W porę, mordo. - Ej, gdzie jesteś? - usłyszała głos Kuby, kiedy odebrała połączenie. - Na tej ulicy z kwiatami co wygląda jak nadmorski deptak... Czekaj. - przystanęła i zaczęła wodzić wzrokiem po niskich budynkach, żeby znaleźć tabliczkę z nazwą ulicy. - Warszawska. Skrzyżowanie z jakąś główną ulicą i jakiś plac po drugiej stronie. - stanęła przy ścianie budynku, żeby zejść z drogi rodzinie z gromadką małych dzieci. - Tak sama? Mogłaś powiedzieć. - westchnął, czekając przed domem na resztę ekipy. - Nie czułam potrzeby, bo byłeś zajęty. - stwierdziła, skupiając wzrok na kamieniu, który miała pod stopami. - Lisa, no. - jęknął krótko, ale zaraz chrząknął. - My właśnie się zbieramy. Poczekasz na nas? Pójdziemy razem na błonia. - zaproponował, czekając aż reszta wyjdzie z domu. - To po prostu daj znać jak już będziecie, nie będę tutaj tak stała. - końcówkę zdania niewyraźnie wymamrotała, bo właśnie wsadziła do ust kolejnego papierosa. - Nie pal tyle. - słysząc to przewróciła oczami i rozłączyła się. Miała ogromną ochotę na jakąś kawę mrożoną, ale wokół zauważyła jedynie lokale z kebabem. Spokojnie, głęboko zaciągając się papierosem obserwowała ludzi, którzy zmierzali w kierunku zamku. Mijało ją też wiele dzieciaków ze śladami kolorowego proszku holi, co wzbudziło u niej lekki uśmiech. Te beztroskie rozmowy, radosny śmiech i wszechogarniające uczucie, że dzisiaj w mieście wydarzy się coś wielkiego otaczały ją z każdej strony. Zboczyła nieco z trasy, wstępując do sklepu spożywczego. Zignorowała dzwonek powiadomienia w telefonie, bo miała ręce zajęte puszką Red Bulla, butelką wody i opakowaniem gumy do żucia. - ... i spotkałyśmy Que! Był z nim też Krzysiek z Biggim na spacerze. Jaki on jest cudny! - odwróciła głowę, słysząc podekscytowany pisk i spostrzegła grupę nastolatek, gdzie kilka z nich pokazywało reszcie coś na telefonach. - Nie było z nim Lisy? Dziwne, zawsze są razem. - usłyszała swoje imię i szybko odwróciła wzrok. Przestąpiła z nogi na nogę i wychyliła się, żeby zobaczyć jak długa jest przed nią kolejka. Żałowała, że nie wzięła ze sobą żadnej czapki z daszkiem czy bluzy, ale w sumie nie planowała tego spaceru. - Zapraszam do kasy! - usłyszała donośny głos kobiety, która właśnie otworzyła kolejne stanowisko. Od razu uskoczyła w bok i wepchnęła się jako pierwsza w kolejce. Na nieszczęście zaraz za nią pojawiły się nastolatki, głośno rozprawiające o przyczynie jej pobytu w szpitalu. - Jeszcze elemy forwardy cienkie poproszę. - uśmiechnęła się do kasjerki i przesunęła palcem po ekranie telefonu, żeby włączyć NFC. Niespokojnie stukała stopą o podłogę, czekając aż na wyswietlaczu terminala pojawi się informacja o zaakceptowaniu transakcji i w pośpiechu zebrała swoje zakupy. Szerokim łukiem ominęła większa grupę raczącą się piwem przed wejściem do sklepu i zeszła w dół, prosto na błonia. Z cichym pstryknięciem otworzyła puszkę napoju energetycznego i niemal z namaszczeniem rozprowadziła łyk na języku, czując przyjemny smak. Zdążyła jeszcze obejść dziedziniec zamku, zatrzymując się przy stoiskach z rzemiosłem, obejrzała krótki pokaz walki na miecze i właśnie miała przejąć na drugą stronę, pod scenę. Minęło dobre pół godziny od telefonu Kuby, a ciągle nie zauważyła ekipy. - Za chwilę kolejny wyrzut proszku! Gotowi? - dj zagrzewał do zabawy ludzi zgromadzonych na błoniach i właśnie zapuścił Swish Swish. Już pierwsze nuty dobrze znanej jej melodii obudziły przyjemne spojrzenia z party busa przy którym kiedyś pracowała. Pozbyła się pustej puszki i wyciągnęła telefon, kiedy zaczęło się głośne odliczanie do kolejnego wyrzutu kolorów. Kończyła właśnie nagrywać kolorową chmurę, kiedy na ekranie pojawiło się połączenie od Kuby. - Gdzie jesteś? Podejdziesz do wejścia na backstage? Zaraz przy ulicy między zamkiem a sceną! - krzyknął do telefonu. - Idę. - wykrztusiła tylko, bo wraz z powiewem wiatru dotarł do niej proszek, który podrażnił jej gardło. Slalomem przełknęła między ludźmi, ale gdzieś w środku czuła coś, czego nienawidziła i miała szczerą nadzieję, że jednak jej się wydaje. Z daleka zauważyła neonową bluzę Kuby i przyspieszyła kroku. Przy barierkach dała sobie założyć opaskę i w końcu znalazła się przy mężczyźnie. Jednak jej się nie wydawało. Atak paniki powoli przejmował nad nią kontrolę. Objęła go od tylu ramionami i przytuliła się mocno do jego pleców. Przymknęła na moment oczy, głęboko przy tym oddychając. Oblała ją fala zimnego potu, a dłonie zaczęły drżeć. - Dlaczego taka jesteś, co? - Que przerwał rozmowę z kimś z obsługi i odwrócił się do niej. - Jaka? - zapytała, chowając ręce do kieszeni. - Jakbyś była na mnie zła. - odgarnął jej włosy za ucho i pocałował w czoło. - Przywykłam, że mam cię dla siebie, a dzisiaj wszyscy chcą cię dla siebie. - powiedziała na wydechu i uciekła wzrokiem, niespokojnie rozglądając się wokół. - Que! Que! Możemy zdjęcie?! - wiszące na barierkach w pierwszym rzędzie dziewczyny zaczęły go wołać i machać w jego stronę, kiedy tylko na nie spojrzał. - Chodź. - objął ją ramieniem i ruszył w kierunku fanek. Lisa przylgnęła do jego boku i odsunęła się na moment dopiero kiedy wziął od nich telefony, żeby zrobić zdjęcia. Oblizała usta i dłużej zagryzła wargę. - Odkręcisz? - podsunęła mu butelkę wody, bo ręce jej za bardzo drżały. - Co się dzieje? - wierzchem dłoni dotknął jej czoła oblanego zimnym potem i obserwował jak łapczywie pije wodę. - Nie wiem. To znaczy wiem. Możemy przejść gdzieś na bok? - od razu spełnił jej prośbę i przeszli za scenę, gdzie było zdecydowanie mniej ludzi. - Atak paniki? - wziął jej twarz w dłonie i kciukami starł resztki różowego proszku z jej policzków. - Chyba tak. Denerwuję się. - wzięła długi wdech i na moment zatrzymała powietrze w płucach. - Wzięłaś jakieś tabletki ze sobą? - zgarnął ją w swoje ramiona i oparł policzek o jej głowę, delikatnie masując jej ramię. - Kompletnie nic. - jęknęła, tuląc się do niego. Nawet w najgorszym scenariuszu nie zakładała, że ogarnie ją taki niepokój. Co najwyżej zakładała, że dostanie okresu lub zedrze sobie gardło na koncercie, ewentualnie nadwyręży staw kolanowy. - Jak bardzo jest źle? - zapytał, jednocześnie unosząc dłoń, żeby dać znać Danielowi, żeby teraz nie podchodził. - Prawie tak źle jak ostatnio. - wyszeptała, a Kuba zebrał jej włosy na karku i owinął je wokół dłoni. - Jest tutaj karetka, chodź. - skupił na niej całą swoją uwagę i nie reagował na wołanie ekipy. - Hej, dzień dobry. Możecie jakoś pomóc? Dostała ataku paniki, a nie wzięliśmy żadnych leków. - zaczepił dwóch sanitariuszy stojących przed karetką. - Przepraszam cię. - mruknęła do Kuby, ale to na siebie była zła. Mimo wszystko nie chciała mu psuć tego dnia, tylko się dostosować i przeczekać to zainteresowanie nim. - Daj spokój, zdarza się. - kucnął przy niej, kiedy usiadła na wskazanym przez sanitariusza fotelu. - Możemy tez zmierzyć ciśnienie? - zagadnął, kiedy na jej palec został wsunięty pulsometr. - Przestań, to nie od tego. - poruszyła się niespokojnie, kiedy poruszył ten temat. - Ciii, chce być pewien. - ścisnął jej kolano i zaczął rozmowę z lekarzem, który widząc saturację dziewczyny podał jej maskę z tlenem. Założyła ją z cichym westchnięciem i odchyliła głowę w tył. Zamknęła oczy i starała się spokojnie oddychać, ignorując przy tym rozmowę Kuby z sanitariuszem.
——-
Sto lat, Kuba.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...