko dlatego, że mieli wrócić całą ekipą. - Kompletnie nie moje klimaty. - stwierdziła bez ogródek, bo chociaż nogi same rwały jej się do tańca od nut puszczanych przez Adama, to czuła się jak na szkolnej dyskotece. Klub przypominał jej po prostu jakąś świetlicę do której ktoś wstawił bar, zamontował kilka głów i podłączył konsolę. - Macie jakiś numer na taksówkę? - mogła co prawda sprawdzić w internecie, ale włączyła tryb oszczędny, bo telefon wyraźnie krzyczał o rozładowanej baterii. - Lisa, godzina. Co do minuty. Proszę. - posłał jej błagalne spojrzenie, ale dziewczyna była nieustępliwa. Wróciła na salę i przecisnęła się między ludźmi, kierując się prosto do wyjścia. Z tego co zapamiętała droga z błoni do Zgrzytu była całkiem prosta, a stamtąd już bez problemu trafi na Płońską. Odpaliła papierosa i opuściła akademicki teren. Chwilę zastanawiała się z której strony przyjechali i zdecydowała się odbić w lewo. Trafiła. Wybrała numer Kuby, ale dopiero przy trzecim połączeniu odebrał telefon. Z głośnika uderzyły ją jakieś okrzyki zmieszane z dudniącą muzyką. Biedna Elżbieta. Już wyobrażała sobie tę Sodomę i Gomorę, która miała miejsce w domu. - Słyszysz mnie? - upewniła się, gdy usłyszała głos Kuby. - Słyszę! Jak impreza? - zapytał odchodząc na bok, żeby moc swobodnie porozmawiać. - Wyszłam. Będę wracać do domu. Jakieś pół godziny i będę. - oznajmiła, wchodząc na krawężnik i zaczęła iść po nim stópkami. - Chłopaki też jadą? Nie ma nas w domu, przyjedziesz na basen? - wytężyła słuch, bo poza Que słyszała też sygnał informujący o bardzo niskim stanie baterii. - Basen? Co wy tam robicie? Gdzie to jest? - kompletnie nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek wspominał o basenie w Ciechanowie. - Powiedz taksówkarzowi, że na basen to cię zawiezie. Jeden je... - chciała mu przerwać, dopytać o adres, jednak połączenie zostało zerwane. Zdążyła dojść do głównej ulicy, ale nie widziała nikogo na horyzoncie, żeby zapytać o drogę. Zagryzła wargę, widząc na wyswietlaczu niepokojące 3% i wyszła z trybu oszczędnego. Wstukała w Google hasła basen i Ciechanów, ledwo pokazała jej się trasa, a telefon po prostu się wyłączył. Zajebiście. Mogła wrócić do klubu. Mogła też iść na Płońską. W prawo czy lewo? To była druga czy trzecia ulica? Zdążyła jedynie zapamiętać, że odległość nie była duża. Za cholerę nie zamierzała przyznać się Kubie, że samotnie błądziła po nocy po nieznanych rejonach miasta i z duszą na ramieniu ruszyła w lewo. Podczas spaceru towarzyszył jej rechot żab i melodia wygrywana przez świerszcze. Szybki rzut oka na nadchodzącą grupkę ludzi upewnił ją, że lepiej trzymać się od nich z daleka, bo slalomem jeden prowadził drugiego. Nie wiedziała jak długo szła. Mogło minąć pięć jak i piętnaście minut, a nawet pół godziny. Mimo bluzy zdążyła nieco zmarznąć i z każdym kolejnym krokiem miała coraz większa ochotę po prostu usiąść na chodniku i się rozpłakać. Z nadzieją zaczęła machać rękoma, kiedy na horyzoncie pojawiło się auto wyglądające na taksówkę. - Jezu, jak dobrze, że pan jechał. - rzuciła na powitanie, zajmując miejsce na tylnim siedzeniu. - Dokąd jedziemy? - oparł rękę o zagłówek fotela i zerknął na nią. - Basen. Na basen. Jeśli cokolwiek to panu mówi. - złożyła ręce jak do modlitwy. - O tej porze? - wyraźnie się zdziwił, ale kiedy kiwnęła głową to bez słowa zawrócił. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy basen jest faktycznie basenem czy może to jakaś nazwa własna używana przez mieszkańców Ciechanowa. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz