186.

327 31 27
                                    

 - Możesz mnie po prostu przytulić? - wyszeptała, z desperacją w głosie, bo po prostu potrzebowała teraz drugiego człowieka, obojętnie czy był przyjacielem jej męża czy byłby przypadkową osobą z ekipy technicznej. Na szczęście Krzysztof nie zawahał się nawet sekundy i zgarnął do siebie zapłakaną dziewczynę, której hamulce ponownie puściły. Mocno objął ją ramionami, delikatnie kołysząc na boki, żeby mogła się uspokoić. Ponad czubkiem jej głowy napotkał spojrzenie Grabowskiego, który właśnie rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciela. Dłużej mierzyli się wzrokiem, ale ostatecznie Kuba skinął tylko głową i przygarbiony, z rękoma w kieszeniach skierował się do garderoby. - Przepraszam. - wyszeptała w końcu, pociągając nosem.  Otarła go naciągniętym rękawem bluzy i próbowała przywołać na usta uśmiech. - Nie przepraszaj, nie ma za co. - troskliwie potargał jej włosy i poklepał po ramieniu. - Jest tutaj kilka mediów,  chciałabym żeby Kuba z nimi porozmawiał. - tak jak ona tylko potrafiła, w kilka sekund przełączyła się na tryb „praca". - Que poszedł do garderoby, chodź. - objął ją ramieniem, robiąc krok w przód jednak dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. - Nie chcę go teraz oglądać. - przyznała, całkiem szczerze, bo była rozeźlona, że wykonał na scenie jej piosenkę. - Jako manager chyba znajdziesz na to siłę? - zapytał z głupim uśmieszkiem tańczącym na wargach, na co zareagowała głośnym fuknięciem. - Nie podchodź mnie tak. - przyłożyła jeszcze palce wskazujące pod oczy, pozbywając się ostatnich rzęs wiszących na rzęsach. - Jak? - przestąpił z nogi na nogę i udał, że kompletnie nie wie o co jej chodzi. - Dobrze wiesz jak. - trzepnęła go w ramię i pomachała paczką papierosów, dając mu znać, że chce jeszcze zapalić. - Widzę cię tam zaraz. Inaczej cię znajdę. - puścił jej oczko na odchodne i oddalił się wolnym krokiem.

- Zaraz przyjdzie. - Kondracki odpowiedział, nim Kuba zdążył zapytać. Wystarczy, że przyjaciel spojrzał na niego. - Nie pytałem. - stwierdził chłodno Grabowski, opróżniając kolejną butelkę wody. - Nie musiałeś. - Krzysiek machnął ręką i opadł na kanapę. - Stary, nie wyżywaj się na mnie. - dorzucił jeszcze, lekceważąco patrząc na Kubę. - Ja wcale..! - gwałtownie odwrócił się do czerwonowłosego, ale ten natychmiast wszedł mu w słowo. - Nie? Ciekawe. - parsknął śmiechem  i pokręcił głową. - Po prostu nie muszę wiedzieć gdzie ona jest 24/7. - burknął pod nosem, zaciskając pięści. - Kogo próbujesz oszukać? - Kondracki głośno roześmiał się, a Adam stał z założonymi rękoma i przyglądał się kumplom, jakby oglądał mecz tenisa. - Po prostu... się martwię! - dosyć nieskutecznie próbował się wytłumaczyć, ale obaj dobrze wiedzieli, że po prostu lubi mieć wszystko pod kontrolą. A gdy tylko ją tracił to potrafił wpadać w szał lub inne podłe nastroje, co właśnie pięknie zademonstrował. Mojski chrząknął znacząco i zerknął w kierunku drzwi, w których progu stanęła Lisa. - Możecie podejść na ściankę? Poza mediami jest też ekipa festiwalu, bo nagrywają przebitki z krótkimi wypowiedziami. - miała na myśli głównie swojego męża, ale wiedziała, że będzie swobodniej się czuł w towarzystwie chłopaków. - Nie lubię kamer. - skomentował głośno Grabowski. - Gówno mnie to w tym momencie obchodzi. - stwierdziła spokojnie, przesuwając się na bok i znacząco wskazując na drzwi. I gdyby nie napięcie, które między nimi strzelało, to zapewne szeroko by się uśmiechnęła, bo rzadko miała okazję oglądać Kubę, który nie wiedział co powiedzieć. Kompletnie zapomniał języka w gębie, bo nie spodziewał się takiego opanowania ze strony dziewczyny, a tym bardziej takiego podejścia do jego osoby. Jednocześnie poczuł, że jego plan spalił na panewce, bowiem wymyślił sobie, że jeśli doprowadzi ją do szału to przy najbliższej okazji Lisa wykrzyczy wszystko co jej leży na wątrobie i ostatecznie dojdą do jakiegoś porozumienia. Fakt, może kombinował jak koń pod górę, ale nie wiedział jak zmusić ją do rozmowy. 

- Mam czerwony dywan rozłożyć? - skrzyżowała ręce na piersi, świdrując Kubę spojrzeniem. - Nie, wystarczy, że się zamkniesz. - odparował niemal natychmiast, a w pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy zdali sobie sprawę, że przesadził. Wszyscy łącznie z nim samym. Krzysiek aż się zapowietrzył, wstrzymując oddech w oczekiwaniu na reakcję Lisy. - Świetnie, Que. Jeśli potrzebujesz spuścić z pary to znajdziesz w Berlinie kilka burdeli. Nawet sprawdzę opinie w sieci, znajdę ci najlepszy z całym wachlarzem kobiet i zamówię ci taksówkę. Ale pierw obowiązki, potem przyjemności. - ku zdziwieniu wszystkich zachowała zimną krew, pozwoliła sobie na kpinę i wytrzymała jego natarczywe spojrzenie. - Możesz? - skinęła głową w kierunku drzwi i poprawiła torebkę na ramieniu. - Chodźmy. - Adam jako pierwszy z trójki mężczyzn odzyskał głos, ale ciężka atmosfera panująca w garderobie nie była dla niego i po prostu chciał stamtąd wyjść. Krzysiek wstał z kanapy i trącił Kubę ramieniem. - Idziemy. - oznajmił, popychając go do przodu. Kiedy mijali dziewczynę, zauważył jak przyjaciel specjalnie, ale niby czystym przypadkiem, szturchnął ją łokciem. Pół sekundy później musiał złapać Que za bluzę, żeby ten nie wylądował na ziemi, gdy Lisa podstawiła mu nogę. - Ja pierdolę, litości. -  skomentował głośno, wznosząc oczy ku niebu i szarpnął Grabowskiego za ramię, gdy ten już chciał naskoczyć na swoją żonę. Podobnie czuł się, gdy jechali na urodziny Taco, kiedy to para prowadziła wojnę podjazdową zdominowaną przez pasywnie-agresywne zagrywki. 

Lisa upewniła się jeszcze, że dotarli do ścianki, a potem opuściła backstage i rozpłynęła się w tłumie ludzi w najlepsze bawiących się podczas kolejnych koncertów. Ostatni dzień festiwalowy przypadał na niedzielę, więc występy artystyczne skończyły się o dosyć przyzwoitej porze, jednak nabuzowany emocjami Kuby ciagle nie mógł doczekać się jej powrotu do hotelu. Pominął kolację, odmówił wspólnego oglądania meczu i po prostu leżał na łóżku z czapką naciągniętą na twarz. Ostatecznie jednak zmęczenie wzięło górę i mimo wszelkich prób pozostania przytomnym krótko po 22-ej padł w ramiona Morfeusza. Obudził się w kompletnych ciemnościach, niemal od razu zrywając się do siadu, gdy usłyszał szczęk zamka w drzwiach. Rozpoznał sylwetkę dziewczyny, która odłożyła torbę na fotel i pochyliła się, zdejmując buty. - Wyszalałaś się? - zapytał w końcu, kiedy zaczęła się przebierać w kącie pokoju. - A ty? Mulatka, Azjatka? Znając ciebie to pewnie wpadła jakaś brunetka czy inna szatynka. - odcięła się, wsuwając na tyłek szorty do spania. - Chcę porozmawiać. -  puścił mimo uszu jej uwagę, mimo że aż się w nim zagotowało. - Mhm, a wcześniej  darłeś się na mnie jak stare prześcieradło. - złapała za brzeg kołdry, z trudem wyszarpując ją spod Kuby. - Elisabeth. - używając jej pełnego imienia próbował ją przywołać do porządku, ale wywołał tylko śmiech. - Idę spać. - poddała się w walce o kołdrę, gdy specjalnie ją przytrzymał i położyła się na samym skraju łóżka, dopiero czując ból w nogach po zrobieniu tylu kilometrów po mieście. Wtuliła policzek w chłodny materiał poduszki i zamknęła oczy, zmęczona po dniu pełnym wrażeń. - Nie jesteś sobą. - stwierdził, bo jej zachowanie było dla niego podejrzane. Dlaczego nie skoczyła mu do gardła? Przecież tak łatwo się uruchamiała. - E-e. Nie jestem kimś, kim chciałbyś żebym była. - poprawiła  go znużonym głosem, a jego kolejne słowa docierały do niej jakby z oddali, gdy zapadła w sen. Konia rzędem temu, kto wymyślił tabletki nasenne. 

—————

Póki co nie zapowiada się na Słońce...

#teamKuba czy #teamLisa - dawajcie znać w komentarzach! 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz