Zdążyli wyjść z psami Krzycha i Oli, kiedy dostali wiadomość, że owa dwójka czeka na wypis i w ciągu pół godzinny powinni opuścić ostry dyżur. - Rany, współczuję ci. Ile masz to nosić? - Lisa posłała Oli współczujący uśmiech, kiedy zobaczyła ją w prowizorycznym kołnierzu. - Na szczęście nic poważnego, bardziej mięśnie naciągnięte. - dziewczyna wzięła swoją torebkę i spojrzała na Krzyśka. - Przepraszam, że was alarmowaliśmy, ale nie wiedzieliśmy ile się zejdzie, tym bardziej, że mnie zabrała karetka. - przeprosiła jeszcze Grabowskich. - Daj spokój, skąd mogłaś wiedzieć? Dobrze, ze obyło się bez większych strat. Jedziemy? - Lisa wsunęła rękę w dłoń Kuby i lekko ją ścisnęła. - Nie powinieneś prowadzić. Pojedziemy na dwa auta, Lisa poprowadzi twoje. - zaproponował Que, kiedy przeszli na parking. - Słucham? - czerwonowłosy nagle się zatrzymał. - A od kiedy ona ma prawo jazdy? W życiu. - stwierdził, podchodząc do swojego samochodu. Miał lekko wgnieciony zderzak, bo zdążył wyhamować, natomiast Ola nie miała tyle szczęścia, kiedy inny kierowca wymusił na niej pierwszeństwo i jej samochód został zabrany przez pomoc drogową. - Halo, ja tu jestem. - Lisa przypomniała o swojej obecności. - Nie będę się z nim kłócić. Wyskakuj z kluczyków, a ty poprowadzisz auto Krzycha. No już, nie będziemy tutaj tak stali. - zaczęła macać Kubę po kieszeniach, żeby znaleźć kluczyki. - Serio jej pozwolisz? - Krzychu nie krył swojego zdziwienia, kiedy Grabowski w końcu, co prawda z niezbyt zadowoloną miną, dał jej to, o co prosiła. - Kondracki, skończ już. Masz jakieś dziwne uprzedzenia. - poirytowana Lisa tylko prychnęła i otworzyła Porsche Kuby. - Ale... ale on mi nawet nie chciał dawać swojego auta! - Krzysiek skrzyżował ręce na piersi i nieco skrzywił się, bo bolała go klatka piersiowa od wrzynających się przy nagłym hamowaniu pasów. - Krzysiek, proszę cię. - Ola położyła dłoń na ramieniu swojego mężczyzny. - Mam już dosyć tego dnia, chciałabym znaleźć się już w domu. - dodała, kiedy ten w dalszym ciągu z niedowierzaniem mierzył wzrokiem Lisę, która właśnie odpaliła silnik. - Widzimy się na miejscu? - opuściła szybę i uśmiechnęła się do Que. - Tak, jedź ostrożnie, proszę. - pochylił się i krótko ją pocałował, z troską klepiąc przy tym dach samochodu. - Nie wierzę! - Kondracki krzyknął jeszcze, kiedy dziewczyna specjalnie docisnęła pedał gazu, żeby go wkurzyć i spokojnie wyjechała z parkingu. - Ja też nie. - mruknął Kuba, bo jednak to było co innego, kiedy siedział w fotelu pasażera, a teraz puścił ją samą.
- Skoro sytuacja opanowana, to może wrócimy do tego co zaczęliśmy? - przejechał dłonią po jej plecach i zacisnął palce na pośladku, kiedy otwierała drzwi do mieszkania. - Nie wiem czy jestem w nastroju. - mruknęła, wchodząc do środka. Wyjęła z kieszeni telefon i papierosy, odkładając je na blat i nalała sobie wody do szklanki. - Film, serial? - złapał ją pod pachy i posadził na blacie, widząc, że jest jakaś sfochowana. Stanął między nogami i dotknął jej podbródka, żeby spojrzeć jej w oczy. - Co tym razem? - zapytał wprost, bo dobrze wiedział, że sama mu nic nie powie, a w najlepszym przypadku wybuchnie kilka dni później, przy innej okazji. - Nie musisz tak oglądać auta. - burknęła, bo zanim ruszyli spod budynku Krzyśka to obejrzał karoserię, a w dodatku wygonił ją na miejsce pasażera. - I to cię tak złości? - uśmiechnął się do niej i pocałował ją w czoło. - Dzieciaku, po prostu dbam o swoje. - puścił jej oczko, ale to wcale nie udobruchało dziewczyny. - Słyszałaś, że nawet Krzychowi nie pozwalałem... - nie skończył jednak mówić, bo weszła mu w słowo. - Dbasz o swoje, tak? Jakoś mnie tak nie oglądasz za każdym razem jak wrócę do domu. - odstawiła szklankę na bok i objęła go nogami. - Masz rację, przepraszam. Zacznę. - przewrócił oczami dotknął jej nadgarstków. - Ze skutkiem natychmiastowym. - mruknął, skubiąc wargami jej odsłoniętą szyję. - Powiesz mi jak to zrobiłaś? - potarł ślady po lince i spojrzał na nią wyczekująco. - Nieważne. Głupie to. Więcej nie tknę twoich zabawek pod twoją nieobecność. - oparła się na rękach i przymknęła oczy, żeby kontynuował pieszczoty jej szyi. - Ale ze mną już możesz. - wymruczał jej do ucha, a kiedy Lisa zorientowała się co ma na myśli, to odepchnęła go od siebie. - Nie licz na to. - zeskoczyła z blatu i złapała psią smycz. - Wy na spacer, ja pod prysznic. - zarządziła i zanim zdążył zaprotestować zniknęła w korytarzu prowadzącym do łazienki.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...